11.07.2021
min czytania
Udostępnij
Według zapewnień Dynaudio, Special Forty to jedne z najlepszych monitorów w historii firmy. W tym kontekście 13000 zł za parę wygląda nader atrakcyjnie. W końcu produkowane od wielu lat podstawkowe Contoury są o połowę droższe, a poprzednie jubileuszowe Special 25 kosztowały około 20000 zł. Fakt, były trochę większe, ale nawet jeśli, to i tak warto sprawdzić, czy zapewnienia duńskich managerów są typową marketingową ściemą, a cena Special Forty dokładnie odzwierciedla ich wartość materiałową oraz możliwości brzmieniowe, czy jednak mamy do czynienia z okazją, którą szkoda byłoby przegapić.
Premierowy pokaz Special Forty odbył się na wystawie High End 2017 w Monachium. W tym momencie można sobie zadać pytanie: po co testować trzyletnią konstrukcję, skoro w katalogu Dynaudio znajdą się nowsze? Trzeba jednak zauważyć, że choć od okrągłej rocznicy urodzin duńskiej firmy minęło już trochę czasu, Special Forty wciąż są produkowane. Tym samym okrzepły na tyle, by ich zakup uwolnił się od ryzyka „gorącej nowości”.
Na pierwszy rzut oka Special Forty to skromne dwudrożne monitory na podstawkę. O ich wyjątkowości świadczy jednak to, że niektóre elementy zaprojektowano specjalnie dla nich. Do tych najbardziej rzucających się w oczy można zaliczyć niestandardowe wybarwienia brzozowego forniru: szare i burgundowe. Unikalny okazuje się także sposób cięcia brzozowej okleiny w poprzek słojów, co daje efekt drobnych prążków. Całość pokryto grubą warstwą lakieru i wypolerowano na gładko.
Obudowy wykonano z płyt MDF o różnej grubości. Fronty mają 28 mm; pozostałe ścianki są cieńsze. Skrzynki lekko się zwężają do tyłu, co obniża ryzyko powstawania we wewnętrzu fal stojących. Pomimo kompaktowych rozmiarów, zastosowano dodatkowe wzmocnienia. Do wytłumienia użyto sporej ilości syntetycznej wełny.
Górę pasma przetwarza „jubileuszowa” jedwabna kopułka Esotar Forty. To nowy, 28-mm przetwornik z serii Esotar, uszlachetniony sekretną recepturą DSR (Dynaudio Secret Recipe). Pasmo przenoszenia startuje już od 1 kHz, co pozwoliło ustalić punkt podziału zwrotnicy na 2 kHz. Z tyłu membrany zastosowano wyprofilowany kanał wentylacyjny, który obniża rezonanse układu drgającego.
Kolejną nowością jest 17-cm głośnik nisko-średniotonowy MSP, będący przeprojektowaną wersją modelu 17W75. Jak utrzymują konstruktorzy Special Forty, jest to najlepszy 17-cm mid-woofer w dziejach firmy. A przecież w duńskim katalogu nie brakuje udanych głośników.
Jednoelementową membranę wykonano z polimeru MSP (Magnesium Silicate Polymer), odznaczającego się niewielką masą i wysoką sztywnością. Nowy przetwornik został osadzony w specjalnie opracowanym dla niego koszu o nazwie „AirFlow Basket”. Żebra wyprofilowano tak, aby ułatwiały przepływ powietrza oraz lepiej tłumiły wibracje. Całkiem nowe jest też zawieszenie membrany oraz konstrukcja cewki.
W Special Forty zastosowano hybrydowy układ magnetyczny. Wewnątrz nawiniętej aluminiowym drutem cewki o dużej średnicy umieszczono główny, silny magnes neodymowy. Układ ten ma na celu lepsze skupienie pola w szczelinie magnetycznej, a co za tym idzie – uzyskanie wyższej skuteczności systemu. Wokół cewki natomiast znalazł się ferrytowy pierścień, którego zadaniem jest kontrola pozostałego pola, rozpraszanego na zewnątrz.
Zwrotnicę pierwszego rzędu zmontowano z 12 elementów i zamocowano na sporej płytce, przykręconej do dna obudowy. Zastosowano w niej firmowe rozwiązania Phase Alignment oraz Impedance Alignment, a więc linearyzujące fazę i impedancję. Wewnętrzne okablowanie poprowadzono przewodami Van den Hul The Snowline ze srebrzonej miedzi beztlenowej. Porządne pojedyncze terminale osadzono w aluminiowej płytce, opatrzonej okolicznościowym logo „40 Anniversary”. Nad nimi, na wysokości tweetera, widać szeroki wylot bas-refleksu. Z tego powodu Special Forty powinny grać odsunięte od tylnej ściany.
