20.01.2018
min czytania
Udostępnij
Od początku działalności Klifothowi przyświecała idea głośników, o których brzmieniu marzył, ale nie mógł znaleźć w sklepach. Ba! Sam prowadził sklep z elektroniką, więc miał „w temacie” dobre rozeznanie. Jego pierwszą konstrukcją był Trapez, który od razu zyskał przychylność odbiorców. Do dziś w projektowaniu Ole stosuje trzy zasady: słuchać, słuchać i słuchać. Jeżeli jakieś ulepszenie nie powoduje słyszalnej zmiany na lepsze, nie jest ulepszeniem. Ole znalazł też kompana, który towarzyszy mu w biznesowej drodze. Doskonale się rozumieją i razem pracują nad nowymi pomysłami. Ole Klifoth tworzy brzmienie, a Lars Mathiesen – pięciokrotny zwycięzca Danish Design Award – obudowy (Audiovectora cechuje oryginalne wzornictwo, bazujące na przekroju spadającej kropli wody). Marketingiem zajmuje się syn Olego. Niedawno firma pozyskała też młodego elektronika, Jacoba Trydego.
Audiovectory są budowane tak, aby każdy model można było ulepszać (upgrade’ować). Zmieniają się więc wraz z rosnącymi wymaganiami właściciela. Firma proponuje także odświeżanie kolumn, które są demontowane, czyszczone, polerowane lub lakierowane na nowo, zaś elementy zwrotnicy – sprawdzane pod kątem parametrów. Jeśli z czasem utraciły wartości znamionowe, po prostu się je wymienia. Po testach kolumny są pakowane w nowe kartony i z pięcioletnią gwarancją odsyłane do klienta, który zamówił jeden z poziomów upgrade’u. Na pytanie potencjalnego nabywcy, jak długo będzie mógł słuchać kolumn Audiovectora, Ole odpowiada: jeszcze nie wiemy. Około 95 procent dotychczasowej produkcji jest nadal w użytkowaniu pierwszych lub kolejnych właścicieli.
Bogaty katalog Audiovectora zawiera modele ze średniej i wyższej półki cenowej. Do wyboru przewidziano aż siedemnaście opcji wykończenia. Także SR 3 Avantgarde można zamówić w jednym z nich. Co ciekawe, do testu dotarł „samochodowy” metalik, którego w broszurze nie znalazłem. Czyżby powstał na specjalne zamówienie? Pod światło mieni się srebrzystymi drobinkami, przyjmując raz odcień głębokiego fioletu, a gdy się patrzy pod innym kątem – na przemian szafiru i granatu. Chyba każdy kolor jest możliwy. Panie z pewnością będą zachwycone tak ogromnym wyborem.
Seria SR 3 składa się z czterech modeli, z których recenzowany Avantgarde jest drugim od góry. Wyżej jest tylko Avantgarde Arreté. Kolumny są bardzo zgrabne, choć – jak na podłogówki – raczej kompaktowe. W górnej części wąskiego frontu znajduje się gruby płat, do którego przykręcono trzy przetworniki. Otaczają je starannie skrojone metalowe pierścienie, a same śruby to marzenie każdego majsterkowicza. Przetwornik wysokotonowy to Air Motion Transformer. Reprodukuje zakres od 2,9 kHz do ponad 50 kHz. Jest częściowo wentylowany, co ma poprawiać odpowiedź impulsową. Poniżej znajduje się stożek nisko-średniotonowy zkorektorem fazy. Woofer jest stosowany zarówno w modelu Avantgarde, jak i Avantgarde Arreté i został wyposażony w ażurowy kosz.
