
21.01.2025
min czytania
Udostępnij
Stwierdzenia, że para podłogówek potrafi zastąpić system kina domowego, padały w recenzjach dość często. Zwłaszcza w czasach, kiedy owo kino przeżywało rozkwit. I niemal zawsze zawierały przesadę. Jednak w odniesieniu do PS Audio te słowa możecie potraktować serio. Twórca Aspenów – Paul McGowan – podkreśla, że jego zestawy są pełnopasmowe. Faktycznie, widać starania w tym kierunku: duże przetworniki i jeszcze większa łączna powierzchnia membran biernych. To podejście powtarza się również w monitorach FR5, a to już zakrawa na żart. Termin „pełnopasmowe” oznacza bowiem, że zakres przenoszonych częstotliwości obejmie także najniższe rejony, w których operują instrumenty.
Pomijając organy, to około 30 Hz. Jednak deklaracja to jedno, a praktyka – drugie. Ta pokazuje, że z naprawdę skuteczną reprodukcją bardzo niskiego basu radzi sobie niewiele podłogówek, za które zapłacimy więcej niż za amerykańskie miniaturki. Tymczasem w tabeli danych technicznych FR5 jak byk stoi: 30 Hz w typowym pokoju. Wprawdzie ze spadkiem 6 dB, ale jednak.
FR5 mają niespełna 37 cm wysokości – są naprawdę małe. Wyglądają lekko, więc ich masa 12 kg sprawia nie lada niespodziankę. W dużej części odpowiada za nią obudowa. Front wycięto z kompozytu na bazie termoutwardzalnej żywicy włókna szklanego. Materiał jest gęsty i niepodatny na wibracje; podobne stosuje wielu producentów. Na razie kompozyty trafiają, niestety, tylko do drogich głośników, a szkoda, bo efekt ich stosowania słychać. O pozostałych ściankach producent nie informuje, ale można się domyślać, że to gruby, gięty MDF, podobnie jak w przypadku droższych Aspenów. Wytłumienie zrealizowano matami lepkosprężystymi, wklejanymi pomiędzy wzmocnienia i ścianki skrzynki oraz za głośnikiem wysokotonowym.
Do wyboru przewidziano dwa warianty wykończenia: czarny i biały. Tym razem to nie ręcznie szlifowany lakier fortepianowy, tylko satyna, którą widzieliśmy w FR10. I dobrze, bo w moim odczuciu wygląda lepiej i nie widać na niej odcisków palców. Zapewne wpłynęło to na cenę. Jasne, że kwota 20000 zł za parę minimonitorów z podstawkami to żadna okazja, ale jeśli spojrzymy na podłogowe Aspeny FR10 za około 60000 zł, nie mówiąc o FR20 za ponad 100000 zł, to wygląda to zdecydowanie bardziej przystępnie.
Aspen FR5 to układ dwudrożny. Zwrotnica 6. rzędu Linkwitza-Rileya dzieli pasmo przy 1750 Hz, a do jej budowy użyto cewek powietrznych i kondensatorów foliowych. Wewnętrzne okablowanie zrealizowano grubą plecionką z miedzi beztlenowej, identyczną jak w zworkach – 20-cm odcinkach przewodu, zakończonych złoconymi widełkami. Łączą one dwa komplety znakomitych terminali. Bardzo podobne, o ile nie takie same, Audio Physic montował w Tempo 6. Jako ich użytkownik mogę zaświadczyć, że są trwałe i odporne na upływ czasu. Po 15 latach wyglądają jak nowe – nie widać na nich rys ani zmatowień.
16,5-cm stożek nisko-średniotonowy to nowa konstrukcja. W podłogowych Aspenach membrana miała strukturę kanapkową. Tutaj jest tkana z włókien samowzmacniającego się polipropylenu. Kosz odlano z metali lekkich, a bardzo duży i ciężki magnes ma podwójną szczelinę. W układzie magnes-cewka umieszczono dwa pierścienie Faradaya, które symetryzują pole.
Magnetostatyczny przetwornik wysokotonowy stanowi mocny punkt programu; w podłogówkach to właśnie on odpowiadał za największe atrakcje, czyli krystalicznie czystą i szybką górę. Występował tam ze średniotonowcem wykonanym w tej samej technice, tworząc fenomenalny, choć kosztowny duet. Po cichu liczyłem, że podobny zagra także w monitorach, ale nie czarujmy się – wtedy byłyby o wiele droższe.
Tweeter PS Audio ma membranę z Teoneksu, czyli polinaftalanu etylu – materiału odpornego na wszystko, co mogłoby jej zaszkodzić, a jednocześnie lekkiego jak piórko. Na folię nakleja się miedziane druciki, przyciągane i odpychane przez silne magnesy neodymowe, umieszczone z przodu i z tyłu (push-pull). Powierzchnia drgająca ma 7,5 x 5,5 cm. Przetwornik umieszczono w płytkim falowodzie o profilu wykładniczym.
