
09.06.2019
min czytania
Udostępnij
Teraz przyszedł czas na średnie Monitory 30.2 40th Anniversary Limited Edition w okleinie ze srebrzystego eukaliptusa. W kolejce do recenzji czeka jeszcze ostatnia z serii jubileuszowej, a zarazem najstarsza konstrukcja Alana Shaw – Compact 7ES-3 w ekscentrycznym, rzadkim fornirze „tamo ash” z jesionu mandżurskiego albo japońskiego. Tę ostatnią widywałem dotąd jedynie na gitarach elektrycznych Fendera i bębnach Tamy.
O fornirach piszę dlatego, że są przypisane do wersji jubileuszowych i stanowią jeden z ich wyróżników. Dostępność modeli z edycji urodzinowej ma być ograniczona w czasie, jednak kiedy ich produkcja zostanie zakończona – na razie nie wiadomo. Historię Harbetha opisywaliśmy w „Hi-Fi i Muzyce” niejednokrotnie. Dziś przypomnę jedynie, że w 1977 roku firmę założył inżynier Dudley Harwood, który opuścił laboratorium BBC Research Department, by pójść na swoje. W 1986 roku odkupił ją od Harwooda Alan Shaw, który do dziś pozostaje jej właścicielem i głównym konstruktorem.
Wytwórnia mieści się w Lindfield w hrabstwie West Sussex, na południe od Londynu. Produkcja odbywa się wyłącznie na zamówienie dystrybutorów i jest zaplanowana na kilka miesięcy do przodu. Na konkretny wariant wykończenia trzeba się więc zapisać i cierpliwie czekać. Chyba że importer okazał się przewidujący i ma akurat naszą wymarzoną parę w magazynie.
Projekt Monitora 30 wywodzi się z konstrukcji BBC LS5/9. Zestaw wydaje się idealny do średniej wielkości salonu. Eukaliptusowy fornir prezentuje się elegancko i oryginalnie. Nie widziałem go na kolumnach innych firm. Jakość stolarki okazuje się bardzo wysoka. Zachęca, żeby poczuć pod dłonią gładkość powierzchni, precyzję zaokrągleń krawędzi i przyleganie do kantów na bokach i tylnej ściance.
Jak w każdym modelu Harbetha front zakrywa maskownica z cienkiej czarnej tkaniny, rozpięta na metalowej ramce, wciśniętej w głęboką szczelinę. Z testowanych w „HFiM 4/2018” jubileuszowych Super HL5 Plus ramkę udało się wyjąć i zrobić zdjęcia przetworników. W recenzowanej parze Monitorów 30.2 ramka ugrzęzła w szczelinie na stałe. Nie udało się więc stwierdzić, jak głośniki grają bez maskownic, a o fotografie odsłoniętych przetworników trzeba było poprosić producenta.
Alan Shaw zapewnia, że brzmienie zostało dostrojone do słuchania z założonymi ramkami, ale warto by się przekonać samemu. Do wyciągania najlepsze są podobno silne magnesy, ale na naszą parę jakoś nie zadziałały. W górnej części maskownicy przyklejono ozdobną tabliczkę z logiem firmy i dopiskiem „40 Years”, przy czym „zero” ma kształt płyty winylowej. To samo logo, lecz znacznie większe, znajdziemy z tyłu na wielkiej tablicy znamionowej. Jest tam sporo informacji. Po pierwsze, że zakupiliśmy profesjonalne monitory, co jest trochę zaskakujące, skoro model nazywa się „Domestic”.
