02.11.2023
min czytania
Udostępnij
Czy można jednak, opuszczając teren symboliki nazewnictwa, mówić o rzeczywistym dziedzictwie technicznym, przejętym przez nowy model? Hmm… im głębiej wchodzimy w szczegóły, tym wyraźniej widać, że obie edycje zdecydowanie więcej dzieli, niż łączy.
Nie było mi dane samemu zetknąć się z pierwowzorem, ale przynajmniej był u nas recenzowany. Miało to miejsce w pierwszym wydaniu z roku 1996. Jako ciekawostkę przypomnijmy, że ówczesna cena wynosiła 2700 zł. ES14 zniknęły z rynku ponad 20 lat temu. Markę Epos audiofile raczej powinni kojarzyć. To producent, który dosyć wyraźnie zaznaczył swoją obecność w historii brytyjskiego hi-fi. Co prawda Eposa z czasów założyciela firmy – Robina Marshalla – osobiście nie pamiętam, ale Eposa z epoki Mike’a Creeka (zmiana właściciela nastąpiła pod koniec lat 90.) – już jak najbardziej. Wydaje się, że twierdzenie, iż lata świetności marki przypadły właśnie na początek lat 2000, nie odbiega zbytnio od prawdy. Nie jest też tajemnicą, że ówczesne modele głośników korzystały niejako z sukcesu jednego z najsłynniejszych budżetowych wzmacniaczy zintegrowanych tamtych lat – Creeka 4330. Promowanie systemów Creek/Epos wynikało ze struktury własnościowej i w wielu krajach przekładało się wspólnego na lokalnego dystrybutora obu firm. Po latach świetności nastąpiła posucha, aż w roku 2020 Epos został wykupiony przez Karla-Heinza Finka, stając się tym samym częścią Fink Audio Consulting. Marka z brytyjskiej przekształciła się w niemiecką – adres w Essen widnieje nie tylko na stronie internetowej Eposa, ale także na tabliczkach znamionowych monitorów. Produkcja odbywa się w Chinach, z czego nikt nie robi tajemnicy. Nie wiadomo, czy napis, że produkt zaprojektowano w Wielkiej Brytanii i w Niemczech, jest ukłonem w stronę tradycji, czy po prostu odnotowaniem faktu, iż autorem jednego z zastosowanych w nim rozwiązań jest inżynier z Naima… A może czegoś jeszcze innego?
Obecnie Epos oferuje… jeden model, czyli bohatera naszego testu. Jak zapowiedziałem, podobieństwa pomiędzy ES14 i ES14N są raczej iluzoryczne, choć na pewno można mówić o kilku wspólnych założeniach. Od nich więc zacznijmy. Po pierwsze: podobny jest litraż skrzynek. Po drugie: terminale są tak samo wtopione w obudowę i tak samo przyjmują tylko wtyki bananowe. Po trzecie: podobne (choć nie identyczne) są średnice przetworników oraz materiały na membrany. Można, co prawda, wspomnieć jeszcze, że oba modele są dwudrożnymi bas-refleksami, a także że ich woofery wyposażono w korektor fazy zamiast nakładki przeciwpyłowej. Nie zapominajmy jednak, że te cechy nie stanowią żadnego wyróżnienia. Bo – idąc dalej tym tropem – można by przypadkiem odkryć, że ES14N są bardziej podobne do czegoś innego niż do swojego pierwowzoru, a tego byśmy nie chcieli. Myślę więc, że wystarczy tej wyliczanki.
Skrzynka nie jest typowa – oglądana z boku tworzy pięciokąt. Front został wyraźnie odchylony do tyłu, a u nasady mocno ścięty. Góra nie jest pozioma i również zaznacza wyraźny spadek ku tyłowi. Krawędzie deski głośnikowej pościnano ze wszystkich stron pod kątem 45 stopni. Celem takiego projektu była redukcja fal stojących oraz czasowe wyrównanie przetworników. Rozmiary ES14N, tak jak w przypadku pierwowzoru, są pokaźne – wysokość wnosi 49 cm. Ścianki wykonano z dwuwarstwowego MDF-u, łączonego specjalnym klejem o właściwościach tłumiących. Rura bas-refleksu ma zmienny obwód, który zwiększa się w pobliżu jej krańców. Najwęziej jest mniej więcej w połowie długości – gdzie tubus został dodatkowo „przewietrzony” niewielkimi otworami. ES14N występują w trzech wykończeniach: fornirze orzechowym oraz półmatowym lakierze – czarnym albo białym. Front w każdym przypadku pozostaje taki sam – w kolorze bardzo ciemnego grafitu. Do monitorów dołączono maskownice, ale producent sugeruje słuchanie bez nich. Do małej sensacji zaliczyłbym fakt, że są one mocowane na wcisk – to obecnie rozwiązanie rzadko spotykane. 18-cm przetwornik nisko-średniotonowy ma polipropylenową membranę z 10% domieszką miki. O korektorze fazy już wspominałem, o koszu z tworzywa sztucznego jeszcze nie, więc czynię to teraz. Rozbudowany układ magnetyczny to ferrytowo-neodymowa hybryda. Dość grube zawieszenie o dużym skoku wykonano z gumy.