W kartonie z monitorami znalazłem mocowane na magnesy maskownice oraz gąbkowe zatyczki do bas-refleksów. Ze względu na urodę kolumn grille pozostały w pudle, natomiast gąbki na wszelki wypadek zostawiłem na podorędziu. Okazały się jednak niepotrzebne.
Na koniec tej części dodam, że Special Forty zostały od A do Z wykonane w duńskiej siedzibie Dynaudio w Skanderborg.
Dynaudio Special Forty dotarły do mnie solidnie wygrzane, na co zwracam uwagę ich potencjalnym nabywcom. Według instrukcji obsługi 100-godzinne docieranie to dla nich absolutne minimum, a optymalny poziom brzmienia uzyskają dopiero po 400 godzinach grania. Trzeba się więc będzie uzbroić w cierpliwość i nie oczekiwać spektakularnych efektów od fabrycznie nowego kompletu.
Wraz z monitorami zostały dostarczone firmowe podstawki Dynaudio Stand 20 oraz wypełnione krzemianem antywibracyjne platformy polskiej marki Base Audio. Zestawy stanęły 80 cm od tylnej ściany, w pokoju o powierzchni 20 m².
Po rozpakowaniu całego inwentarza, zasypaniu platform krzemianem i ustawieniu monitorów puściłem pierwszą z brzegu płytę z klasyką. I od razu cały ten majdan dosłownie wyparował z pokoju. Można więc sobie zadać przewrotne pytanie: po co płacić 13 tysięcy za coś, co się po chwili dematerializuje? Ano właśnie.
Fakt, że Special 40 zrobiły sztuczkę ze znikaniem, nie oznacza, bynajmniej, że są bezbarwne. Przeciwnie, mają swoje sympatie i antypatie, które bez skrępowania ujawniają. Z tego też powodu jako recenzent, dla którego priorytetem pozostaje neutralność sprzętu hi-fi używanego do pracy, z bólem serca musiałem zrezygnować z ich zakupu. Wielka szkoda, ponieważ moja natura melomana zapałała do nich dzikim pożądaniem!
Dynaudio Special Forty oferują brzmienie, które stoi w jawnej sprzeczności z ich ceną i gabarytami. Największe wrażenie od samego początku robi przeogromna scena, która pojawia się w miejscu, w którym jeszcze przed chwilą stały monitory. Jej rozmiary bardziej się kojarzą z dużymi elektrostatami niż niewielkimi głośniczkami, rozsuniętymi na niespełna 2,5 metra. Jej głębokość i uporządkowanie, zwłaszcza w tej cenie, również należy uznać za wzorcowe. Special 40 dokładnie pokazują rozmieszczenie muzyków, a jeśli na scenę wkrada się mały bałagan, spotykany w nagraniach wykonanych techniką dalekiego pola, to szybko pozwalają go dostrzec. Nic przy tym nie upiększają ani nie maskują błędów popełnionych na etapie miksu.
Drugą cechą jest potężny bas. Jeżeli znalazł się na płycie w przesadnej ilości, duńskie maluchy nie bawią się w półśrodki, tylko walą po nerkach niczym wredny bokser. Jednak tam, gdzie realizator poskromił subwooferowe pokusy, niskie tony wykazują kontrolę i różnicują barwy. Co nie zmienia faktu, że nawet w kameralnych składach pod uładzoną powierzchnią nadal wyczuwa się drzemiący potencjał.
Bas płynnie przechodzi w średnicę, dzięki czemu czyste i wyraźne wokale usatysfakcjonują miłośników polifonicznych wykonań a cappella. Wrażenie obcowania z żywymi wykonawcami było realistyczne, a zarazem rzadkie w kontekście ceny głośników. W dodatku, by zasmakować tych przyjemności, nie trzeba słuchać głośno. Cechę tę docenią zwłaszcza osoby mieszkające w budownictwie wielorodzinnym.