Na koniec coś, co w dużej mierze decyduje o charakterze brzmienia FR5, czyli duża membrana bierna w kształcie stadionu. Umieszczono ją z tyłu i przyklejono do niej płytkę z włókna węglowego o grubości około 1,5 mm – to spore dociążenie. Takie samo oryginalne i chyba niespotykane u konkurencji rozwiązanie widzieliśmy w większych Aspenach.
Firmowe podstawki wyceniono rozsądnie. Spendor potrafi zawołać za ażurową konstrukcję z zespawanych kątowników 6000 zł. Tutaj za połowę tej kwoty dostajemy coś lepszego i bardziej estetycznego. Szeroko rozstawione punkty podparcia zapewniają stabilność, a regulowane kolce umożliwiają wypoziomowanie na nierównej powierzchni. Filar pomiędzy bazą a podstawą na głośnik jest wąski, dzięki czemu całość wygląda smukło. Ale jest też solidna i praktyczna, ponieważ wewnątrz można ukryć kable, o ile nie kupiliście węży ogrodowych. Podstawki są anodowane na kolor monitorów i ważą około 6 kg/szt.
Czułość 83,5 dB (2.83 V/1 m) to okolice legendarnych miniaturek BBC LS 3/5a. W związku z tym FR5 wymagają mocnego wzmacniacza. Producent zaleca 50-150 W. Dolna granica to może i owszem 50 W, jednak tylko przy założeniu, że będzie to 50 W w klasie A. W innym przypadku bezpieczniej nie schodzić poniżej rzetelnych 100 W. Na szczęście, McIntosh MA12000 oferuje ich aż 350, więc nie musiałem się obawiać, że nie wykorzystam potencjału monitorów z Boulder. Jako źródło wystąpił top-loader C.E.C. CD5. Okablowanie pochodziło z oferty Hijiri (HCI/HCS), a prąd filtrował Ansae Power Tower. Sprzęt stał na stoliku Base 6, a głośniki z podstawkami na granitowych płytach, podklejonych filcem.
Jak zająć mało miejsca w niewielkim pomieszczeniu i mieć wrażenia typowe dla podłogówek? To proste: wstawić tam FR5 i mocny wzmacniacz. Zwłaszcza osoby, które zechcą połączyć słuchanie muzyki z oglądaniem filmów nie powinny się długo zastanawiać. Niewiele monitorów zagra tak, jakby za firanką schował się subwoofer.
W trakcie projekcji wysokobudżetowego kina akcji lub science-fiction monitorki potrafią uderzyć tak gęstym i głębokim dołem, że aż trudno uwierzyć. W takich okolicznościach bas ma czysto subwooferowy charakter, co jeszcze podkreśla spektakularny efekt. Jest powolny, szeroko rozciągnięty, mrucząco miękki i uwielbia się rozwibrować. W filmach wojennych eksplozje robią prawdziwą awanturę, a rozmaite pomruki z piekła rodem wywołują uśmiech na twarzy. Jasne, że to nie FR10, które czterema membranami biernymi ściskały powietrze tak, że falę dźwiękową odczuwało się w żołądku i na skórze, ale i ta robi swoje. Podejrzewam, że za charakterystyczny efekt pompowania decybeli odpowiada dociążenie membrany biernej, bo słyszałem niedawno kilka rozwiązań, w których go nie zastosowano, i żadne nie basowało tak, jak to. Pomimo tej hojności nie odczuwamy przesunięcia ciężaru prezentacji w dół, bo na przeciwległym skraju pasma magnetostat góry, oj, nie żałuje.
Co ciekawe, w materiale muzycznym głośniki się uspakajają i lepiej się organizują w średnich składach. Całkiem dzielnie znoszą te duże i dopiero ekstremalne wyzwania pokazują ich limity. Na przykład mocne granie i gęste faktury u Prince’a są prezentowane w lekkim uproszczeniu, jednak już w piosenkach Goldfrapp bas to znów subwoofer, chyba faktycznie sięgający 30 Hz, a w dodatku generujący przyjemną, odczuwalną falę. Podobnie się dzieje w pejzażach Massive Attack; pojawia się nawet to specyficzne ciśnienie na granicy zatykania uszu. Coś takiego z minimonitora? Niebywałe…
W kulminacjach Dream Theater bas już nie szaleje, jakby zagęszczenie informacji w wyższych zakresach odbierało mu rolę lidera. I dobrze, bo akurat nie on jest najważniejszy. Ale znowu pojawia się w koncertowym, czteropłytowym albumie Marcusa Millera, więc chyba wszystko pozostaje na swoim miejscu. Czyli nie jest to jednostajna, dominująca podstawa, towarzysząca nam bez przerwy, tylko coś w rodzaju efektów specjalnych, które mają budzić, nie usypiać. FR5 potrafią zaskoczyć i robią to spektakularnie.
