
24.08.2022
min czytania
Udostępnij
W tamtych czasach część monitorów studyjnych trafiła na rynek amatorski. Później dołączyły do nich wersje „cywilne”, wzorowane na profesjonalnych, i to one ugruntowały obowiązującą do dziś opinię o marce. Przez dekady świat hi-fi bardzo się zmienił, jednak miłośnicy JBL-a z rozrzewnieniem wspominają „złote czasy stereo”. W odpowiedzi na rosnące zainteresowanie stylem vintage Amerykanie zaprezentowali dwa modele głęboko osadzone w stylistyce retro: L100 i L82 Classic („HFiM” 11/2018 i 12/2020). Pod koniec 2021 roku dołączył do nich najmniejszy z rodzeństwa, wintydżowy monitor L52 Classic. Najnowsze dziełko JBL-a wygląda tak, jakby opuściło mury fabryki 60 lat temu i, starannie zakonserwowane, przeleżało w idealnych warunkach do dziś. Nie dajcie się jednak zwieść pozorom, bowiem za archaiczną powłoką znajdziemy współczesne rozwiązania techniczne.
Prosta zwrotnica.
JBL L52 Classic to klasyczne dwudrożne monitory, które nie skrywają żadnej tajemnicy. Nie ma linii transmisyjnych, membran biernych ani podobnych wynalazków. Po prostu klasyka gatunku. Producent winszuje sobie za nie blisko 5000 złotych i za te pieniądze dostajemy produkt przemyślany i dopracowany w szczegółach. L52 Classic mają lustrzany wygląd przednich ścianek i są sprzedawane tylko w kompletach, z wyraźnym oznaczeniem, który kanał jest lewy, a który prawy. Dzięki temu po zdjęciu maskownic nie będą wyglądały dziwnie z przetwornikami zerkającymi w jedną stronę. Nie mam pojęcia, dlaczego pół wieku temu przyjęło się produkować same kolumny lewe albo same prawe, w zależności od ustawienia, skoro wystarczyło odwrotnie założyć przednią ściankę, by uzyskać symetrię. Wyglądało to trochę tak, jakby nagle cały przemysł obuwniczy przestawił się na produkcję lewych butów, a klienci niech sobie z tym radzą. Tutaj, na szczęście, nie ma tego problemu. Wykonane z 16-mm płyt MDF skrzynie oklejono fornirem z amerykańskiego orzecha. Następnie naniesiono warstwę satynowego lakieru, zachowując fakturę porów. Przednią i tylną ściankę pomalowano czarnym lakierem strukturalnym, który po wyschnięciu uzyskał powierzchnię przypominającą skórę. Efekt robi bardzo dobre wrażenie wizualne i organoleptyczne.
W najmniejszych monitorach serii Classic zamontowano najlepsze gniazda głośnikowe.
Wyraźnym nawiązaniem do studyjnych zestawów sprzed półwiecza są piankowe maskownice Quadrex. O ile same monitory są dostępne tylko w jednym odcieniu, to w przypadku gąbek można wybrać między kolorem czarnym, niebieskim i zgaszoną pomarańczą. Gdybym miał kupić L52 do domu, to chyba wybrałbym najciemniejsze. W egzemplarzu dostarczonym do testów trafiły mi się pomarańczowe, niektórym domownikom kojarzące się z kuchennym zmywakiem. Ale wszystko jest kwestią gustu. Gąbkowe maskownice mocno się trzymają dzięki grubym kołkom wystającym z frontów. Ich zdjęcie nie wymaga jednak użycia łomu. Pod nimi ujrzymy najklasyczniejszy monitor z lat 70. XX wieku. Przynajmniej na pierwszy rzut oka. Dół pasma przetwarza 13-cm stożek z grubą membraną wykonaną z czystej celulozy. Jej powierzchnię przecinają charakterystyczne koncentryczne fałdy, usztywniające i rozbijające rezonanse. Do przedniej ścianki woofer przymocowano za pomocą długich śrub, wpuszczonych w nagwintowane tuleje. Napęd zapewnia masywny układ magnetyczny o średnicy 9 cm, zamocowany do odlewanego kosza. W klasycznych konstrukcjach sprzed pół wieku papier łączono zazwyczaj z jedwabiem, ale nie w L52 Classic. Tu górę pasma przetwarza 20-mm tytanowa kopułka, umieszczona na dnie soczewki akustycznej z falowodem. Jest to rozwiązanie zaczerpnięte bezpośrednio z kolumn Revela, siostrzanej marki w koncernie Harmana. Tam do jej budowy, zależnie od ceny, wykorzystuje się różne dziwne materiały, np. ceramiczne odlewy. W L52 Classic jest to tworzywo sztuczne przypominające ABS.
