
01.04.2018
min czytania
Udostępnij
Gauder nie przejął praw do nazwy, ale przejął opracowane dla Isophona projekty. Następnie wzbogacił katalog o nowe modele i tak wyposażony rozpoczął budowę sieci dystrybucyjnej. Dziś firma jest już dobrze rozpoznawalna w audiofilskim świecie, natomiast wspomnienia o Isophonie systematycznie blakną. Jego nazwa będzie się jednak przewijać przy wielu okazjach. Ot, choćby takiej jak dzisiejsza recenzja modelu Vescova.
Obecnie produkowane kolumny noszą dopisek „MkII”. Ich korzenie sięgają jednak dalej, niż pozwalałaby na to krótka historia Gaudera. Oryginalna wersja była projektem znanym jeszcze pod nazwą Isophon Vescova i dopiero niedawno została unowocześniona. Aktualna oferta Gauder Akustik dzieli się na trzy linie. Ceramic, do której należy Vescova MkII, plasuje się w środku stawki. Poniżej znajdziemy Arconę, powyżej – topową Berlinę.
Konia z rzędem temu, kto na pierwszy rzut oka odróżni nowy model od Isophona Vescova. Podobnie jak poprzednik, jest to konstrukcja dwuipółdrożna z obudową typu bas-refleks. Zmiany dotyczą głównie zestrojenia sekcji nisko-średniotonej. Zastosowano w niej dwa 18-cm przetworniki ceramiczne Acutona. Dolny współpracuje z tunelem bas-refleksu, którego wylot skierowano w podłogę. Jego zakres roboczy kończy się przy 130 Hz (w poprzedniej wersji było to 180 Hz). Górny pracuje w obudowie zamkniętej i przetwarza pasmo aż do 3,2 kHz, gdzie przejmuje je tweeter. Taka konfiguracja ma według Gaudera pomóc wyeliminować podbarwienia średnicy. Drugą zmianą w porównaniu z oryginalną Vescovą jest możliwość zastąpienia 20-mm ceramicznej kopułki Accutona wersją diamentową. Wymaga to dopłaty aż 24500 zł, ale w zamian wkraczamy w inny wymiar reprodukcji najwyższych częstotliwości.
Ciekawostkę stanowi fakt, że Gauder filtruje pasmo przy użyciu bardzo stromych zwrotnic. Spadek wynosi w nich aż 50 dB na oktawę, co w technice głośnikowej bardziej przypomina odcięcie samurajskim mieczem niż łagodne wygaszanie jednego, a załączanie drugiego przetwornika. Obudowy kolumn wykonano z giętej sklejki i MDF-u. Testowaną parę wykończono lakierem, szlifowanym na wysoki połysk. To najdroższa opcja, wyceniona na 44900 zł. Oferta oklein i kolorów jest bardzo bogata. Chcąc nieco zaoszczędzić, można wybrać wersję podstawową za 36500 zł. Skrzynka opiera się na regulowanych kolcach. W cenie 2590 zł za parę można nabyć kamienne podstawy Flagstone.
Z tyłu widać pojedyncze gniazda WBT (w pierwszej wersji montowano je od spodu). Za dopłatą 1690 zł kolumny można wyposażyć w podwójne terminale i zasilić w bi-ampingu lub bi-wiringu. W standardzie znajdują się zworki do regulacji natężenia basu. Przewidziano trzy pozycje: +/- 1,5 dB oraz neutralną. Rozwiązanie przydaje się w dostrajaniu niskich tonów do charakterystyki pomieszczenia odsłuchowego. Wisienką na torcie jest dostarczana w komplecie poziomnica oraz pasta do pielęgnacji obudowy.
Gaudery Vescova MkII miały szczęście trafić do mnie w czasie, kiedy na stoliku StandArt STO stał znakomity wzmacniacz Einstein The Amp, który nie pozostał bez wpływu na jakość brzmienia systemu. Źródłem dźwięku był dzielony odtwarzacz PS Audio DirectStream Memory Player/DAC. Całość spinało okablowanie Verastarr Grand Illusion.
Vescovy MkII to moje pierwsze zetknięcie z Gauderami. Z jednej strony, oznacza to brak możliwości porównania ich z poprzednią wersją. Z drugiej – możliwość wsłuchania się w brzmieniową koncepcję Gaudera na świeżo. „Dwójki” ujęły mnie wręcz niebiańskim spokojem i ciepłem brzmienia. Było to tak bardzo odczuwalne i w sumie błogie doświadczenie, że nawet po całym dniu pracy z przyjemnością oddawałem się wieczornym odsłuchom. Spokój nie oznacza jednak bycia flegmatycznym i ospałym. Gauder proponuje bowiem brzmienie potężne, ale w pełni kontrolowane. Być może subiektywne odczucia wzmacniał szlachetny bas, który nie dość, że schodził nisko, to jeszcze w całym zakresie pracy zachowywał czytelność barw. Dawno już nie spotkałem kolumn, które bez trudu pokazywały różnice pomiędzy kontrabasami.