Ścianki boczne zaokrąglono tak, aby obudowa przypominała przekrój kropli wody. Bardzo wąską ściankę tylną również zaokrąglono. W jej górnej części znajdują się dwa otwory, odprowadzające ciśnienie z głośnika nisko-średniotonowego. Zasłania je stalowa siatka. To część opracowanego przez Audiovectora systemu SEC, którego celem jest poprawa sceny dźwiękowej. W dolnej części obudowy zamontowano potrójne terminale, które umożliwiają zasilanie kolumn w tri-ampingu lub tri-wiringu, a dzięki rozwiązaniu o nazwie„Active Direct Concept” – także za pośrednictwem zwrotnicy aktywnej. Efektem ma być poprawa dynamiki i reprodukcji detali nagrań. Nie miałem możliwości tego sprawdzić, ale tak to zwykle działa.
Pomiędzy terminalami z solidnymi, metalowymi nakrętkami znajduje się przełącznik hebelkowy. Długo poszukiwałem informacji na jego temat na firmowej witrynie. Z pomocą przyszedł mi dopiero polski dystrybutor, którywyjaśnił, że jest to włącznik systemu ARA (Audiovector Room Adaptation). Układ, montowany tylko w modelach Avantgarde i Avantgarde Arreté, pozwala przystosować parametry pracy kolumn do warunków akustycznych nowoczesnych pomieszczeń (szkło, duże płaskie powierzchnie). Po włączeniu ma następować neutralizacja efektu echa. Ja jednak zostawiłem go w położeniu „Off”, ponieważ w moim pokoju kolumny tak grały lepiej. Najciekawsza część konstrukcji znajduje się w podstawie. Jest ona złożona z trzech rozchylonych płatów, które poprzez szczeliny w tylnej ściance ułatwiają odprowadzenie powietrza z otworu bas-refleksu w spodzie obudowy. Kolumny stoją na kolcach, które jednak nie wychodzą poza obrys podstawy i nie poprawiają ich stabilności.
Audiovectory SR 3 Avantgarde przez chwilę grały z Marantzami serii 10, ale zasadnicze odsłuchy przeprowadziłem z referencyjnym zestawem Parasound JC1/JC2 oraz JC2/A21. Jako że wysoka efektywność 91,5 dB i przyjazna impedancja 8 omów, o których zapewniają materiały producenta, powinny z tych kolumn uczynić dobrego partnera wzmacniaczy lampowych, skorzystałem też z końcówki mocy Cary Audio CAD-300SSE oraz integry E.A.R. 859 SE. Okablowanie sygnałowe stanowiły Acrolink A2080 XLR oraz Kharma Grand Reference RCA, a także Monster Sigma Retro Gold i Straight Wire Serenade II, natomiast głośnikowe – Monster Sigma Retro Gold. Specjalnie wyliczam wszystkie łączówki, ponieważ ich wymiana istotnie wpływała na charakter brzmienia systemu. W skrócie: nadmiar srebra w torze nie przypadł mi do gustu, choć zwolennicy lawiny szczegółów zapewne będą dążyć w tym kierunku. Wydaje się, że Audiovectory nie mają w tym aspekcie ograniczeń. Kolumny stanęły na firmowych kolcach z podkładkami. Źródłem sygnału były odtwarzacz Sony SCD-777ES oraz przetwornik Mytek Digital Stereo 192 DSD DAC Preamp.
Głośniki AMT z ich naturalną tendencją do przekazywania niuansów brzmienia zachęcają do sięgnięcia po nagrania z dużym udziałem instrumentów perkusyjnych. Jednym z przykładów jest CD Davida Chesky’ego „Club de Sol” z latynoskim repertuarem i licznymi „przeszkadzajkami”. Brzmienie każdego uderzenia w trójkąt i inne metalowe perkusjonalia długo wibrowało w powietrzu. Nagranie, wykonane w legendarnym, nieistniejącym już RCA Studio A w Nowym Jorku, ma doskonale zdefiniowaną przestrzeń, którą Audiovectory kreowały z rozmachem godnym znacznie większych konstrukcji. Przestrzeń wychodziła szeroko i głęboko za bazę. Fortepian w tej realizacji ma niemal słodki charakter i kolumny to podkreśliły, nawet kiedy sygnał doprowadzały srebrne przewody Kharmy.
