05.09.2022
min czytania
Udostępnij
Focal działa od 1979 roku i obecnie należy do najwyżej cenionych producentów zestawów głośnikowych na świecie. Sławę zdobył dzięki high-endowej serii Utopia, ale popularność zawdzięcza tańszym modelom. Firma słynie z własnych przetworników, które montuje w autorskich kolumnach. Jednym z jej znaków rozpoznawczych była odwrócona kopułka aluminiowo-magnezowa (w lepszej wersji berylowa), chętnie wykorzystywana przez firmy po obu stronach Atlantyku w najbardziej prestiżowych konstrukcjach.
Charakterystyczne dla Focala były także głośniki z żółtymi membranami z włókien aramidowych. Aramidy to polimery, które w specjalnych warunkach tworzą włókna o wyjątkowej odporności na odkształcenia, a przy tym lekkie. Do aramidów należy Kevlar firmy DuPont, który Focal również stosował w swoich kanapkowych membranach polikewlarowych. Pomiędzy dwoma warstwami Kevlaru (zapewne stąd K2) umieszczano lekki rdzeń piankowy. Pierwszą membranę K2 o takiej strukturze zaprezentowano w 1986 roku., a następnie wykorzystano w kolumnach JMLab Vega i Antea, zarówno w głośnikach nisko-, jak i średniotonowych. Wraz z upływem czasu powstawały coraz nowsze odmiany włókien aramidowych i obecnie francuska firma nie musi już korzystać z amerykańskich patentów i znaków towarowych. Dla przypomnienia: kiedyś Focal firmował przetworniki, a JMLab gotowe zestawy głośnikowe. Literki JM w nazwie to inicjały współzałożyciela firmy Jacquesa Mahula, entuzjasty sportowych samochodów, który zadbał, by wysokiej klasy głośniki były dostępne także w wersjach car-audio, jako K2 Power.
Niewielka zwrotnica mocowana do gniazd.
W 2016 roku Focal zaczął stosować kolejną generację włókien i w oparciu o nią opracował zupełnie nową membranę K2. Tym razem jest to struktura trzech warstw materiałów. Na zewnętrz pozostawiono charakterystyczną żółtą plecionkę aramidową. W środku znalazł się rdzeń z lekkiej pianki, natomiast spód tworzy warstwa z włókna szklanego. Za bazę do zastosowania przetworników z nowymi membranami wybrano model Aria 936, drugi od góry w serii produkowanej od 2013 roku. To zgrabna konstrukcja z trzema głośnikami niskotonowymi, jednym średniotonowym oraz odwróconą kopułką. W efekcie powstał pierwszy w nowej linii model Aria K2 936, który miał premierę w 2020 roku. Rok później pojawiły się podstawkowa Aria K2 906 oraz Aria K2 Center. Razem tworzą komplet, z którego można złożyć kino domowe. Kolumny są określane jako „Limited Edition”, choć ze względu na inne membrany niż w podstawowej serii Aria bardziej pasowałaby nazwa Special Edition. Nie wydaje mi się, żeby tak dobre konstrukcje szybko zakończyły swój rynkowy żywot.
Na kolce można nałożyć ochraniacze, ale to nie zabezpieczy podłogi. Lepiej dokupić podkładki.
Uwagę każdego, kto wypakuje Arie K2936 z kartonów, zwrócą obudowy. Zwłaszcza ich boczne ścianki, pokryte wysokiej jakości lakierem w kolorze popielato-szarym, stosowanym w wyższej serii Utopia III Evo. Panele frontowe zyskały fakturę skóropodobną, znaną z protoplasty – Arii 936. Dzięki niej kolumny wyglądają elegancko. Boki nie są równoległe, co pomaga redukować fale stojące. Całość sklejono z MDF-u. Przed instalacją Arie należy postawić „na głowie” i przykręcić metalowe podstawy. Wystają niewiele poza obrys obudowy, ale tworzą szczelinę dla otworu bas-refleksu w spodzie. Dodatkowe otwory, określane mianem PowerFlow, znajdują się z przodu, co ułatwia ustawienie, również blisko ścian. W podstawęwkręcamy kolce, których wysokość można regulować dostarczanym w wyposażeniu kluczem.
Wygodne terminale.