Zejścia w najniższe rejony pozostawały pod pełną kontrolą. Zapewne nie bez znaczenia była w tym przypadku obecność wyjątkowego wzmacniacza Einstein The Amp, którego ciepła charakterystyka tylko uwypukliła brzmienie MkII. Niemiecka technologia współpracowała ze sobą w pełnej symbiozie. Jednym z moich ulubionych utworów, na którym wyłożyły się już niejedne głośniki, jest „Niemieckie requiem” Johannesa Brahmsa. To piękne, chociaż mroczne dzieło doskonale się nadaje do maglowania średnicy i basu, o ile oczywiście dysponujemy dobrym nagraniem. Jednoczesne nakładanie się na siebie pełni możliwości orkiestry symfonicznej, chóru i solistów pozwala ocenić, jak przetworniki radzą sobie z utrzymaniem selektywności. Już sam początek stanowi wyzwanie, bo system musi rozróżnić kontrabasy, wiolonczele i pojawiające się po nich altówki. Żeby nie było zbyt łatwo, później pojawia się, niczym głos z nieba, chór operujący w piano pianissimo.
Dostarczenie tego słuchaczowi w jakości koncertowej wymaga rozdzielczych kolumn, zwłaszcza że wszystko się dzieje w ledwie słyszalnym zakresie dynamiki. Naprawdę, rzadko się zdarza usłyszeć aż tyle składowych bez potrzeby podkręcenia głośności. Gaudery poradziły sobie znakomicie i potwierdziły swoją klasę. Słuchając płyty, mogłem zostawić Einsteina w spokoju, bez obawy, że kilkadziesiąt sekund później będę zmuszony interweniować, aby nie zabić sąsiadów pełnią brzmienia chóru a capella. Vescovy są niczym stare, dobre mercedesy, które pozostawały nieczułe na warunki eksploatacji i wielusettysięczne przebiegi. Pomimo prób, nie udało mi się ich złamać.
Wracając do basu, warto skorzystać z możliwości dostosowania jego natężenia do warunków pokoju. W pomieszczeniu, w którym odbywał się odsłuch, lekki kaganiec się przydał. Dzięki temu dół, zamiast przeszkadzać, zachował spójność z resztą pasma. W średnicy Gauderowi udało się osiągnąć równowagę pomiędzy spokojem i lekkością. Co ciekawe, ów spokój balansował na granicy delikatnej ociężałości, ale granica ta nigdy nie została przekroczona. Przekaz niuansów artykulacji nie pozostawiał wątpliwości co do sposobu, w jaki artysta wydobywał dźwięki. Z kolei lekkość uwydatniała się w obecności powietrza między dźwiękami. Średnica płynnie przechodziła w górę, zyskując swobodę i otwarcie.
Dostałem kiedyś w prezencie fenomenalnie zrealizowaną płytę „Daydreams and Lullabies”. Zawiera ona przeróżne klasyczne hity, przearanżowane tak, by skłonić senne dzieci do zaśnięcia. Co do efektów, mógłbym polemizować, ale poziom artystyczny i realizacyjny krążka wbijają w fotel. Nietrudno się domyślić, że wszelkiego rodzaju dzwoneczki grają tam jedną z pierwszoplanowych ról. I tu właśnie otworzyła się paleta możliwości diamentowej kopułki Accutona. Zarówno ataki dźwięków, jak i wybrzmienia to klasa sama w sobie. Oczywiście, wszystko było podane z wielką finezją.
Na koniec wypada się odnieść do sceny, na jakiej to wszystko się odbywa. Vescova MkII to kolumny, które generują przestrzeń adekwatną do swych gabarytów. Wydawać by się mogło, że skoro miniaturowe KEF-y LS50 zaskakiwały ogromem brzmienia, to Gaudery powinny zamienić pokój odsłuchowy w Allianz Arenę. Nic z tych rzeczy. W kulturze brzmienia niemieckich zestawów nie ma miejsca dla rozwrzeszczanych kibiców Bayernu Monachium. Zdecydowanie bliższa jest im akustyka filharmonii w Berlinie.
Cała scena pozostaje pod kontrolą głośników, które z dziecinną łatwością tworzą pozorne źródła dźwięków. W takim klimacie słuchacz z nieukrywaną satysfakcją może wskazywać miejsca, w których stoją artyści. I chyba właśnie to jest jedną z najważniejszych cech high-endowych konstrukcji.
Niemiecka technologia kojarzy się zazwyczaj z solidnością, ale także brakiem finezji. Gaudery Vescova MkII nie wpisują się w ten stereotyp. To bez wątpienia pięknie wykonane meble. Przede wszystkim jednak są to kolumny, które potrafią zadowolić uszy nie tylko wymagających audiofilów, ale także melomanów. Tych, którzy zaglądają do sal koncertowych i chcą usłyszeć w domu to, czym delektują się na żywo.
Artur Rychlik
Hi-Fi i Muzyka 12/2017
Gauder Akustik Vescova MkII
Przeczytaj także