W całkiem zwyczajnym repertuarze popowym oraz klasycznym rocku Aspeny łączą szeroki, amerykański gest ze spokojem. Pasmo pozostaje wyrównane, bez ekspozycji żadnego zakresu. Klasa magnetostatu daje o sobie znać. Dźwięk pozostaje wyraźny. Może nie wyczynowo detaliczny, jak w podłogówkach, ale charakterystycznie przezroczysty. Nie ma potrzeby siania ostrymi szpilkami w perkusji, abyśmy usłyszeli, co do powiedzenia mają talerze i mniejsze bębny. Czujemy też, jakby więcej się działo na przełomie średnicy i góry, gdzie większość kopułek niespecjalnie sobie radzi, spłaszczając i osuszając ten zakres. W Aspenach jest on nasycony, podparty niższymi składowymi. Dzięki temu gitary są większe, jakby chciały wyjść naprzód. Podobnie głosy liderów kapel zachowują wypełnienie i mięsistość, a jednocześnie idealną temperaturę pokojową, bez pogrubienia ani ocieplenia. Aż dziwne, skoro nie ma tu większej wstęgi…
Bas pozostaje miękki, z rozciągniętymi wybrzmieniami. To mięsiste pulsowanie, które większość słuchaczy uznaje za najprzyjemniejsze w odbiorze. Tym bardziej, kiedy zamiast poluzowanej kluchy słychać podszyty energią atak. A tej FR5 ma aż nadto. Ma też serce do rytmu, chociaż nie przejawia się ono w nadążaniu za szybkimi akcentami. To mogłoby skutkować utwardzeniem, tymczasem słowo „twardy” jest ostatnim, jakie pasowałoby do opisu miniaturek PS Audio. Jeżeli znacie brzmienie elektroniki tej amerykańskiej wytwórni, to wiecie, że można oczekiwać ciepła, niemal jak w lampach, choć do nich niepodobnego. Zwykle łączy się ono z potęgą i głośniki idą tym samym tropem. Nie dogrzewają jednak atmosfery, choć ją w pewnym sensie okraszają analogowym pierwiastkiem. Dzięki niemu instrumenty akustyczne stają się bliższe i bardziej namacalne.
To jeszcze nie brytyjska szkoła eskpozycji pierwszego planu, bo „piątkom” zdecydowanie bliżej do grania z rozmachem. Dźwięku jest dużo. Duże są instrumenty, choć bez ich powiększenia. Hojność idzie tu w parze z umiarem. Ten zaś przejawia się we wspomnianym spokoju, sprzyjającym budowaniu nastroju w rozległych pejzażach. Przywodzi na myśl siłacza o gołębim sercu. Takiego, co to potrafi przywalić, ale woli pogłaskać. Dźwięk otula nas niczym ciężka kołdra. Nie myślcie jednak, że Aspeny są senne albo nudzą. To inna strona leniwie płynącej narracji. Ta emocjonalna.
W symfonice FR5 się oddalają i zachowują dystans. Zapewne po to, by odwzorować rozległą przestrzeń. Faktycznie, scena rośnie, a plany zyskują na separacji, jednak głośnik gra bardziej na sposób uniwersalny niż po swojemu. Odchudza i zdejmuje miły ciężar ze środka pasma. Inna sprawa, że tak samo zachowuje się w ciężkim graniu Dream Theater, któremu czasem bliżej do symfoniki niż do Metalliki. I to wydaje mi się „repertuarowym kompromisem”, jaki przyjął Paul McGowan. W takim materiale postawił na lekkie odchudzenie i poprawność. W najbardziej słuchalnych składach i układach do głosu dochodzą bogactwo i szeroki gest, zaś w najbardziej spektakularnych zadaniach, wydaje się, absurdalnych dla monitora o audiofilskim rodowodzie, pojawia się coś zupełnie nieoczekiwanego, jak inwazja obcych.
Tej na ekranie Aspen FR5 sprosta, a w czasie kontemplacyjnego odsłuchu natychmiast zmieni oblicze. I za to, co lubi, odwdzięczy się po królewsku.
Maciej Stryjecki
Hi-Fi i Muzyka 11/2024
PS Audio Aspen FR5
Cena
16950 zł; Podstawki 2950 zł
Dane techniczne
Liczba dróg/głośników
2/2
Obudowa
bierna membrana
Czułość
83,5 dB (2,83 V/1 m)
Impedancja
6 omów
Terminale
podwójne
Rek. moc wzm
50-150 W
Pasmo przenoszenia
30 Hz – 20 kHz (- 6 dB)
Wymiary (w/s/g)
37/20/33 cm
Masa
6,2 kg
Przeczytaj także