Po drugie, że firma Harbeth została założona w 1977 roku. Numer seryjny 40THX253 L/R świadczy o tym, że wyprodukowano dotąd kilkaset par; litera X przed liczbą rezerwuje jeszcze jedną pozycję. Czyżby Alan Shaw nie zamierzał produkować M30.2 w tysiącach? Na samym dole tabliczki umieszczono informację o tym, że szczegóły dotyczące konkretnego egzemplarza zostały zapisane w firmowej kartotece (Master Log-book). Gdyby były potrzebne części na wymianę, łatwo będzie dobrać te o optymalnych parametrach. Zakup warto zarejestrować na stronie firmy, bowiem rejestrację potwierdza osobiście Alan Shaw. To przyjemność otrzymać e-mail od samego mistrza.
Poniżej tabliczki widać wysokiej klasy terminale WBT Nextgen. Przyjmują wtyki bananowe i widełki. Takie gniazda wyróżniają wszystkie jubileuszowe Harbethy. Po wykręceniu tuzina wkrętów można zajrzeć do wnętrza. Zastosowano dość dużo materiału tłumiącego: dwa grube płaty gąbki za głośnikami i takie same wokół bocznych ścianek obudowy. Płytkę drukowaną ze zwrotnicą przykręcono do tylnej ścianki. Podłożono pod nią matę bitumiczną i cienką warstwę płyty pilśniowej. Wygląda na to, że układ elementów zwrotnicy jest taki sam, jak w modelu 30.1, ale nie jestem pewny, czy nie zmieniono ich wartości. Z pewnością w wersji urodzinowej zastosowano lepsze komponenty: poliestrowe kondensatory oznaczone logiem Harbetha i cewki nawinięte grubszym drutem. Połączenia poprowadzono lepszym przewodem z OFC, który nosi jubileuszowe oznaczenie. Obudowy wzmocniono wstawkami w kształcie litery T.
Przetworniki i ich układ pozostały takie same, jak w modelu 30.1. Tylko tweeter zyskał nową osłonę ze srebrzystej siateczki. 20-cm głośnik nisko-średniotonowy został wykonany z firmowego tworzywa RADIAL2. To druga wersja materiału, którego skład opracowano na zlecenie Alana Shawa na początku lat 90. RADIAL to skrót od nazwy przedsięwzięcia: Research And Development In Advanced Loudspeakers. W rezultacie tych badań Harbeth opatentował materiał i jest jedyną firmą, która może go używać.
Jubileuszowe M30.2 zaakceptują każdy mocny wzmacniacz. Najlepiej jednak, żeby był z wyższej półki, bo im lepszy, tym pełniej wykorzystamy potencjał głośników. Do testu Monitory 30.2 40th ALE dotarły razem z przeznaczonymi do nich podstawkami Skylan SKY 4P 24. Nogi wypełniono granulatem Sky Premium Fill. Liczba w nazwie mówi o wysokości – 24 cale czyli 60 cm. To wystarczy, by głośnik wysokotonowy znalazł się mniej więcej na wysokości uszu słuchacza. Z mojego doświadczenia z podstawkami Skylana wynika, że tajemnicze wypełnienie korzystnie wpływa na dźwięk. Kanadyjska firma zaleca jeszcze, by pod monitorami umieszczać podkładki Q-Bricks, ale tych nie dostarczono.
Monitorów słuchałem w pokoju o powierzchni 28 m? z Marantzem PM-10 i zestawem pre/power Parasound JC 2 BP/JC 5. Za źródło sygnału posłużył referencyjny Marantz SA-10, odtwarzający zarówno płyty CD/SACD, jak i pliki hi-res. Jako łączówek użyłem przewodów Acrolink A2080 i Audioquest AudioTruth Diamond (XLR) oraz Monster Sigma Retro Gold i Straight Wire Serenade II (RCA). Sygnał do głośników płynął kablami Monster Sigma Retro Gold i Oehlbach XXL Series Four Coaxial. Do odtwarzania plików hi-res z laptopa MacBook Pro służył program JRiver Media Center 24 i przewód Chord USB Silver Plus. Większość odsłuchów wykonałem z Parasoundem, bowiem moc JC 5 sprzyjała dynamice małych rozmiarem, ale wielkich duchem Harbethów.