Kopułka wysokotonowa ma 28 mm średnicy i membranę z aluminium pokrytego warstwą ceramiczną. Zabezpieczono ją metalową siateczką, którą zresztą uwzględniono przy strojeniu (co ciekawe: nie ma kształtu koła, a elipsy). Przez oczka dostrzeżemy, że membranę otacza pierścień, upodabniający całą konstrukcję do modeli pierścieniowych, choć w rzeczywistości jest to jednak głośnik kopułkowy. Kołnierz mocujący nie przylega bezpośrednio do obudowy, czego nie widać. Jest do niej dokręcony w czterech miejscach śrubami – je z kolei widać. Taki sposób montażu służy izolacji i ogranicza wzajemny przepływ energii między głośnikiem i obudową. Karl-Heinz Fink podkreśla, że autorem tej koncepcji był wspomniany wcześniej inżynier z Naima – Roy George. W tweeterze zastosowano magnes ferrytowy zamiast częściej wykorzystywanego neodymowego. Według konstruktora ten pierwszy sprawdza się lepiej w głośnikach, w których nie ma konieczności ograniczania rozmiarów elementów wewnątrz obudowy; przetwornik ma zresztą specjalnie wydzieloną minikomorę. Konstrukcja została pozbawiona ferrofluidu, który czasami może powodować zakłócenia w liniowości pasma przenoszenia.
Dawne modele Eposa słynęły z minimalistycznych zwrotnic; nierzadko za cały filtr służył jeden kondensator. ES14N radykalnie zrywa z tym podejściem. Jak na układ dwudrożny zwrotnica jest bardzo rozbudowana. Składa się z aż siedmiu cewek (w tym czterech powietrznych), pięciu kondensatorów, wśród których większość stanowią polipropyleny MKP, oraz pięciu metalizowanych rezystorów. Podział pasma następuje przy 2700 Hz. Cały układ został przytwierdzony do tylnej ścianki i przyjmuje sygnał z jednej pary gniazd.
Reasumując: nowy model Eposa niemieckiego i stary model Eposa brytyjskiego łączy kilka ogólnych podobieństw, a dzieli technologiczna przepaść, wynikająca z różnicy stanu wiedzy pomiędzy końcem lat 80. XX wieku i początkiem trzeciej dekady wieku XXI. Eposa ES14N należy zatem uznać za całkowicie nową konstrukcję, garściami czerpiącą ze współczesnych rozwiązań.
Do testu monitory dotarły z zaprojektowanymi dla nich podstawkami. Są dostępne osobno i wymagają dopłaty 3000 zł. W dzisiejszych realiach to rozsądna kwota, chociaż czy adekwatna do samego produktu, nie będę oceniał. Na szczęście, producent nie wymusza zakupu – zaznacza, że można użyć innych stendów, pod warunkiem, że ich wysokość wyniesie około 55 cm. Górną półkę i podstawę wykonano ze stali, przy czym góra jest kanapkowa (dwie warstwy stali przedzielone bitumenem). Do podstawy dokręcamy wygodne w obsłudze kolce. Nogi wykonano z czterech warstw drewna, sklejonych takim samym klejem jak MDF na obudowę.
Nowe Eposy zostały zainstalowane w redakcyjnym systemie, złożonym z dzielonego wzmacniacza Conrada-Johnsona (lampowy preamp PV12 AL i tranzystorowa końcówka mocy MF2250) oraz odtwarzacza CD Naim 5X z zewnętrznym zasilaczem Naim Flatcap 2X. Parametry techniczne głośników (87 dB skuteczności oraz 6 omów nominalnej impedancji) nie stawiają zasilającej je elektronice wygórowanych wymagań. Z drugiej strony – klasyczne Eposy słynęły z tego, że wysterować je było łatwo, ale wysterować dobrze – już nieco trudniej. Innymi słowy, były wrażliwe na jakość toru sygnałowego. Nie miałem możliwości użycia innej elektroniki, więc nie będę tu wydawał żadnego osądu, ale z perspektywy odsłuchu oraz sposobu, w jaki nowe „czternastki” potrafią różnicować nagrania, podejrzewam, że stara reguła może obowiązywać również dziś.
Od samego początku Eposy ES14N wyraźnie zaznaczają swoją obecność w systemie. Zwykle nie jest to cecha pożądana, ale okazuje się, że żadna zasada nie musi obowiązywać zawsze. W przypadku testowanych głośników tę obecność odczuwa się jako ogólne wyrafinowanie brzmienia, a nie podkolorowanie któregoś z podzakresów. Ponadto owa obecność, mimo że ewidentna, pozostaje mimo wszystko dosyć dyskretna. Ale po kolei. Z uwagi na dość pokaźną objętość skrzynek można było oczekiwać basu, który dorównuje średniej wielkości podłogówkom. Często jest tak, że producenci monitorów, świadomi ich naturalnych ograniczeń, na siłę dążą do podbicia dołu pasma. Niekiedy się to udaje, kiedy indziej efekt okazuje się może i imponujący, ale nieco sztuczny. W przypadku ES14N przyjęto prawdopodobnie inne założenie – robimy taki bas, jaki w danych warunkach (czytaj: obudowie) jest naturalny, bez sztuczek. Te głośniki nie pompują niczego za wszelką cenę, a prezentowany przez nie fundament harmoniczny może mieć dwa oblicza. W nagraniach, w których z natury jest go mniej, nie dokładają nic od siebie. Dół pasma można wręcz pochopnie uznać za mizerny. Jednak tam, gdzie realizator niskich tonów nie żałował, sytuacja wygląda zgoła odmiennie. Nie dość, że stają się obfite, to na dodatek całkiem dobrze kontrolowane.