Nie zabrakło pokrętła do regulacji wysokich tonów.
Obok tweetera zamontowano oldskulowe pokrętło, służące do regulacji natężenia wysokich tonów. Może ktoś z niego skorzysta. W czasie testu zdjąłem z monitorów maskownice i słuchałem z pokrętłem ustawionym na zerze, ale niewykluczone, że po założeniu gąbek komuś może brakować sopranów. Konstruktor L52 Classic uwzględnił także sytuację odwrotną, czyli nadmiar góry pasma po ustawieniu głośników w zbyt jasnym pomieszczeniu. Umożliwił bowiem ich przycięcie w znacznie większym stopniu niż uwypuklenie. Wnętrze obficie wytłumiono płatami syntetycznej wełny, a miejsca łączenia płyt wzmocniono klinami i uszczelniono jakimś lepiszczem. Front i tył spięto drewnianym elementem w kształcie litery „V”, co również jest rozwiązaniem przeniesionym z dawnych monitorów studyjnych. Zwrotnicę ulokowano na dodatkowej podkładce amortyzującej drgania i przykręcono do tylnej ścianki. Podział pasma odbywa się nieco wyżej niż zwykle, bo przy 2800 Hz. Z tyłu znajdziemy bardzo porządne pojedyncze zaciski, przyjmujące wszystkie popularne końcówki kabli. Ze względu na wpuszczenie ich w głąb obudowy mogą być trochę niewygodne w instalacji, ale dla użytkowników przewodów z bananami nie będzie to miało znaczenia. Posiadacze widełek i gołych drutów mocno docisną końcówki dzięki śrubom zakończonym sześciokątnymi mutrami. Zerkając do wcześniejszych testów, zauważyłem, że w L52 zastosowano najlepsze terminale w całej serii Classic. Całe szczęście, że ktoś się w JBL-u zreflektował i dotychczasowe „zaciski” zastąpił czymś w pełni zasługującym na to miano. L52 Classic to konstrukcja strojona bas-refleksem, którego wylot wyprowadzono z przodu. Dzięki temu monitory można ustawić w niewielkiej odległości od tylnej ściany, a nawet je na niej powiesić. Stąd też wynikła konieczność wpuszczenia gniazd w obudowę. Stosowne akcesoria montażowe można dokupić osobno. JBL zaleca ustawienie L52 Classic głośnikami wysokotonowymi do wewnątrz, na 60-cm stendach. Zamiast od razu kupować proste słupki, można się uzbroić w cierpliwość i zaczekać na podstawki JS-65 lub wykonać na zamówienie ażurowe stendy, wzorowane na JS-80 (przeznaczone do L82). Na nich L52 Classic będą wyglądały szczególnie stylowo.
Tytanowa kopułka w falowodzie.
Choć na zdjęciach tego nie widać, L52 Classic nie imponują rozmiarami. Po tak kompaktowych monitorach trudno się spodziewać potężnego brzmienia i pod tym względem zaskoczenia nie było. Zamiast przestawiać meble w pokoju, małe JBL-e skupiły się na czymś zupełnie innym. Ich największym atutem, raczej rzadko kojarzonym z amerykańskimi głośnikami, jest niemal idealna równowaga tonalna. Do naturalnych barw instrumentów dodają muzykalność, dzięki czemu brzmienie relaksuje i jednocześnie angażuje, niezależnie od repertuaru. Nawet odtwarzając zgrane do cna płyty z recenzenckiego kanonu, odwlekałem moment zmiany utworów i pozwalałem wybrzmieć muzyce. Na L52 Classic żadne, podkreślam, żadne nagranie nie brzmiało źle, bez względu na styl, gatunek, czas i miejsce rejestracji. Niczego w ich brzmieniu nie brakowało ani też żaden podzakres nie był faworyzowany.
Tytanowa kopułka w falowodzie.
