
22.07.2021
min czytania
Udostępnij
Katalog Revela dzieli się na kilka serii. Najwyżej stoi Ultima 2, w której skład wchodzą podłogówki Salon 2 i Studio 2, monitor Gem 2 oraz głośnik centralny Voice 2. Oczko niżej w hierarchii plasuje się Performa Be, którą tworzą modele wyposażone w berylowy tweeter. Poza nimi jest jeszcze Performa 3, Concerta 2 oraz zestawy do kina domowego i montażu w ścianie i suficie. Jeszcze przed dwoma laty najwyższe miejsce w serii Performa Be zajmowały F228Be (test w „HFiM” 12/2019), ale zostały zdetronizowane przez potężne F328Be, z obudową o wysokości 130 cm i trzema wooferami. W linii znajduje się jeszcze monitor M126Be oraz podłogówka F226Be, którą się dzisiaj zajmiemy. Budując ją, Revel nie musiał eksperymentować. Po prostu zmniejszył model Performa F228Be. Ten zresztą wydał mi się nieco zbyt duży do 28-metrowego pokoju odsłuchowego, którym dysponuję. Z myślą o pomieszczeniach średniej wielkości powstały właśnie bardziej zwarte F226Be. Warto dodać, że ich pierwszy publiczny pokaz w Polsce odbył się na Audio Video Show 2019.
Revele F226Be zostały spakowane w podwójne kartony. Do testów przyjechała para pokryta srebrnym lakierem metalicznym, jako żywo przypominającym ten stosowany w samochodach klasy premium. Powłoka ma tę ciekawą właściwość, że zmienia odcień zależnie od oświetlenia i kąta patrzenia. Jak to metalik. Do wyboru są również wersje: biała i czarna na wysoki połysk oraz w okleinie orzechowej. Niezależnie od wybranego koloru, wierzch obudowy jest zawsze pokryty czarnym lakierem metalicznym, a nazwa „Performa” zatopiona w nim metodą elektroformowania. Amerykanie nazwali Performę F226Be kompaktową kolumną podłogową. Słusznie, bo jest dość szczupła – ma 105 cm wysokości i waży 26,4 kg. Czarne maskownice są utrzymywane przez magnesiki. Wystarczy je zbliżyć do frontu skrzynki, by same przylgnęły, gdzie trzeba. Jeśli w jakimś stopniu wpływają na brzmienie, to minimalnie w kierunku lepszej równowagi zakresów. Spodziewam się, że raz założone pozostaną na kolumnach. Tak było w czasie testów. Zakryłem tym samym białe membrany, które mnie rozpraszały, bo zanadto przyciągały wzrok.
W komplecie z kolumnami znajdują się niewielkie cokoły wystające poza obrys obudowy. Od spodu wkręca się w nie kolce, które z jednej strony są zaostrzone, by stanąć na specjalnych talerzykach albo zagłębić się wprost w podłogę, jeśli ktoś ma takie życzenie. Można je też odwrócić, bo na drugim końcu zostały zaokrąglone. Niestety, w tej opcji także zagłębią się w parkiet, choć oczywiście mniej. Przekrój obudowy jest zbliżony do lutni – łagodnie zaokrąglony, zwęża się do tyłu. Bryła prezentuje się dzięki temu lekko i elegancko. Revel Performa F226Be to konstrukcja trójdrożna typu bas-refleks. Za niskie tony odpowiadają dwa 16,5-cm stożki z membranami aluminiowymi, pokrytymi z obu stron ceramicznym kompozytem DCC (Deep Ceramic Composite). 13-cm przetwornik średniotonowy ma membranę z DCC. Większa niż we wcześniejszych modelach średnica cewki powinna się przełożyć na lepszą dynamikę dźwięku.
Wysokie tony przetwarza 25-mm kopułka berylowa, osadzona w falowodzie i wyposażona w soczewkę akustyczną z aluminium pokrytego ceramiką. Do napędu wykorzystano podwójny magnes o średnicy 85 mm. Beryl wybrano nieprzypadkowo. W porównaniu z aluminium i tytanem jest 4,5 raza sztywniejszy, niemal o połowę lżejszy, a przy tym skuteczniej tłumi rezonanse wewnętrzne. Ma też mniejszą gęstość niż kopułki diamentowe. Berylowe tweetery mogą przetwarzać częstotliwości do około 50 kHz, co wystarcza do odtworzenia pełnego spektrum nagrań DSD z płyt SACD lub z plików hi-res. Otwór bas-refleksu znajduje się z przodu, tuż poniżej dolnego woofera. W zestawie dołączono dwie piankowe zatyczki, ale w czasie odsłuchów z nich nie korzystałem. Nie czułem potrzeby zmniejszenia ciśnienia niskich częstotliwości.