Pierwsze wrażenie po podłączeniu Monitorów 30.2 do Parasounda JC 5 było piorunujące. „Lepszego głośnika jeszcze w domu nie miałem” – stwierdziłem. Czyżbym zapomniał o M40.1? Ależ nie, bo w ocenie bezwzględnej największe Harbethy są lepsze, ale subiektywnie, w średniej wielkości pokoju, jubileuszowe „trzydziestki” zagrały fenomenalnie. Pierwszego dnia pomyślałem nawet, że są lepsze od moich Super HL5 Plus 40th ALE. Tak mnie to dręczyło, że ponownie podłączyłem „piątki”, by sprawdzić, o co chodzi. Ale to zupełnie inne głośniki.
Monitor 30.2 to zestawy o studyjnym rodowodzie. Niezbędne w studiu przejrzystość i rzetelność w domu mogłyby się okazać denerwujące, zwłaszcza kiedy słuchamy słabszych realizacji. „Trzydziestki”, owszem, są precyzyjne, ale koncentrują się na ukazaniu piękna muzyki, a nie szukaniu dziury w całym. Mógłbym je mieć jako drugie, obok SHL5 Plus ALE. Po to, by docenić perfekcję jednych i czar drugich. Harbeth zachowuje cechy instrumentów i wokali takimi, jakie znam z koncertów w salach o dobrej akustyce. Przekazuje słuchaczowi to, co zostało nagrane. Tylko tyle i aż tyle. Przyjemność słuchania rośnie wraz z ceną sprzętu towarzyszącego. I tu muszę zaznaczyć, że w przypadku „trzydziestek” jest to bardziej oczywiste niż kiedy słucham „superpiątek”. Te drugie okazują się bardziej tolerancyjne.
M30.2 40th ALE grają wielkim dźwiękiem, nie mniejszym niż SHL5 Plus 40th ALE. Jego rozmiar wykracza poza ściany pomieszczenia, zaś monitory znikają, zostawiając nas z szeroką i głęboką sceną. Trzeba je trochę w tym celu „podkręcić” gałką wzmocnienia, ale z ręką na sercu mogę zapewnić, że nawet do powierzchni 30-35 m? nie będą za małe. W jaki najmniejszy pokój dadzą się wtłoczyć? Nie próbowałem, ale myślę, że 15 m? to niezbędne minimum. Zacząłem od kantat J.S. Bacha w nagraniu Bach Collegium Japan pod kierunkiem Masaakiego Suzuki (SACD, BIS, 2009). Nagranie zaskoczyło mnie precyzją w określaniu położenia instrumentów, miejsc zajmowanych przez muzyków oraz odległości pomiędzy chórem a zespołem.
Ta dokładność, a równocześnie rozmach w kreowaniu sceny nie umniejszyły przyjemności delektowania się naturalnością głosów, dźwięcznością szarpnięć strun klawesynu czy śpiewności organów, których dźwięk dobiegał z… niebios. Tak wysoko muszą być umieszczone w kaplicy uniwersyteckiej w Kobe, gdzie realizowano tę płytę. Harbethom niestraszne było spiętrzenie dźwięków. W żadnym momencie nie traciły precyzji, a dawały odrobinę słodyczy tam, gdzie była potrzebna. Ach, te oboje i wiolonczele! Brzmią bardzo zmysłowo przez Monitory 30.2 AE. Minnesota Orchestra pod dyrekcją Eijiego Oue nie tylko zabrzmiała, ale i zagrzmiała we fragmencie opery Rimskiego-Korsakowa „Śnieżka” („Exotic Dances from the Opera”, Reference Recordings, 2009). Kotły, instrumenty dęte i pomrukująca sekcja smyczków wręcz przygniatały. I to z tak małych głośników! Oczywiście pamiętam, że uderzenie w kocioł słuchane z M40.2 zdmuchnęło mnie z kanapy. Tym razem tego nie doznałem, ale i tak było ekscytująco.
