
08.05.2018
min czytania
Udostępnij
Obecnie siedziba Blumenhofera mieści się na samotnej farmie, położonej w obrębie bawarskiego parku krajobrazowego, nieopodal Augsburga. Tam, w przepięknych okolicznościach przyrody, przy udziale zaledwie kilku osób, powstają jedyne w swoim rodzaju zestawy głośnikowe. Wszystkie są tubowe, nawet jeśli na takie nie wyglądają.
Testowany dziś Fun 13 MK 2 to najtańsza podłogówka w katalogu. Poza nią w serii Fun znajdziemy recenzowane wcześniej Fun 17 („HFiM” 2/2016). Fun 13 są jedynymi kolumnami Blumenhofera, które przeszły formalną modyfikację, a wersja MK 2 od poprzedniczki różni się głównie przetwornikami.
O tym, że Fun 13 MK 2 odbiegają od typowych konstrukcji, można się przekonać już na etapie wyjmowania ich z kartonu. W trakcie rozpakowywania okazało się, że kolumny są puste w środku. Obudowy pozbawiono dna, a wewnątrz, poza kawałkiem syntetycznej wełny w szczycie, nie znalazłem niczego. Przynajmniej na pierwszy rzut oka.
Boczne ścianki wykonano z 19-mm płyt MDF i starannie oklejono fornirem wiśniowym. W standardzie dostępny jest jeszcze orzech, a na indywidualne zamówienie można przebierać w okleinie klonowej, brzozowej i kilku egzotycznych.
U dołu przedniej i tylnej ścianki przytwierdzono grube stalowe sztaby, w które należy wkręcić dołączone w wyposażeniu kolce. Oczywiście, nie zapomniano o podkładkach. Tylne kolce wyposażono w wygodne pokrętła, pomocne w precyzyjnym poziomowaniu obudów. Ich szeroki rozstaw znacząco poprawia stabilność konstrukcji. Po ustawieniu kolumn w pozycji roboczej ujawnia się ich kolejna niecodzienna cecha. Fragmenty skrzyń nad tweeterami nieproporcjonalnie wystają, przez co Fun 13 MK 2 sprawiają wrażenie, jakby miały zbyt wysokie czoło. Wynika to z ich budowy wewnętrznej, ale o tym za chwilę.
Górę pasma przetwarza 28-mm jedwabna kopułka Eton 28SD1. Za niskie tony odpowiada natomiast wspólna konstrukcja Blumenhofera i firmy Audio Technology Engineering z leżącego nieopodal Neu-Ulm. Jak łatwo się domyślić, jej średnica wynosi 13 cm. W głośniku zastosowano membranę P2C o strukturze kanapkowej. Wyprodukowano ją z polieteroeteroketonu (PEEK) – polimeru węglowego o wysokiej wytrzymałości. Końcowy montaż przetworników wykonuje kolejna niemiecka firma – Ehman & Partner z Gundelsheim.
Warto przypomnieć, że w pierwszej wersji Fun 13 stosowano 19-mm miękką kopułkę oraz nisko-średniotonowiec z membraną na bazie kewlaru. Oba drivery dostarczał wtedy Eton. Przetworniki wpuszczono we wgłębienia wyfrezowane w przedniej ściance. Fronty kolumn lekko odchylono do tyłu, co powinno korzystnie wpłynąć na czasową spójność dźwięku. Dodatkowej elegancji smukłym skrzynkom dodaje logo Blumenhofera, stylizowane na nuty. W „trzynastkach”, podobnie jak w przypadku pozostałych konstrukcji Herr Thomasa, nie przewidziano maskownic.
Sześcioelementową zwrotnicę wykonano z pierwszorzędnych komponentów Mundorfa oraz Intertechnika. Częstotliwość podziału ustalono na 3 kHz. Okablowanie wewnętrzne poprowadzono grubymi litymi drutami z miedzi beztlenowej. Pojedyncze terminale typu WBT z pozłacanej miedzi tellurycznej przyjmują każdy cywilizowany i barbarzyński rodzaj końcówek kabli.
Podobnie jak pozostałe kolumny Blumenhofera, Fun 13 MK 2 to konstrukcje tubowe. Jednak zamiast charakterystycznego lejka na froncie, hornem obciążono w nich przetwornik basowy. Energia emitowana przez tylną część jego membrany jest kierowana najpierw ku górze, a następnie, po zagięciu, w stronę podłoża przez prostokątny, stale rozszerzający się kanał, który tworzy właśnie róg o długości ćwierci fali. Jego otwór, skierowany w podłogę, stanowi coś na kształt wirtualnej membrany o powierzchni około 300 cm kwadratowych. Całość poprawia efektywność reprodukcji dołu pasma w zakresie 400-50 Hz. Na dobrą sprawę, cały ten róg basowy to tylko kilka kawałów deski wklejonej pod odpowiednim kątem wewnątrz wysokiej skrzynki, ale gdyby to było takie proste, podobne konstrukcje, masowo klepane przez Chińczyków, zapełniałyby sieciowe elektromarkety z tanim kinem domowym.
Niemieckie kolumny potwierdzają tezę, że od kresek i słupków ważniejsze są odsłuchy. Ideą przyświecającą konstruktorowi jest zbliżenie brzmienia do realizmu scenicznego. Zresztą, zanim Thomas Blumenhofer skieruje do produkcji prototyp, najpierw poddaje go wnikliwym testom, zmieniając na bieżąco elementy zwrotnic i profile tub. Nierzadko efekt eksperymentów tak bardzo odbiega od pierwotnego projektu, że wszystko trzeba zaczynać od nowa. Przypuszczam, że największe zainteresowanie budzi nietypowa sekcja basowa, więc właśnie od niej zacznę opis brzmienia.