Nad bas-refleksami osadzono trzy 16,5-cm woofery oraz głośnik średniotonowy o tej samej średnicy. Aluminiowo-magnezowa kopułka TNF nie jest nowa. Montowano ją w podstawowej serii Aria i wielu innych konstrukcjach Focala. Głośniczek cechuje szeroka dyspersja i lekka cewka. Zawieszenie membrany wykonano z pianki Poron. By jeszcze bardziej poprawić rozpraszanie wysokich częstotliwości, tweeter osadzono w falowodzie. W płaszczyźnie poziomej pasmo przenoszenia zmienia się w zakresie +/-0,5 dB. Producent zapewnia, że dzięki temu pozycja odsłuchowa staje się mniej krytyczna. Sprawdziłem i potwierdzam. Z tyłu, tuż nad podstawą, umieszczono pojedyncze terminale. Rozstawiono je dość blisko siebie, ale kształt nakrętek ułatwia mocowanie gołych kabli i widełek.
Przez szczelinę pomiędzy podstawą a kolumną swobodnie wylatuje powietrze.
Focali Aria K2 936 słuchałem ze wzmacniaczem Marantz PM-10. Wypróbowałem też lampę 300B i okazało się, że radzi sobie bez problemu. Pomogła zapewne wysoka skuteczność kolumn, sięgająca 92 dB. Końcówkę mocy Cary Audio CAD-300 SSE wyposażano, co prawda, w dwie 300B na kanał, co według producenta daje 2 x 20 W, ale nadal trudno ją uznać za demona mocy. Fakt, że sobie poradziła, dowodzi, że korzystanie z wydajnego pieca nie jest konieczne. Źródłem sygnału był Marantz SA-10, odtwarzający płyty CD/SACD oraz pliki Hi-Res. W roli łączówek wystąpiły srebrne XLR-y Kimber KCAG na zmianę z RCA Monster Sigma Retro Gold. Prąd dostarczał Oehlbach XXL Series 25.
Arie K2 936 lepiej wyglądają bez maskownic.
Opisane poniżej wrażenia dotyczą elektroniki Marantza, bowiem tranzystor będzie opcją częściej wykorzystywaną przez potencjalnych nabywców Arii K2. Miłośników lamp niech jednak nie nachodzą wątpliwości – Focale są także dla nich. Arie stanęły w pokoju o powierzchni 28 m²; producent zaleca minimum 25 m². Przypuszczam, że z powodzeniem wypełnią dźwiękiem nawet 40-metrowe pomieszczenie. Odległość pomiędzy głośnikami wynosiła 3,5 m, a od słuchacza – 4 metry. Kolumny zostały lekko pochylone do przodu, tak żeby osie kopułek krzyżowały się tuż nad głową słuchacza.
Odlewany kosz i duży magnes woofera.
Do testu przyjechały zestawy już wygrzane. Mogłem więc od razu przystąpić do odsłuchów. Z początku odebrałem brzmienie jako nieco chłodne, ale już po kilku płytach stwierdziłem, że jest rzetelne, realistyczne i dokładne. Bez uniesień i miluśkiego ciepełka, które zimą może i pozwoliłoby miło spędzić czas, ale latem mogłoby prowadzić do zbytniej egzaltacji. Bez względu na porę roku prezentacja Arii K2 936 pozostanie neutralna. Są melomani, którzy całe życie poszukują kolumn o neutralnej barwie. Im od razu podsuwam Arie K2. Jakie to proste i wcale niedrogie! Album „Cantate Domino” (1976) szwedzkiej wytwórni Proprius zawiera nagrania organów, solistów i chóru Oscars Motettkor. Repertuar adwentowo-bożonarodzeniowy zabrzmiał świątecznie i podniośle. Zadziwiające, że to nagranie, wykonane na magnetofonie Revox A77 za pośrednictwem tylko dwóch mikrofonów, pięknie uchwyciło przestrzeń i akustykę kościoła Oskarskyrkan w Sztokholmie. Niewielkie organy kościelne, szeroko rozstawiony chór i zachwycający soliści zostali przeniesieni do mojego pokoju. Przy odpowiedniej głośności Arie wytworzyły potężną falę dźwięku. W utworze „Julsang” majestatycznie zabrzmiał chór, a organy zagrały forte. Sopran solistki wzlatywał wysoko pod sklepienie neogotyckiej budowli, choć wydawało się, że leci prosto do nieba. Wspaniałym przeżyciem była kolęda „Cicha noc”, wyśpiewana stonowanymi głosami, jakby chór naprawdę śpiewał małemu Jezuskowi.
Woofer – średnica 16,5 cm, membrana K2 z włókien aramidowych.