Na tym mógłbym w zasadzie zakończyć opis brzmienia, ale powyższy akapit zasługuje na rozwinięcie. Zacznijmy zatem od podstaw, czyli niskich tonów. Zgodnie z oczekiwaniami wynikającymi z rozmiarów woofera, bas L52 Classic nie miał nic wspólnego z majestatem dużych podłogówek. Owszem, w nagraniach klasyki, zwłaszcza organowej, nie trzeba się domyślać jego obecności, jednak zamiast podkreślania przełomu średnicy, mylnie kojarzonego z potęgą brzmienia, zachowywał równowagę i budował stabilny fundament, delikatnie tylko przy tym pomrukując. W jazzie i rocku niskie tony nabrały zdecydowanie większego wigoru. Stały się szybsze, czujniejsze, bardziej zwarte i gotowe do zadania ciosu.
Pełnię możliwości bas pokazał w nagraniach z prądem, gdzie obok zaskakująco solidnego kopa potrafił przekazać sporo niuansów gry na instrumentach szarpanych. Tym razem zamiast dyżurnego Marcusa Millera polecam posłuchać ballady „Little Wing” z koncertowej płyty Leif De Leeuw Band, dostępnej w serwisach streamingowych. Zawarto tu finezyjną, blisko trzyminutową solówkę, zagraną na sześciostrunowym, bezprogowym basie. Generalnie warto zwrócić uwagę na koncertowe nagrania młodych holenderskich bluesmanów, bo brzmią naprawdę świetnie. Dzięki temu mogłem docenić wirtuozerię wykonawcy (wtedy był to Eibe Gerhartl), a legata i glissanda, nawet na tle narastającego dźwięku gitar, pozostały czytelne i oddane z dużym realizmem.
Taki magnes w 13-cm głośniku nie trafia się często.
Głośniki JBL-a kojarzą się przede wszystkim z rockiem, gdzie mniejszą uwagę zwraca się na brzmieniowe niuanse. Słuchając dla odmiany jazzu, z przyjemnością doceniłem klarowność średnicy. Lekko ocieplone głosy, plastyczne i bliskie odpowiednikowi na żywo, obfitowały w niuanse, jednak ważniejsze od nich były emocje towarzyszące wykonywaniu nawet nudnych kawałków. Z nagrań biła energia i świeżość, a dyżurne audiofilskie smędziary śpiewały tak, jakby właśnie się dowiedziały o planowanych podwyżkach honorariów. Średnica przechodziła w wysokie tony płynnie, bez zbytecznego podkreślania sybilantów. Zamiast chirurgicznej precyzji, L52 Classic oferowały połyskliwą dźwięczność i subtelne zmiękczenie ostrych krawędzi, mające na celu uprzyjemnienie odsłuchów, a nie wywlekanie na wierzch technicznych niedoskonałości nagrań. Znakomicie, bardzo dźwięcznie zabrzmiały gitary akustyczne, instrumenty smyczkowe, a wprowadzające niekiedy nerwowość ostre dźwięki trąbki tym razem okazały się łaskawe dla uszu.
Wylot bas-refleksu z przodu ułatwia ustawienie.
Dzięki wszystkim tym zabiegom amerykańskie monitory wykazują dużą tolerancję dla nagrań, także tych sprzed kilkudziesięciu lat. Bardziej zwracają uwagę na ich wartość artystyczną, a nie na to, czy człowiek za stołem mikserskim nonszalancko potraktował swoją pracę. Jak wspomniałem, żaden repertuar nie sprawił im problemu i nawet wybierając płyty na chybił-trafił nie odczułem dyskomfortu, słuchając Vangelisa bezpośrednio po koncercie Dave’a Brubecka. À propos tego ostatniego: prawdziwie amerykańska scena, zaczynająca się na linii kolumn i ciągnąca daleko w głąb, zwłaszcza w nagraniach na żywo, zasługuje na osobny akapit, ale o jej rozmiarach polecam się przekonać osobiście.
L52 Classic świetnie wyglądają z maskownicami i bez.
Oddając monitory dystrybutorowi, dowiedziałem się, że L52 Classic są obecnie najlepiej sprzedającymi się głośnikami JBL-a i cała tegoroczna dostawa rozeszła się na pniu. Wcale mnie to nie dziwi, ponieważ bardzo dobrze wyglądają,bardzo dobrze kosztują i bardzo dobrze brzmią.
JBL L52 Classic
Przeczytaj także