Taka charakterystyka dolnych rejestrów zapowiada wrażliwość głośników na jakość dostarczonego sygnału. Eposy mają ogromny potencjał, z którym mogą bez kompleksów stawać w szranki nie tylko z bezpośrednimi, ale także droższymi konkurentami, pod warunkiem, że nagranie będzie bardzo dobrej jakości. Niesie to ze sobą ryzyko zdziesiątkowania płytoteki. Zakładając jednak, że z odsłuchu wyeliminujemy słabe realizacje, możemy przejść do reszty pasma przenoszenia. Średnica Eposów okazuje się bardzo bogata. Nawet w dobrze znanych nagraniach odkryjemy warstwy barw, półtonów i odcieni, których wcześniej nie zauważaliśmy. Ogólna czystość brzmienia, swobodne obrazowanie szczegółów oraz wyjątkowo szeroka gradacja nasycenia sprawiają, że te nienachalne średnie tony mają niemalże hipnotyczną moc oddziaływania. Muzykalność Eposów określiłbym mianem eleganckiej i klarownej, ale jednocześnie dyskretnej. To nie są monitory, które zalewają lampowym ciepłem. Jednak lekkie zaokrąglenie konturów, dokładność i bogactwo barw sprawiają, że odbiór muzyki nie jest ani trochę analityczny, za to zdecydowanie emocjonalny.
Wspomniana klarowność to określenie, które najczęściej przychodziło mi do głowy w trakcie całego testu ES14N. I mam na myśli brzmienie jako całość, a nie tylko średnicę. Głośniki grają bardzo klarownie, co z kolei stanowi fundament ich ogólnego porządku i kultury. W podobnym duchu utrzymano soprany. Ta góra pasma spodoba się zwolennikom podejścia fizjologicznego, do których i ja się zaliczam. Nie ma tu żadnej ostrości, nawet najmniejszych śladów szorstkości czy zapiaszczenia. Jest szczegółowo, ale delikatnie, lekko, a przy tym wyraźnie. Nawet długie sesje odsłuchowe nie męczą.
Skoro zmiękczona góra pozbawia perkusyjne talerze agresji, to można by zakładać, że nagraniom rockowym zabraknie pazura. Otóż nie do końca. To, co złagodzi góra, zrekompensuje bardzo dobra dynamika, zarówno w skali makro, jak i mikro. A także opisany wcześniej solidny bas. Pomimo ogólnej kultury Eposom nie brak rozmachu. W granicach swoich naturalnych możliwości są w stanie wygenerować przekonującą siłę uderzeniową. Warto przy tym zaznaczyć, że zarówno dynamika, jak i bas wielezyskują przy nieco głośniejszym słuchaniu. Ale oczywiście jeżeli ktoś z definicji preferuje brzmienie mocniejsze, ostrzejsze i bardziej analityczne, to Eposów i tak raczej nie wybierze. Rekomendacja testowanych zestawów jest z założenia dość selektywna.
Na koniec wspomnę o stereofonii, która – podobnie jak bas – okazuje się wrażliwa na jakość nagrania. Jeśli zaczniemy od słabej realizacji, to otrzymamy może i przyzwoitą głębokość, ale ograniczoną szerokość. Jednak tam, gdzie realizator się postarał, sytuacja znowu się zmienia. Bowiem głębia, jaką Eposy generują z audiofilskich produkcji, staje się bliska referencyjnej w skali obiektywnej, natomiast szerokość, niczym za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, ze skompresowanej zmienia się niemal w stadionową. Scena z ogromną swobodą wykracza daleko poza zewnętrzne granice bazy i dostarcza fantastycznych wrażeń dźwięku otaczającego. Tutaj nawet najbardziej wymagający koneserzy stereofonicznych majstersztyków powinni być w pełni usatysfakcjonowani. Eposy prezentują zatem dźwięk czysty i przejrzysty, w którym jest solidny drive, ale jeszcze więcej kultury. Budują scenę o imponującej głębokości, mają dobrą podbudowę harmoniczną, dystyngowaną i muzykalną średnicę oraz dokładną, lecz łagodną górę pasma. Myślę, że jak na taki produkt cenę skalkulowano bardzo rozsądnie.
Nowe wejście Eposa na rynek hi-fi wypada bardzo ciekawe. Trzymamy kciuki, aby firma powróciła na miejsce, które z pewnością się jej należy.
Mariusz Malinowski
Hi-Fi i Muzyka 09/2023
Epos ES 14N
Przeczytaj także