Dwie inne płyty nagrane w duchu świąt to albumy niemieckiego trębacza Tilla Brönnera: „The Christmas Album” (2007) i „Till Christmas (2021). Ta nowsza jest bardziej kameralna. Trębaczowi towarzyszą: pianista Frank Chastenier i kontrabasista Christian von Kaphengst (tylko w jednym utworze pojawia się wokalista Max Mutzke). Dzięki takiej instrumentacji trąbka z tłumikiem zyskała szeroką przestrzeń, w której wybrzmiewają niuanse. Mogłem się zachwycić jej bogatą barwą, a kiedy Brönner sięgnął do trąbkę skrzydłówkę, jej matowy dźwięk był łagodny i przyjemny. Ani przez chwilę nie przyszło mi do głowy, że lepiej mogłyby zagrać kolumny może nie tak rzetelne, za to cieplejsze. Nawet polubiłem taką wersję – nieco ostudzoną, ale nie mniej nasyconą emocjami. Starszy świąteczny album Brönnera zgromadził spore grono śpiewających gości; śpiewa też sam trębacz. Bogatsza aranżacja zmusiła Focale do wykreowania znacznie głębszej sceny, bo z tyłu stanęła orkiestra smyczkowa. Jazzowe combo skupiło się wokół trębacza, który brylował w swych solówkach, wydobywając dźwięki wręcz świdrujące w uszach. Nie było to jednak nieprzyjemne. Arie sprawiły dużo radości, przy okazji dając do zrozumienia, że ich zdolność do odtwarzania wysokich tonów jest chyba nieograniczona.
Głośnik średniotonowy – membrana K2 z włókien aramidowych.
Pozostając w kręgu muzyki popularnej, sięgnąłem po „The Bridge” Stinga. Najnowszy album dowodzi, że artysta powrócił do dawnej formy. Nadal tworzy atrakcyjne i melodyjne piosenki, a śpiewa tak, jakby znowu miał lat 40. Dynamika otwierającej „Rushing Water” wtłoczyła mnie w sofę, a mocny bas, zapewne samego Stinga, wymasował mi trzewia. Sześć wooferów zrobiło dobrą robotę. Stare, choć zremasterowane nagrania Nat „King” Cole’a z płyty „After Midnight” wykreowały nieco przydymioną atmosferę końca lat 50. XX wieku. To jedno z pierwszych nagrań zrealizowanych w nowo wybudowanej siedzibie Capitol Records w Hollywood, w świetnie wyposażonym studiu, którego stałym gościem był również Frank Sinatra. Jednak w show-biznesie utarło się powiedzenie, że to Nat Cole „built this house”. Łagodność głosu wokalisty pozostała największą atrakcją nagrania, choć kontrabas i szczoteczki przesuwane po bębnach subtelnie zaznaczały rytm. Co ciekawe, wykorzystane w piosence „Sometimes I’m Happy” skrzypce zabrzmiały słodko, tak jak je zapamiętałem m.in. z odsłuchu kolumn SF Olympica Nova III. Kontrabas solo Briana Bromberga z albumu „Wood II” ukazał odcienie niskiego basu, jakich nie słyszałem od czasu testu potężnych JBL-i HDI 3800. Wokół instrumentu pojawiło sięteż sporo powietrza, na które wcześniej nie zwracałem uwagi albo po prostu go nie usłyszałem. Tym razem powietrze drgało niczym poruszone układem wydechowym startującego z piskiem opon Porsche 911. Ubocznym efektem wykorzystania dość wysokich kolumn był słuszny wzrost samego kontrabasu, ale przecież to największe pudło rezonansowe w orkiestrze symfonicznej.
Głośnik średniotonowy – kosz nie mniej solidny, ale magnes mniejszy niż w basowym.
Dzięki zdolności Arii do rzetelnego odwzorowania basu organy Hammonda Barbary Dennerlein z nagrania „Studio Konzert for Headphones” (2019) swobodnie wibrowały w niskich rejestrach, a w wysokich podnosiły temperaturę muzyki do poziomu tropiku. Okazuje się, że chłodna rzetelność wcale nie przeszkadza Focalom przekazywać emocji. Również głosowi Melody Gardot na płycie „Sunset In the Blue” nie ubyło ciepła. Korzyścią z precyzji metalowych kopułek okazało się natomiast realistyczne odwzorowanie rozstawionych w studiu muzyków i odsunięcie w tło orkiestry smyczkowej, de facto nagranej setki kilometrów dalej. Akordy gitary akustycznej w przepięknej balladzie „C’est magnifique” brzmiały lekko matowo, charakterystycznie dla nylonowych strun, a duet Melody z portugalskim wokalistą Antonio Zambujo wybrzmiał jako jedna z najbardziej zmysłowych opowieści. Pojawiający się we śnie artystki (bo o tym śpiewa) obraz morskiego krajobrazu został nawet wzbogacony o wiaterek (ciekawe, z jakiego instrumentu pochodzi), który za sprawą Arii K2 był nieco mocniejszy.
