
30.10.2023
min czytania
Udostępnij
Wspomniane 4305P są kompaktowymi monitorami, których gabaryty idealnie pasują do niewielkich mieszkań. Jeśli wziąć pod uwagę fakt, że dzięki wbudowanemu streamerowi mogą normalnie funkcjonować nawet bez zewnętrznych źródeł dźwięku, to z powodzeniem zaspokoją potrzeby mieszkańców „mikrooapartamentów”. Natomiast 4329P wymagają znacznie więcej przestrzeni. Patrząc na zdjęcia obu modeli, trudno dostrzec istotne różnice. To jednak złudzenie, ponieważ 4329P to kawał kloca.
Obudowy sklejono z 18-mm płyt MDF i wykończono naturalnym orzechowym fornirem. Położono go perfekcyjnie, a otwarte pory i warstwa satynowego lakieru od razu lokują je na wyższej półce. Dla ponuraków przewidziano wersję czarną, ale JBL-e sporo tracą wtedy na urodzie.
Choć skrzynki sprawiają wrażenie przysadzistych, to wizualnej lekkości dodają im ścięte pionowe krawędzie oraz frezowane cokoły centymetrowej grubości. Dzięki nim wyglądają, jakby się unosiły nad podłożem. 4329P to układ dwudrożny, dwugłośnikowy. Górną część frontu zajmuje tuba HDI (High-Definition Imaging), którą obciążono 25-mm przetwornik kompresyjny 2409H z membraną z folii Teonex. Środek i dół pasma to domena 20-cm stożka JW200P-4 z czystej pulpy celulozowej. Ma odlewany kosz i silny magnes. Dla porównania: w 4305P w tej roli występował głośnik trzynastocentymetrowy. W dolnym rogu frontu znalazły się dwa wyloty bas-refleksu. Taka lokalizacja ułatwia ustawianie monitorów w pomieszczeniu, ale i tak producent zaleca co najmniej 40 cm odstępu od tylnej ściany. Gdyby widok przedniej ścianki komuś przeszkadzał, może go zasłonić granatową (w wersji czarnej zaś czarną) maskownicą.
Testowane tutaj 4329P, podobnie jak 4305P, są konstrukcją aktywną. Każdy przetwornik jest sterowany własnym wzmacniaczem pracującym w klasie D: tweeter – 50-watowym, a nisko-średniotonowy – 250-watowym. Zwrotnica dzieli pasmo przy 1675 Hz. Boczne ścianki wyklejono płatami gąbki. Tym samym materiałem owinięto przewody połączeniowe. Tył różni się od typowych domowych konstrukcji, więc wymaga dokładniejszego omówienia. Monitory są sprzedawane tylko w parach, ponieważ stanowią komplet master/slave. Ze sobą komunikują się bezprzewodowo albo przewodowo, poprzez złącze Digital Link. W drugim przypadku rozdzielczość transmisji rośnie z 24 bitów/96 kHz do 24 bitów/192 kHz.
Wszystkie sygnały z serwisów streamingowych oraz źródeł zewnętrznych trafiają do głośnika głównego (primary). Następnie część z nich, przypisanych drugiemu kanałowi, jest przesyłana do drugiego (secondary). Z tego względu zainstalowano w nim tylko gniazdo zasilania IEC oraz RJ-45 do ewentualnego spięcia z głośnikiem głównym. „Ewentualnego”, ponieważ transmisja bezprzewodowa w praktyce okazała się stabilna. Warto podkreślić, że producent nie przypisał monitorom kanału prawego ani lewego. Wybór pozostawiono użytkownikowi, np. zależnie od odległości od źródeł dźwięku czy routera. Na dużej aluminiowej tylnej ściance zamontowano zestaw wejść i wyjść, które również nieco się różnią od spotykanych w typowym sprzęcie stereo.
Najciekawiej prezentują się gniazda combo XLR/6,3 mm produkcji Neutrika. Wyraźnie zdradzają studyjną proweniencję głośników, w których nazwie pojawia się przecież dopisek „Studio Monitor”. Zabrakło klasycznego wejścia RCA dla źródeł analogowych, ale zastąpiono je 3,5-mm dziurką opisaną jako „aux”. Czyżby niedopatrzenie ze strony konstruktorów? Bynajmniej. W przypadku 4329P priorytet stanowi muzyka przesyłana z serwisów streamingowych, komputerów i źródeł cyfrowych. Na postać analogową sygnały są konwertowane w każdym z głośników osobno, co ogranicza zniekształcenia. Natomiast sygnał ze źródeł analogowych po dotarciu do zestawu głównego najpierw jest zamieniany na postać cyfrową, następnie obrabiany przez DSP, po czym część informacji zostaje przesłana do głośnika „secondary”, gdzie wraca do postaci analogowej. Czyli podłączając odtwarzacz CD, lepiej będzie ominąć jego DAC i skorzystać z cyfrowego wyjścia optycznego, niż poddawać sygnał kilku konwersjom (z cyfry na analog w odtwarzaczu oraz z analogu na cyfrę i z powrotem w monitorach).