Znając wcześniejsze dokonania Dynaudio, nietrudno się domyślić, że góra pasma to prawdziwy majstersztyk. A przynajmniej w muzyce klasycznej, gdzie Special Forty oferują wzorcowe w tym segmencie cenowym detaliczność i paletę barw. Mienią się odcieniami, od subtelnych pasteli, po skrzące rozbłyskami złoto. Swego czasu wysokotonowa kopułka Dynaudio Esotar T330D została uznana za najlepszy tweeter na świecie i można ją było znaleźć w najdroższych zestawach z tamtej epoki, choćby w legendarnych Extremach Sonus Fabera. Swoją drogą ciekawe, jak wypadłoby porównanie T330D z jubileuszowym Esotarem Forty. Niewykluczone, że najnowszy przetwornik pobiłby niegdysiejszego flagowca na głowę, kosztując przy tym zauważalnie mniej.
Przerzucając kolejne płyty z klasyką, zaobserwowałem jednak interesujące zjawisko. Trafiałem na nagrania, które z głośnikami dogadywały się natychmiast, np. fenomenalnie brzmiące gitary klasyczne, ale też na takie, które brzmiały przeciętnie i nieangażująco, nawet pomimo nienagannej realizacji. Do tych ostatnich, ku mojemu zaskoczeniu, załapał się potrójny koncert C-dur op. 56 Beethovena na fortepian, skrzypce i wiolonczelę (Richter, Ojstrach, Rostropowicz, von Karajan). Jak głosi legenda, w trakcie sesji dochodziło do dzikich awantur, a towarzyszące wykonawcom emocje do dziś słychać na płycie. Wielokrotnie zresztą zauważałem je w trakcie testowania różnych systemów, jednak w przypadku Dynaudio Special Forty namiętności się ulotniły. Pozostała muzyka, owszem, perfekcyjnie wykonana, ale bezbarwna. Czyżby przez senioralny wiek albumu?
Idąc tym tropem, sięgnąłem po kilkudziesięcioletnie płyty jazzowe i przeżyłem kolejne zaskoczenie. Nagrania Milesa Davisa z początku lat 60. XX wieku oparły się upływowi czasu. Najmniejszych śladów patyny nie dostrzegłem też w koncercie kwartetu Dave’a Brubecka, zarejestrowanym 21 lutego 1963 w Carnegie Hall. Dzięki bliskiemu rozstawieniu muzyków scena bardziej przypominała kameralny klub niż salę koncertową, choć pierwszy gorący aplauz licznej publiczności jednoznacznie sygnalizował, gdzie jesteśmy. Podobne wrażenia wyniosłem z przesłuchania fragmentów występu kwintetu Arnego Domnerusa oraz saksofonisty Benny’ego Watersa, zarejestrowanych w sztokholmskim klubie Pawn Shop. Rytmiczność połączona z naturalnym brzmieniem instrumentów oraz czytelną sceną uczyniły z nich prawdziwą ucztę dla uszu.
Z płytami Cassandy Wilson zaczęły się już prawdziwe czary. Scena dosłownie ożyła, wypełniona mnóstwem detali, informacjami o pogłosie i holograficznymi obrazami wokalistki oraz towarzyszących jej muzyków. I niech to będzie najlepszym podsumowaniem możliwości Dynaudio w repertuarze akustycznym. Zwłaszcza że na nim, niestety, kończą się dobre wiadomości.
Podłączenie instrumentów do prądu odmieniło oblicze duńskich głośników. Było niby poprawnie, a bas i dynamika nadal robiły wrażenie w kontekście gabarytów, jednak z nagrań uleciały wigor i emocje, które jeszcze kilka minut wcześniej chwytały za serce. Parafrazując klasyka, słuchałem, ale się nie cieszyłem. Kontrolne odtworzenie kilku płyt „unplugged” przywróciło dawną równowagę, ale też podkreśliło niechęć Special Forty do elektrycznych gitar. Honoru gatunku bronił tylko Peter Gabriel na krążku „Up”, ale to jedna z najlepiej zrealizowanych płyt w historii rocka. Całe ponadgodzinne wydawnictwo dosłownie kipi pomysłami muzycznymi, a przestrzeni bliżej do efektów wielokanałowych niż stereo. Co zresztą Special Forty pokazały bez wysiłku.
Dynaudio Special Forty wymykają się jednoznacznej ocenie. Patrząc na ich gabaryty, trudno oczekiwać cudów, ale gdy się odezwą, nawet doświadczonego słuchacza potrafią wprawić w zdumienie.
Na koniec udzielę przydatnej porady konsumenckiej: nie namyślajcie się za długo z decyzją kupna, bo nie wiadomo, jak długo będą dostępne. Taka okazja nie trafia się często.
Mariusz Zwoliński
Hi-Fi i Muzyka 03/2021
Dynaudio Special Forty
Przeczytaj także