W tabelce z danymi technicznymi w oczy od razu rzuca się dolna granica pasma przenoszenia, wynosząca 50 Hz. Posiadacze sporych monitorów mogą to uznać za kiepski żart, a użytkownicy podobnej wielkości podłogówek za kpinę w żywe oczy, ale nie o ilość basu, lecz o jego jakość chodziło. Niskie tony były dokładnie w punkt. Wtedy, gdy wynikało to z konieczności chwili, kolumny potrafiły zagrać potężnie i masywnie, tak że skala dźwięku zupełnie nie pasowała do 13-cm „woofera”. Choć miałem świadomość, że swej siły i głębi bas nie zawdzięcza wyłącznie wielkości głośnika, nie odniosłem wrażenia, że jest on sztuczny czy „zrobiony”. Tam natomiast, gdzie materiał wymagał szybkości i zróżnicowania, niskie tony momentalnie dostosowywały się do zwinnych palców kontrabasisty. Ich monitorowy charakter ujawniał się zwłaszcza w jazzie i nawet w skopanych realizacjach (np. „The Time” tria Możdżer/Danielsson/Fresco) kontrabasy nie przybierały rozmiarów silosu zbożowego.
Niemieckie kolumny oferują imponującą panoramę stereofoniczną. Scena zaczynała się na linii łączącej głośniki i sięgała daleko w głąb pomieszczenia. Fun 13 MK 2 nie są pod tym względem stuprocentowo neutralne, gdyż niezmiernie rzadko muzycy wychodzili przed kolumny, jednak taki sposób prezentacji powinien się spodobać wszystkim użytkownikom narzekającym na zbyt małe rozmiary mieszkania. Wykonawcy zostali rozstawieni na scenie z zegarmistrzowską precyzją. O ile w niewielkich składach nietrudno odróżnić położenie instrumentów, to w nagraniach symfoniki dostrzegałem wyraźny podział na chór i orkiestrę w tle oraz solistów na pierwszym planie. Także pod względem zróżnicowania wysokości dźwięków Blumenhofery odbiegały od poziomu wyznaczanego przez inne konstrukcje w zbliżonej cenie, dając wiarygodne wyobrażenie o rozmiarach sali, w której odbywała się rejestracja.
Warto też zwrócić uwagę na przejrzystość. Choć mamy do czynienia z podłogówkami, a nie monitorami bliskiego pola, bawarskie zestawy pozwalają „zajrzeć” w głąb nagrania i przeanalizować grę poszczególnych instrumentów bez utraty obrazu całości. W tej dziedzinie cechuje je bezstronność. Nie polują na potknięcia realizatorów ani nie faworyzują nagrań z wytwórni audiofilskich. Pod tym względem przypominają raczej dobre słuchawki, jeśli wiecie, o co mi chodzi. Fun 13 MK 2 cechuje spokój i kultura. Chcąc zaimponować potencjalnym użytkownikom, ich konstruktor mógł się skusić na bardziej efekciarskie brzmienie, np. doświetlając wysokie tony lub lekko podbijając bas. Jednak w „trzynastkach” pozostały one wyważone.
Mówiąc o kulturze, nie mam na myśli stateczności czy wyniosłości, ale szacunek dla nagrań. Choć kolumny potrafią zasypać słuchacza lawiną informacji, to pięknie grają ciszę. Koronnym przykładem może być druga część „Concierto de Aranjuez” Joaquina Rodrigo, gdzie orkiestrowe tutti, przerywające dialogi instrumentów, podkreślają subtelne brzmienie gitary. Blumenhofery umiejętnie dawkowały napięcie, to wyczekiwanie na podmuch dęciaków, a następnie powrót do melancholijnej gitary klasycznej. Po prostu majstersztyk. Owo budowanie napięcia poprzez ciszę odnalazłem także na „Ciemnej stronie Księżyca” Pink Foydów, ot choćby w przejściu z „On The Run” do „Time” czy w „The Great Gig in the Sky”.
Zwyczajowo testy sprzętu hi-fi kończę mocnym akcentem. Tym razem zrobiłem wyjątek. Zamiast raczyć najbliższą okolicę riffami Rammsteinu, mając w pamięci koncertową przestrzeń, sięgnąłem po „Hell Freezes Over”. To zapis występu Eagles w studiu MTV w kwietniu 1994 roku. Autorzy najbardziej obciachowej solówki w dziejach muzyki może i nie podnoszą prestiżu kolumn, ale sposób oddania przez nie atmosfery koncertu zasługuje na najwyższe noty. Przestrzeń, timing, separacja instrumentów i czysta radość płynąca ze sceny składały się na wrażenie bliskie uczestnictwu w występie na żywo. Co ciekawe, powyższe odczucia były dostępne nie tylko na koncertowym poziomie głośności, lecz także w czasie normalnego słuchania. Nie budziły też morderczych instynktów u sąsiadów i tak już przywykłych do różnych dziwnych nagrań. Niektórzy nazajutrz nawet puścili do mnie oko.
Blumenhofery Fun 13 MK 2 to nietuzinkowe kolumny, zarówno pod względem konstrukcji, jak i brzmienia. Wprawdzie nie kosztują czapki śliwek, ale należą do tych urządzeń, dla których warto się zadłużyć. I, w przeciwieństwie do większości dóbr konsumpcyjnych, będą dawały radość właścicielom jeszcze długo po spłacie ostatniej raty.
Mariusz Zwoliński
Hi-Fi i Muzyka 02/2018
Blumenhofer Acoustics Fun 13 MK 2
Przeczytaj także