Wyposażenie obejmuje ponadto asynchroniczne wejście USB-B, służące do podłączenia komputera, wyjście subwooferowe mono oraz dwa małe przełączniki. Pierwszy definiuje kanał lewy i prawy; drugi zmniejsza natężenie basu o 3 dB. Tego ostatniego bym nie lekceważył. Jest też wspomniane gniazdo RJ-45, służące do przewodowej komunikacji z głośnikiem „slave”, oraz identyczne do, znów ewentualnego, podłączenia z internetem. W przypadku 4329P Wi-Fi działa stabilnie nawet bez sterczących antenek. Uważni obserwatorzy dostrzegą także standardowe wejście USB-A, jednak służy ono wyłącznie do celów serwisowych. Od wewnątrz aluminiowych płyt umieszczono duże płytki drukowane z modułami łączności bezprzewodowej Wi-Fi i Bluetooth 5.3 z aptX Adaptive, układami do obróbki sygnałów muzycznych oraz wzmacniaczami. Przed wpływem zakłóceń zewnętrznych chronią je ekranujące obudowy. Pod nimi, także zaekranowane, znalazły się zasilacze. Każdy monitor może zassać z sieci 250 W, więc nie są to jakieś popierdółki ze sklepu dla modelarzy.
JBL-e 4329P wyglądają jak zwykłe zestawy na podstawkę, ale ich funkcjonalność jest bliższa pełnemu systemowi stereo. Ich naturalne środowisko obejmuje serwisy streamingowe i zdematerializowaną muzykę. JBL nie napisał do obsługi specjalnej aplikacji, ale zdał się na programy Google Home oraz Apple AirPlay 2. Dysponując smartfonem z Androidem lub iOS, szybko zintegrujemy 4329P z domową siecią internetową, a dzięki funkcji „Connect” przesyłanie muzyki z popularnych serwisów stanie się dziecinnie proste.
Co ciekawe, po rozpoczęciu odtwarzania dowolnej playlisty można wyłączyć telefon lub nawet wyjść z domu, a monitory i tak będą kontynuowały zadaną pracę. Jeżeli natomiast zapragniemy posłuchać przez nie radia, wystarczy uruchomić stosowną aplikację w smartfonie i przesłać muzykę do głośników przez Bluetooth. Że co, że to nie koszernie? No cóż, nawet „audofilskie” stacje radiowe nadają w formacie mp3 o przepływności 320 kbps, więc nie robiłbym z tego zagadnienia. Natomiast prawdziwie gęste pliki, w tym MQA z Tidala, można odtwarzać z komputera przez USB-B. W moim przypadku nie było konieczności instalacji sterowników, a komputer z Windowsem 10 Pro dogadał się z JBL-ami od pierwszego strzału.
Naturalnym sposobem komunikacji z 4329P wydaje się smartfon. Amerykanie nie zapomnieli jednak o tradycjonalistach preferujących konwencjonalne piloty. Dołączony w wyposażeniu sterownik, poza dostępem do wszystkich źródeł sygnału, umożliwia poruszanie się po serwisach streamingowych oraz regulację głośności. A jeżeli gdzieś się zapodzieje, a telefon odmówi posłuszeństwa, to na wąskiej listewce oddzielającej tubę od mid-woofera w głośniku głównym znajduje się włącznik zasilania, wybierak źródeł oraz regulacja głośności. Aha, po kilku minutach bezczynności zestawy przechodzą w tryb czuwania, z którego automatycznie się wybudzają po uruchomieniu streamingu w telefonie.
Może się wydawać, że aktywne głośniki z dopiskiem „Studio Monitor” już na starcie definiują estetykę brzmieniową. Czego bowiem oczekujemy od zestawów studyjnych? Neutralności, detaliczności i dynamiki, zwłaszcza w skali mikro. Czy powyższe cechy pozostają priorytetami przy wyborze sprzętu domowego? Niekoniecznie. Jeżeli w czasie słuchania ktoś nie może się oprzeć pokusie analizowania każdego dźwięku i wyłapywania kiksów wykonawców, to w porządku. Ale jeśli chcemy po prostu posłuchać dla przyjemności, to na pierwszy plan wysuwają się zupełnie inne aspekty. Każdy, nawet najbardziej ortodoksyjny audiofil w skrytości ducha przyzna, że woli lekko zmiękczony bas i cieplejszą średnicę od chlastania brzytwą po uszach, i tego z pewnością byli świadomi twórcy 4329P. I chociaż nazwa i wygląd głośników wyraźnie nawiązują do sprzętu profesjonalnego, brzmienie okazuje się jak najbardziej „cywilne”. A jeszcze większą niespodziankę sprawiają preferencje repertuarowe.
