20.08.2018
min czytania
Udostępnij
Transakcja nie pociągnęła za sobą obniżenia jakości produktów Cabasse, a dzięki dostępowi do nowoczesnych technologii i funduszy nowego właściciela, możemy dziś obserwować renesans francuskiego dinozaura. Pokaz możliwości firmy to dwa ekstremalne modele: La Ocean i flagowy La Sphere. Omawiane dziś Murano Alto należą do serii Hi-Fi i – wyłączywszy dwa wspomniane modele Masterpiece – zajmują drugą pozycję od góry, tuż za Pacific 3 SA.
Cabasse Murano Alto to podłogowa konstrukcja trójdrożna typu bas-refleks. Kolumny nie są małe, ale ich stylistyka nie przytłacza. Dostępne są trzy wersje wykończenia w błyszczącym lakierze: czarna, biała i mahoniowa. Obudowy z MDF-u ustawiono na fabrycznych cokołach, wyposażonych w śruby do poziomowania. Boczne ścianki zwężają się do tyłu, co dodaje konstrukcji lekkości.
Jeżeli komuś nie odpowiada widok przetworników, może skorzystać z magnetycznie mocowanych maskownic, ale bez nich kolumny prezentują się bardziej efektownie. Ogólne wrażenie jest bardzo pozytywne. Murano Alto wyglądają elegancko i już na pierwszy rzut oka widać, że mamy do czynienia z produktem z wysokiej półki.
Jeśli obudowy porównamy do przystawki, to daniem głównym będzie koncentryczny przetwornik średnio-wysokotonowy BC13. To część potrójnego, współosiowego układu TC23, montowanego w La Sphere i La Ocean. Takie rozwiązanie przywodzi na myśl przetwornik Uni-Q KEF-a, ale warto zaznaczyć, że Cabasse podąża w tej kwestii własną drogą. Wspólna pozostaje natomiast idea zbudowania punktowego źródła dźwięku, w którym możliwie szerokie pasmo częstotliwości jest promieniowane z tego samego miejsca.
Umieszczoną w centrum BC13 kopułkę wyposażono w aluminiowy falowód, mający poprawić jej integrację z resztą układu. Część zewnętrzną stanowi wypukła membrana średniotonowa. Pasmo jest dzielone przy 3,5 kHz. Całość opiera się na odlewanym z aluminium koszu. Za najniższe częstotliwości odpowiada duet 17-cm wooferów 17ND36, opracowanych specjalnie dla Murano Alto.
Wklęsłe membrany mają strukturę kanapkową, z rdzeniem o strukturze plastra miodu. Są dzięki temu bardzo sztywne i zachowują dobre tłumienie wewnętrzne. Układ napędowy składa się z 45-mm cewki oraz magnesu o masie 4 kg. Co ciekawe, w tańszym modelu Iroise 3 woofery mają większą średnicę. W przypadku Murano Alto nie ma jednak mowy o oszczędnościach. Chodziło o optymalną integrację ze współosiowym BC13, w którym „brakuje” trzeciego przetwornika z TC23, odpowiadającego za dolny zakres średnicy pasma. Częstotliwość podziału pomiędzy BC13 a wooferami ustalono więc na 800 Hz. Zmniejszenie średnicy membran wymusiło dostosowanie wooferów do pracy z dużym wychyleniem liniowym.
Na tylnej ściance obudowy, oprócz pary wysokiej jakości terminali Furutecha, w oczy rzucają się trzy tunele bas-refleksu. Wszystkie mają identyczne wymiary: długość 10 cm i średnicę 6 cm. Cabasse zapewnia, że dzięki takiemu rozwiązaniu udało się uniknąć turbulencji wypychanego na zewnątrz powietrza, zwłaszcza przy pracy z wysokim natężeniem dźwięku. Dodatkowym plusem zastosowania trzech tuneli jest możliwość korygowania basu i dostosowania jego siły do warunków akustycznych pomieszczenia. Musimy to jednak robić na własną rękę, ponieważ producent nie dostarcza w komplecie zatyczek.
Cabassae Murano Alto pracowały z dzielonym wzmacniaczem Vincenta, złożonym z przedwzmacniacza SA-32 oraz końcówki mocy SP-331. Źródłem sygnału był odtwarzacz CD Gamut CD-3 oraz Macbook z plikami muzycznymi. Przewody głośnikowe stanowiły Cammino SPK 14.4 EFT Reference, a pozostałe – Fadele Aphrodite. Elektronika stała na stoliku StandArt STO.
Po kilku pierwszych minutach odsłuchu trudno było odpędzić od siebie pytanie: „Czy to na pewno Cabasse?” Moje wcześniejsze doświadczenia z tą marką zaszufladkowały ją jako producenta poprawnych głośników, które jednak niczym specjalnie nie imponowały. Tymczasem Murano Alto zupełnie nie pasowały do tego stereotypu. Dźwięk był rasowy, a przy tym pewny i spokojny. Odsłuch okazał się więc tyleż atrakcyjny, co relaksujący.