Na dole tylnej ścianki zamontowano podwójne terminale. Przyjmą banany, widełki i gołe przewody. Nakrętki są głęboko radełkowane i łatwo je docisnąć. Znalazła się tam również metryczka z napisami: „Designed and Engineered by Ravel” oraz „Made in China”, także po rosyjsku. Widać należymy ze wschodnimi sąsiadami do jednego rynku zbytu.
Kolumny stanęły w pokoju o powierzchni 28 m², w odległości 2,6 m od siebie i około pół metra od ścian bocznych. Dystans od tylnej ściany wynosił 1,1 m, a od słuchacza – około 3,5 metra. Ściany były zastawione półkami z płytami i książkami. Odniosłem wrażenie, że F226Be czułyby się swobodnie już w 20 m². Natomiast powyżej 35 m² polecałbym już większe F228Be.
Przez większość testu wykorzystywałem elektronikę Marantza: wzmacniacz PM-10 i odtwarzacz SA-10, połączone Acrolinkiem A2080 albo Kimberem KCAG (XLR). Przewody głośnikowe stanowiły Monster Sigma Retro Gold, a zasilające – Oehlbach XXL Series 25 Powercord. Najpierw jednak z ciekawości podłączyłem Revele do regulowanej końcówki mocy Cary Audio CAD-300 SSE. Jak na 300B to mocna lampa, bo pracuje w push-pullu, dając 2 x 20 W. Nie spodziewałem się, że tak swobodnie wysteruje F226Be. Przez wiele godzin nie czułem potrzeby korzystania z tranzystora – tak dobre wrażenie robiły barwa i kontrola basu, a precyzja odwzorowania i rozdzielczość wysokich częstotliwości były chyba najlepsze, jakie w ogóle u siebie słyszałem! Posiadacze wzmacniaczy lampowych powinni spróbować Reveli, bo to połączenie może się okazać synergiczne.
Od pierwszych minut w brzmieniu dominują witalność i równowaga. Pozwalają wniknąć w detale, ale stronią od agresji. Oddają szczegóły, nie tracąc muzykalności. Jeśli kogoś nie interesuje wybrzmiewający na trzecim planie trójkąt, skupi się na melodii, ale na pewno nie da się F226Be słuchać z obojętną miną. Amerykańskie kolumny angażują w nagrania, przekazując o nich ogrom informacji. Przestrzeń okazuje się szeroka i rozbudowana w głąb. Wydaje się, że duża w tym zasługa akustycznej soczewki, która rozprasza wysokie tony wystarczająco szeroko, byśmy nie musieli siedzieć idealnie w sweet spocie, a jednocześnie kieruje dźwięki zdecydowanym strumieniem w stronę słuchacza.
Zacząłem od legendarnego albumu Milesa Davisa „Kind of Blue”, wydanego w japońskiej wersji Blu-Spec CD2, a więc na płycie wytwarzanej z wysoką precyzją na linii do produkcji dysków Blu-ray. Nagranie sprzed 62 lat dało nadspodziewany efekt. Rzeczywiście, BSCD2 brzmi bardziej szczegółowo od innych wersji CD, konkurując w tej kategorii z plikami wysokiej rozdzielczości. Niektórym jednak taki przekaz może przeszkadzać w zrelaksowanym odbiorze. Trąbka Milesa lśniła w wysokich rejestrach, pozostając przy tym jedwabiście gładką. Ostrzejsze brzmienie prezentowały saksofony, szczególnie tenor Johna Coltrane’a. Alt Juliana Cannonballa Adderleya pozostał bardziej stonowany, to zresztą styl tego muzyka. Revele pokazują te różnice wyraźnie. Lepiej niż na innych wydaniach CD było słychać perkusję Jimmy’ego Cobba.
Prawdziwa feeria instrumentów perkusyjnych odezwała się w utworze „Double Rainbow” z albumu „Just Jobim” Manfredo Festa (DMP 1998). Dzieje się tak za sprawą zręcznego Brazylijczyka Cyro Baptisty. Konia z rzędem temu, kto dziś potrafi równie realistycznie nagrać perkusjonalia. Ma się ochotę chwycićpałeczki, dzwoneczki i inne przeszkadzajki, by stworzyć duet z Cyro. Na samplerze SACD niemieckiej wytwórni Stockfisch Records znalazły się wyjątkowo efektowne ścieżki, jak ta z Beo Brockhausenem grającym na instrumentach perkusyjnych i na flecie. Tu nagle scena się poszerza, jakby występował na niej duży zespół, a efekty stereofoniczne tworzone, jak przypuszczam, na konsoli kreują fascynujący spektakl. Blues „No Sanctuary Here” Chrisa Jonesa zaskakuje głębokim basem gitary, wibrującymi organami Hammonda, niskim pomrukiem członków zespołu, selektywnymi szarpnięciami strun gitary akustycznej i wreszcie bliskim wokalem lidera. Revele mają dar przekazywania emocji, o ile nie poskąpił ich sam artysta, a realizator nie przytępił. Potwierdzeniem był zmysłowy śpiew Sary K. z akompaniamentem jej własnej gitary oraz basisty.