Wysokotonowa kopułka TNF od kuchni.
Focale potrafią także ożywiać stare nagrania. Te z najlepszych lat rocka czy nawet disco, jak Earth Wind & Fire. Słynny album „Gaucho” grupy Steely Dan, wydany w wersji SACD, musiał zostać poddany remasteringowi, choć nie ma dokładnych informacji, jakiemu. Unosi się jednak nad nim mgiełka taśmy magnetofonowej i miksowania wielośladowego nagrania. Aria K2 uporządkowała scenę i zdefiniowała tak, że wysłuchałem całej płyty z uwagą, odkrywając aranżacyjne smaczki, których wcześniej nie zauważyłem.
Odwrócona kopułka aluminiowo-magnezowa TNF.
Zremasterowanego „Bridges to Babylon” Stonesów słuchałem z podniesionym poziomem adrenaliny, wspominając z rozrzewnieniem koncerty w Pradze i w Chorzowie. Porywający rytm w utworze „Flip the Switch” był udziałem wielkiego Charliego Wattsa, ale bez werwy Arii K2 nie byłoby efektu, który poruszał stopy i zachęcał do kołysania się, nawet w pozycji siedzącej. Pozostając w rockowym nastroju, sięgnąłem po nowy album Limp Bizkit „Still Sucks” w wersji hi-res 24/48. Nawet jeśli nie trafimy na perfekcyjną realizację, jak w tym przypadku, francuskie kolumny nadadzą gitarowym riffom moc torpedy. Co tu gadać, to prawdziwy czad we współczesnym wydaniu. Weterani rocka lubią taką energię. Jeden z najlepszych albumów szwajcarskiego duetu Yello „Point”, słuchany z plików 24/48, zachował urok analogowych syntezatorów. Potęgę przekazu budowała zarówno solidna podstawa basowa o zróżnicowanej fakturze, wielobarwny środek pasma, jak i wybrzmiewające w rozległej przestrzeni wysokie tony.
Napis „Aria K2 Limited Edition” sugeruje, żeby nie zwlekać z decyzją o zakupie.
Test na rozdzielczość albumu „Just Jobim” Manfredo Festa Arie K2 zdały na luzie. Oczywiście, da się lepiej, ale możliwości odwróconego tweetera okazują się imponujące. Dzwoneczki Cyro Baptisty i czynele Steve’a Davisa brzęczały, jakby obaj rozstawili te „zabawki” w moim salonie, tuż za kolumnami. Te zaimponowały mi również dokładnie zdefiniowaną przestrzenią wokół instrumentów. Można było w niej określić usytuowanie fortepianu, kontrabasu czy zestawu perkusjonaliów. Mało tego, wyrysowałbym nawet ruch, jaki w przestrzeni zatańczyły dłonie Cyro Baptisty. Potęgę brzmienia usłyszałem jeszcze raz z płyty SACD „Exotic Dances from the Opera” (Reference Recordings). Tutaj też słychać wiele instrumentów perkusyjnych, a dochodzą jeszcze kotły i sekcja dętych blaszanych. Ostatnim w teście nagraniem był „Hopak” Czajkowskiego z opery „Mazepa”. Szczupłe, choć dość wysokie kolumny wzięły oddech i rozpędziły się razem z muzykami orkiestry, zapewniając zapierające dech wrażenie.
Dwa otwory bas-refleksu w dolnej części obudowy.
Focale Aria K2 936 tworzą rzetelny i realistyczny obraz muzyki, bez dobarwiania czy ocieplania. Pozostają dokładne w kreśleniu sceny i potrafią zaimponować dynamiką. W dodatku nie trzeba na nie wydać fortuny. Powrót do przetworników z przeszłości okazał się strzałem w dziesiątkę.
Z serii Aria K2 można zbudować system kina domowego.
Focal Aria K2936
Przeczytaj także