Kremowe brzmienie smyczków, otwierających standard „s’Wonderful”, śpiewany przez Dianę Krall, rozleniwia, a wokal artystki jest tak bliski i realistyczny, że nie trzeba wielkiej wyobraźni, by poczuć przed sobą jej obecność. W „Peel Me a Grape” tej samej Diany kontrabas Christiana McBride’a schodzi naprawdę nisko, ale nawet jeśli jubileuszowe „trzydziestki” nie mają tendencji do odkuwania tynku z sufitu, to dają wyobrażenie o wielkości pudła rezonansowego i grubości strun. Testowy dzwoneczek na początku „Pick Yourself Up” zabrzmiał na nich zdecydowanie wyraźniej niż na „superpiątkach”.
Ostateczny test basu i jego zaskakującej potęgi przeprowadziłem, słuchając solówki Briana Bromberga z płyty „Wood II”. I w tym momencie poruszyły się firanki! Przy swej mocy i niespodziewanej potędze Harbethy potrafią ukazać wielobarwność tego instrumentu i to w całkiem niskich częstotliwościach. Nawet jeśli zejście do 20 Hz jest w ich przypadku fizycznie niemożliwe, to energia daje wrażenie słuchania prawdziwego kontrabasu. Trzeba im tylko dostarczyć dobrze zrealizowaną płytę i sporo mocy, którą tutaj dostały z Parasounda JC 5.
Dobrze brzmi koncert kwintetu Patricii Barber w chicagowskim klubie The Green Mill na płycie „Companion”. Co prawda, postawiono jej nie najlepszy mikrofon, ale przecież to nie studio, gdzie śpiewa się do Neumanna. Za to atmosfera klubu została oddana wiernie: z pogłosami i oklaskami widowni. Monitory mają wystarczająco mocną podstawę basową, by pokazać potęgę kontrabasu, ale i przekazać uderzenie stopy perkusji, a przy tym sugestywnie odtworzyć delikatne uderzenia w konga. I ten rozkosznie wibrujący w powietrzu Hammond! Moje ulubione solo kontrabasisty Michaela Arnopola w „Use Me” zachowało wyraziste kontury, które w kolumnach mniej precyzyjnych potrafią się rozmywać.
Rozdzielczość góry pasma sprawdzam, słuchając perkusjonaliów Cyro Baptisty na płycie Manfredo Festa „Just Jobim” (DMP Records, 1998), nagranej przez nieodżałowanego mistrza konsolety Toma Junga. Z Harbethów 30.2 AE dźwięki wylały się rzeką szeroką jak Amazonka, a ich czytelność była jaskrawa niczym w słońcu tropików. Nie potrafię zapomnieć sesji wspomnieniowej starego rocka, jaką odbyłem z przyjacielem w towarzystwie Harbethów. Podobało nam się wszystko, od dawnego Fleetwood Mac, King Crimson, do późniejszych nagrań Petera Greena.
Były bluesy B.B. Kinga i fusion Jean-Luca Ponty’ego. Jakość tych dawnych nagrań nie jest nawet dobra, ale i tak gitary Greena, Roberta Frippa i B.B. Kinga zabrzmiały zjawiskowo, odmładzając nas o dobrych kilka dekad. Brytyjskie monitory brzmią nadzwyczaj naturalnie. Dają niczym niezmąconą radość ze słuchania każdego repertuaru.
Zakochałem się w jubileuszowych Monitorach 30.2, a skoro ożeniłem się wcześniej z „piątkami”, to „trzydziestki” będą moją kochanką. Ważne, że wszystko pozostanie w rodzinie Harbetha. Aha, żona nadal mi się podoba.
Janusz Michalski
Hi-Fi i Muzyka 02/2019
Harbeth Monitor 30.2 40th Anniversary Limited Edition
Przeczytaj także