22.03.2019
min czytania
Udostępnij
Niedawno do tej listy dołączyła kolejna linia – Studio. Ta jest jednak nietypowa, ponieważ składa się zaledwie z jednego monitora i przeznaczonych do niego podstawek. Co więcej, producent nie wspomina o planach rozbudowy.
Po wyjęciu z pudełka i ustawieniu na stendach, Studio odsłaniają swoją wyważoną elegancję. Przyciągają oko pozbawionym maskownic frontem i atrakcyjnym, ale spokojnym wzornictwem. Do wyboru przewidziano trzy kolory wykończenia. Na zdjęciach najbardziej podobały mi się czarne, ale to oczywiście kwestia indywidualnych upodobań. Do redakcji dostarczono kolumny białe, a w ofercie znajdują się jeszcze szare. Jeśli chodzi o podstawki, to można wybrać pomiędzy czernią a bielą.
Konstrukcja kolumn jest ciekawa. Po pierwsze, pomimo niezbyt dużych rozmiarów, zdecydowano się na użycie dwóch wooferów. Po drugie, głośnik wysokotonowy umieszczono pomiędzy nimi, czyli w konfiguracji symetrycznej, zwanej także D’Appolito. Po trzecie, tenże głośnik to nie klasyczna kopułka, lecz płaski MPD, o czym dalej. Po czwarte, skrzynki są podwójnie wentylowane. I wreszcie, po piąte, wyloty bas-refleksów mają kształt szczelinowy, a nie okrągły. Żaden z tych elementów nie stanowi przełomu, ale wystąpienie wszystkich w jednej konstrukcji należy zaliczyć do zjawisk interesujących.
Tweeter wyposażono w, znaną z wyższych serii, superlekką membranę MPD. Micro Pleated Diaphragm, czyli dosłownie: membrana mikrofałdowa, w odróżnieniu od konwencjonalnej kopułki, nie pracuje wychyłowo (przód-tył), lecz w jednej płaszczyźnie – zbliżając i oddalając od siebie fałdy powierzchni, niczym miech akordeonu. Efekt na papierze jest imponujący. Według zapewnień producenta, pasmo przenoszenia głośnika sięga 60 kHz.
W sekcji nisko-średniotonowej zastosowano dwa przetworniki RDT II o średnicy 10 cm. Skrót RDT (Rigid Diaphragm Technology) odnosi się właściwie do samej membrany, a jeszcze konkretniej – do jej kanapkowej budowy. Trzy tworzące ją warstwy to, kolejno (od zewnątrz): C-CAM (lekki stop aluminiowo-magnezowy, pokryty powłoką ceramiczną), tworzywo o handlowej nazwie Nomex (nadaje membranom charakterystyczną fakturę plastra miodu) oraz plecionka włókien węglowych. Kosze wykonano z barwionego na pomarańczowo polimeru. Producent informuje, że zarówno woofer, jak i tweeter są nieco uproszczonymi wersjami przetworników znanych z serii Platinum II.
W zwrotnicy jedna cewka powietrzna obsługuje górę pasma, a dwie rdzeniowe przeznaczono dla dołu. Ponadto, w układzie znajdziemy same kondensatory polipropylenowe, sygnowane marką Monitor Audio. Częstotliwość podziału pasma ustalono na 2,7 kHz. Wspomniany już podwójny port bas-refleksu opiera się na rozwiązaniu HiVe II (High Velocity Reflex Port). Dwa wyloty zapewniają wymaganą przepustowość powietrza. Symetria tego opracowania, połączona z symetrycznym rozmieszczeniem wooferów, zapobiega turbulencjom. Kształt szczelinowy zapewnia z kolei szybszy przepływ powietrza niż ma to miejsce w owalnym odpowiedniku o takiej samej wielkości otworu. Pojedyncze rodowane terminale zamontowano pionowo.
Monitory wyglądają na gruntownie przemyślane i starannie wykonane. Rozwiązania odziedziczone po wyższej serii oraz prestiż firmy dają nadzieję na udany produkt. Jedno rozwiązanie jest jednak tak oryginalne, że aż niepokojące. Otóż na froncie nie widać żadnych śrub. Wszystkie przetworniki przytwierdzono od wewnątrz do zgrabnego aluminiowego panelu w kształcie ósemki. Taki panel powinien zapewniać sztywność, o ile sam został dobrze przytwierdzony do obudowy.
I tu się pojawia problem, bo panelu nie utrzymuje, jak byśmy się spodziewali, kilkanaście śrub przykręconych od środka do przedniej ścianki skrzynki, lecz tylko dwie (sic!) – grube i długie, przechodzące przez całą głębokość kolumny i łączące go z tylną ścianką. Fakt, że już pół obrotu jednej śruby powoduje wyraźne obluzowanie całej konstrukcji podważa wstępne obserwacje dotyczące solidności monitorów. Na szczęście, prawidłowe fabryczne dokręcenie zapewnia przewidziany przez producenta efekt brzmieniowy. Najlepiej zatem śrub na tylnej ściance po prostu nie ruszać.