Rozpoczynając test od żelaznego kanonu mistrzów baroku, od razu zwróciłem uwagę na bas. Na razie nie było potrzeby ograniczenia jego ilości przełącznikiem w głośniku głównym. Mocna podstawa była co prawda zauważalna już od pierwszych taktów, ale nie kładła się cieniem na wyższych częstotliwościach. Niskich tonów było dokładnie w punkt, a ich zasięg, szybkość i kontrola przywodziły na myśl udane kolumny wolnostojące z tego przedziału cenowego. Pełnię możliwości bas ukazał w muzyce organowej, a podkręcenie potencjometru głośności ponad połowę skali zaowocowało wściekłym bulgotem najniższych rejestrów. Taka prezentacja może budzić niezdrowe podniecenie na myśl o ciężkim rockowym łojeniu, choć przeciwległy skraj pasma nieco poskramia te zapędy. Góra prezentuje się zaskakująco miękko, nieomal „analogowo”. Mając w pamięci liczne układy cyfrowe zaprzęgnięte do obróbki sygnału, podświadomie nastawiłem się na wyostrzenie, a nawet lekką ekspozycję wysokich tonów i ułożenie wirtualnego korektora dźwięku w rozciągniętą literę „U”. Nic z tych rzeczy. Czysta i przejrzysta góra nie nosi nawet śladu natarczywości. Jej detaliczność pozostaje na bardzo wysokim poziomie, a niuanse są prezentowane spójnie i z kulturą, bez wbijania szpilek w uszy. Nie ma rozkładania nagrań na czynniki pierwsze, bo priorytetem pozostaje muzykalność.
Na tym etapie nie wiedziałem jeszcze, jak monitory zareagują na podłączenie instrumentów do prądu, ale w nagraniach klasyki spisywały się bez zarzutu. Przejście do bardziej rozrywkowych gatunków natychmiast przełożyło się na charakter niskich tonów. Było ich po prostu za dużo. Lubiły zadudnić na przełomie średnicy, więc koniecznością stało się przycięcie basu o 3 dB. Po tej korekcie nie stracił nic z zasięgu ani szybkości, a wyraźnie zyskał na kontroli. W oczekiwaniu na rozgrzanie gitarowych wzmacniaczy posłuchałem kilku nagrań akustycznego bluesa w wykonaniu wiekowego Pinetopa Perkinsa. I odnalazłem w nich większość cech brzmienia dostrzeżonych w pierwszej części testu. Co za muzykalność, co za rytmiczność! Podobnych wrażeń doświadczyłem w akustycznym jazzie, a porywające perkusyjne i kontrabasowe solówki zaostrzyły apetyt na muzykę rockową. Tym razem musiałem się obejść smakiem. Nie to, że 4329P gardzą ciężkimi riffami, bo potrafią przyłoić dołem, ale robią to jakby bez przekonania. Owszem, zagrają, co mają do zagrania, jednak nie czynią z każdego utworu małego spektaklu, jak to miało miejsce w przypadku nagrań akustycznych. Pewnie prowadzą linię basu. Perkusiści też się nie lenią, ale brakuje tego uniesienia, które dostrzegłem, odtwarzając choćby akustyczny jazz. Nie tracąc czasu, wróciłem do początkowego repertuaru i drogą losowania sięgnąłem po płytę „Anima aeterna” Jakuba Józefa Orlińskiego. Alleluja bracia i siostry! Melodyjność, buzujące emocje i ten wspaniały głos naszego kontratenora… Tego albumu można słuchać w kółko i za każdym razem przeżywać na nowo. Z JBL-ami na pewno szybko się nie znudzi.
Za cenę 4329P da się skompletować zgrabny dzielony zestaw stereo o porównywalnym brzmieniu i własnościach użytkowych. W pakiecie z amerykańskimi monitorami dostajemy jednak emocje, a tych już niepodobna przeliczyć pieniądze.
Mariusz Zwoliński
Hi-Fi i Muzyka 09/2023
JBL 4329P Studio Monitor
Przeczytaj także