Szeroka i głęboka scena wystarczyła do stworzenia namiastki sali koncertowej. Kolumny nie próbowały zwracać na siebie uwagi. Jedynie „statystowały” w przedstawieniu, ponieważ dźwięk był od nich zupełnie oderwany, a muzyczne zdarzenia rozgrywały się poza skrzynkami. Mimo że producent szczególnie podkreśla rolę przetwornika średnio-wysokotonowego, to największe wrażenie zrobił na mnie bas.
Pozostawał uwodzicielsko miękki, nie tracąc na energii i szybkości. Zdarza się, że nawet renomowane firmy nie potrafią pogodzić ognia z wodą, a więc miękkości ze sprężystością. Bas Murano Alto nie ma nic wspólnego z bułą, a konstruktorowi udała się trudna sztuka balansowania pomiędzy wypełnieniem a dyscypliną.
Firma chwali się, że pomiary w fazie projektowania uwzględniały nie tylko oś główną, ale także obszar promieniowania dookoła kolumny. To naprawdę słychać, a podstawową korzyścią jest fakt, że Murano Alto okazują się odporne na miejsce, z którego słuchamy muzyki. Właściwie niezależnie od tego, gdzie usiądziemy – oczywiście w granicach rozsądku – otrzymamy poprawnie narysowaną scenę. Pod tym względem francuskie podłogówki plasują się w czołówce mojego prywatnego rankingu.
Głośniki dobrze sobie radzą także z prawidłowym odwzorowaniem barw instrumentów – nie oszukują ani nie kolorują. To sprawia, że nawet doświadczony meloman odnajdzie w ich prezentacji namiastkę koncertu na żywo. Stronią przy tym od efekciarstwa. Tweeter łagodnie się obchodzi z wybrzmieniami dzwonków, nie powodując świdrowania w uszach. Choć gra zachowawczo, to nie pozbawia brzmienia alikwotów.
Środek nawiązuje do góry pod względem miękkości i delikatności. Instrumenty smyczkowe pozostają naturalne w całej palecie barw. Szczególnie łatwo można docenić tę cechę, słuchając koncertów fortepianowych Chopina. Utarło się stwierdzenie, że Chopin to wyłącznie mistrz fortepianu, a instrumentacja partii orkiestry pozostawia wiele do życzenia. Choć faktycznie pod tym względem naszemu kompozytorowi daleko do mistrzów impresjonizmu, to jednak kręcenie nosem przy Koncertach e i f-moll uważam za niesprawiedliwe. Jeśli solista i orkiestra współpracują z wrażliwym na barwę dźwięku dyrygentem, to mają duże pole do popisu.
Tę obserwację można przełożyć również na francuskie kolumny. Znakomicie oddają delikatność partii orkiestry, dokładnie odwzorowując różnice barw między grupami instrumentów oraz solistami. W Koncercie f-moll przepięknie zabrzmiał fagot, któremu kompozytor nie szczędził okazji do zabłyśnięcia, zaś druga część Koncertu e-moll zachwycała subtelnością i łączeniem planów.
Murano Alto nie są jednak mistrzami rozdzielczości. W gęstym tutti, szczególnie w dynamice forte i wyżej, instrumenty mogą się zlewać. Na tyle, że szczegóły barw np. wiolonczel gubią się gdzieś pomiędzy altówkami i dolnymi rejestrami skrzypiec. To niedociągnięcie nie pogarsza jednak pozytywnego odbioru całości. Bas – miękki i głęboki – prezentował te same cechy, co góra i środek pasma. Woofery trzymały dźwięk w ryzach, nie pozwalając nawet na śladowy bałagan czy ociężałość. Brzmienie było okrągłe, ale i sprężyste. Duże brawa za zachowanie tej charakterystyki aż do granic możliwości kolumn. Wszystko to składało się na wrażenie obcowania z konstrukcją wysoce muzykalną. Słychać, że konstruktor nie chciał koloryzować rzeczywistości. Aby osiągnąć taki efekt, potrzeba wiele pracy i zapewne niejednej mądrej głowy. Na szczęście, Cabasse nie oszczędzało na roboczogodzinach. I za to właśnie płacimy.
Cabasse bez wątpienia zrobiło wielki krok naprzód, a Murano Alto mogą być wizytówką nowej drogi. Biorąc pod uwagę, z jaką delikatnością i klasą traktują uszy słuchacza, cena nie wydaje się wygórowana. Konstrukcja zdecydowanie godna polecenia.
Artur Rychlik
Hi-Fi i Muzyka 05/2018
Cabasse Murano Alto
Przeczytaj także