Wyjątkową przyjemność sprawiło mi obcowanie z wokalem Diany Krall z albumu „The Very Best of…”. Usłyszałem ją bowiem tak blisko, jak to tylko możliwe; była to chwila nawet nieco pesząca słuchacza. Towarzyszący artystce kontrabas Christiana McBride’a dmuchnął taką mocą, że poczułem wiatr we włosach. Krall z najnowszej płyty „This Dream of You” była namiętna, niemal przytulona do mikrofonu i pochylona nad klawiaturą fortepianu. Basowy potencjał nie tak dużych przecież głośników sprawdziłem utworem „Blue Bossa” z płyty „Wood II” wirtuoza kontrabasu Briana Bromberga. Nie był to dźwięk wtłaczający w fotel, wstrząsający ścianami czy poruszający firanki, ale naturalny, mięsisty, żywy i żwawy, dający wyobrażenie o prawdziwych wymiarach pudła rezonansowego i grubości strun. Pat Metheny Group z japońskiej składanki „Last Train Home” wypełniła pokój radosnym muzykowaniem gitarzysty i jego kompanów. Partie każdego z instrumentalistów zostały sklejone przez zestaw hi-fi na tyle przekonująco, by dać słuchaczowi wyobrażenie, jak precyzyjną maszyną kierował kiedyś Metheny. Bogactwo barw i planów rozległej sceny przywołało wspomnienia koncertów zespołu z Sali Kongresowej, Torwaru i z Hali Arena. Revele kreują przestrzeń z maestrią dyrygenta, pobudzając wyobraźnię.
Sampler SACD „Blues Quest” wytwórni Audioquest przeniósł mnie do małego studia, gdzie bluesmani cieszyli się tym, że mogą razem tworzyć muzykę, która mimo upływu czasu nie traci na aktualności ani na wartości artystycznej. Ich spontaniczność przykrywa pewne niedostatki warsztatowe, ale kto by się nimi przejmował… Muzyk bluesowy, prawdziwy i szczery, nawet jeśli nie perfekcyjny, zawsze będzie nam bliższy niż klasyczna bezbłędna politura, na której nie widać żadnej ryski. Orkiestra symfoniczna z Minnesoty pod kierunkiem Eijiego Oue w analogowym nagraniu Reference Recordings została wydana na SACD „Exotic Dances from the Opera” w 2009 roku. Słucham jej zwykle, by sprawdzić, jak sprzęt radzi sobie z dynamiką wielkiego składu i definiowaniem sceny. Revele przestrzeń budują znakomitą, co pokazały w mniej gęstych nagraniach. Tu wyraźnie słychać podziały na sekcje instrumentów. Smyczki mają kremową gładkość, a uderzenia w kotły są pewne i mocne. Efekt okazuje się tym bardziej spektakularny, im głośniej słuchamy.
Dowodem niech będzie zmiana nastroju i gitarowy jazgot grupy Accept w otwierającym ich nowy album „Too Mean To Die” utworze „Zombie Apocalypse”. Tu aż się prosi o podkręcenie gałki we wzmacniaczu, by podnieść sobie poziom adrenaliny. Co ciekawe, Revele nie tracą zdolności oddania barw gitarowych riffów i chrypki wokalisty Marka Tornillo. Puls rockowego rytmu podkreśla bas i kocioł perkusji. Nie napiera tak mocno jak w większych kolumnach, ale i tak zachęca do przytupywania.
Solowy album Paula McCartneya, nagrany w pandemicznej samotności, daje wyobrażenie o możliwościach technicznych domowego studia mistrza. Gitary brzmią rewelacyjnie, tworząc szeroką scenę. Odnosi się wrażenie, jakby rzeczywiście grało tam kilku wirtuozów, a to przecież nałożone na siebie ścieżki. Do tego wspaniały, choć już nieco zachrypnięty wokal sir Paula. Zachwycający także dzięki tym świetnym kolumnom. Wspaniały finał sesji odsłuchowej Reveli Performa F226Be.
W tej kategorii cenowej i wielkości kolumn trudno znaleźć konkurencję dla Reveli. Łączą elegancję i precyzję z witalnością. Równowaga tonalna nie budzi zastrzeżeń, a emocje muzyków udzielają się słuchaczowi.
Janusz Michalski
Hi-Fi i Muzyka 03/2021
Revel Performa F226Be
Przeczytaj także