Studio mogą stanowić pewne wyzwanie dla towarzyszącej elektroniki. Producent podaje, że przy 3,5 kHz impedancja spada do 2,9 oma, przy nominalnej wartości 4 omów. Jeśli dodamy do tego efektywność 86 dB, to może się okazać, że wzmacniacz czekają kłopoty. Trzeba więc mieć na uwadze, że jeśli dźwięk Studio za pierwszym razem wzbudzi jakieś zastrzeżenia, to zamiast szukać innych kolumn, po prostu powinniśmy zmienić piec.
Monitor Audio Studio zagrały w dwóch systemach. Najpierw oceniłem ich ogólną charakterystykę w zestawie redakcyjnym, składającym się z przedwzmacniacza lampowego BAT VK3iX SE, tranzystorowej końcówki mocy Conrad-Johnson MF2250 oraz odtwarzacza Naim 5X z zasilaczem Flatcap 2X. Punkt odniesienia stanowiły monitory Dynaudio Contour 1.3 mkII. Brytyjskie zestawy zdążyły się jednak załapać także na kilka dni w towarzystwie znakomitej elektroniki Soulution 325/311, która wycisnęła z nich wszystko, co najlepsze.
Patrząc na Monitor Audio przed odsłuchem, można założyć, że ich dźwięk nie będzie ani ciężki, ani duży. Gabaryty skrzynek oraz średnica wooferów nie zapowiadają basowych czy dynamicznych sensacji. Tak jest w istocie, ale osoby poszukujące brzmienia monitorowego dobrze o tym wiedzą. Już od pierwszych chwil było jasne, że konstruktor odpuścił wielki bas na rzecz pozostałych aspektów brzmienia. Ze świetnym skutkiem.
Głębokość sceny rozciąga się od linii bazy do bardzo bliskiego pola przed słuchaczem. Dzięki temu dźwięk jest namacalny i realistyczny. Nawet kiedy przyzwyczaimy się do tak bezpośredniej prezentacji, pozostanie ona dla nas źródłem radości. Szerokość sceny nie przywodzi na myśl stadionu, choć w dobrych realizacjach źródła pozorne potrafią się pojawiać poza zewnętrznymi granicami bazy. Stereofonię w tej cenie należy zatem ocenić bardzo wysoko – stanowi ona wizytówkę całego brzmienia: plastycznego, otwartego i bliskiego.
Góra pasma może początkowo nieco zmylić. Określiłbym ją mianem „defensywnej”, bowiem w czasie odsłuchu nie odnotowałem choćby śladu wyostrzenia. Ale taka ostrożność nie musi być wadą. Brzmienie jest wolne od natarczywości, a poza tym łatwiej się rozsmakować w dyskretnej słodyczy wysokich tonów i w eleganckiej prezentacji szczegółów.
Bas, jak można się domyślić, ma wyraźne ograniczenia. Im większe pomieszczenie, tym bardziej będą one odczuwalne. Moje 23 metry kwadratowe prawdopodobnie stanowią przybliżoną granicę, powyżej której instalowanie brytyjskich monitorów mija się z celem. Niskim tonom brakowało u mnie impetu i głębi, choć nie można powiedzieć, że dźwięk był przez to wybrakowany. Bas tych monitorów charakteryzuje się przyzwoitą kontrolą i sprężystością. Niedostatki wypełnienia rekompensuje po części mięsistością wyższego podzakresu.
Dynamice w skali mikro trudno cokolwiek zarzucić. Brzmienie jest energiczne, ale nie nerwowe. Makrodynamikę z kolei trudno ocenić obiektywnie. Wiadomo, że z fizyką się nie wygra, więc chyba każde podłogówki będą miały w tym względzie większy potencjał. Zwolennikom gitarowego czadu raczej bym tych monitorów nie polecał. Za to repertuar klasyczny, jazz czy chillout wypadły bardzo dobrze. Średnie tony Studio okazują się muzykalne i płynne. Nasycenie barw jest akwarelowe, a kontury – lekko zaokrąglone. Taki charakter sprawia, że odbiór jest przyjemny, wciągający i nieco relaksujący. Przy odpowiednio dobranym repertuarze łatwo się wciągnąć. Wtedy po każdej skończonej płycie koniecznie zechcemy posłuchać kolejnej.
Zalety brytyjskich monitorów należy oczywiście odczytywać adekwatnie do ich ceny. Za nieco więcej niż 5000 zł otrzymujemy wysokiej jakości produkt. Entuzjazm może nieco studzić dodatkowy koszt stendów, ale we własnym zakresie można się rozejrzeć za tańszą alternatywą. Tak czy inaczej, prawidłowe ustawienie w małym lub średnim pomieszczeniu gwarantuje neutralne i kulturalne brzmienie.
Monitor Audio Studio to interesująca opcja dla osób poszukujących monitorowego dźwięku. Z odpowiednim wzmacniaczem mogą zauroczyć na lata.
Mariusz Malinowski
Hi-Fi i Muzyka 12/2018
Monitor Audio Studio
Przeczytaj także