Inną szkołę realizacji prezentują albumy nieistniejącej już wytwórni DMP. „Just Jobim” brazylijskiego pianisty Manfredo Festa został nagrany w technice DSD i choć dysponuję tylko wersją CD, to jej jakość imponuje rozdzielczością, którą Audiovectory wyeksponowały z brawurą, ale i dokładnością. Grający na instrumentach perkusyjnych Cyro Baptista czaruje szeroką paletą akcesoriów. Sypiące się pestki, drewniane i metalowe rurki, czynele, talerze z blachy o różnej grubości… Dzieje się tu tak dużo, że tylko selektywny system zachowa zdolność różnicowania barw. Głos Cassandry Wilson na płycie „Glamoured” jest matowy, ale wokół niego słychać dużo przestrzeni. Jest tu gęsto od instrumentów, a kontrabas Reginalda Veala schodzi dość nisko. Z ukazaniem jego faktury, choć nieco ukrytej za innymi instrumentami, Audiovectory nie miały problemu. Za to harmonijka ustna Gregoire’a Mareta błyszczała i lawirowała na wysokościach niczym linoskoczek. Zwróciłem też uwagę na niezwykły timing i pulsujący rytm, które kolumny oddają znakomicie, nadążając nawet za najbardziej zawiłym metrum.
Audiovectory tworzą głęboką podstawę basową; większą od innych kolumn o podobnej wielkości. Słychać to choćby na płycie „Companion” Patricii Barber. Jej organy Hammonda wypełniają cały klub Green Mill w Chicago. Swą energią podnoszą poziom adrenaliny. Zachwycają wielobarwną paletą dźwięków w niskich rejestrach. Ale to, co zrobił ze ścianami mojego pokoju kontrabas Michaela Arnopola, wzbudziło we mnie niepokój. Oczywiście, podkręciłem wzmocnienie, aby by końcówka Parasounda A21 mogła się wykazać mocą, ale to kolumny zamieniły tę moc w muzykę z efektem małego trzęsienia ziemi. Gdyby była potrzeba pochwalenia się ich możliwościami przed gośćmi, Audiovectory zrobią to z łatwością.
Zremasterowana wersja duetów Elli Fitzgerald i Louisa Armstronga zanadto, moim zdaniem, eksponuje wysokie tony trąbek orkiestry Nelsona Riddle’a i samego Satchmo, ale głos Elli jest łagodny jak letni popołudniowy wietrzyk. Podoba mi się natomiast bogate w alikwoty brzmienie saksofonów. Nie spodziewałem się, że SR 3 Avantgarde utworzą tak obszerną scenę. To pozwoliło mi się poczuć jak na koncercie w Carnegie Hall. Nie zapominajmy jednak, że kiedyś studia nagraniowe były większe niż te współczesne, gdzie każdą sekcję, a nawet każdy instrument nagrywa się osobno, natomiast orkiestra nie rusza się ze swojej sali w filharmonii.
By przenieść się do sali kongresowej KKL w Lucernie, gdzie wystąpiło trio Jarrett/Peacock/DeJohnette, wystarczyło rozsiąść się wygodnie, podnieść głośność w preampie Parasounda JC2 do poziomu koncertowego i przymknąć oczy. Audiovectory zmieniły tu charakter. Zagrały bardziej do przodu, sprawiając, że przeniosłem się do pierwszych rzędów na widowni. To znak, że kolumny odwzorowują to, co zostało zapisane na płycie. Przyszła mi też do głowy myśl, że grają tym lepiej, im głośniej. Ale niezupełnie – tak się dzieje do poziomu, który „akceptuje” pomieszczenie. A w jakim sprawdzają się najlepiej? Przypuszczam, że wymagają minimum 20 m²; optimum to około 30 m² (choć i 35 m² nie będzie za dużo).
Nie mogę nie zwrócić uwagi na fortepian Keitha Jarretta – dynamiczny, energiczny, rozedrgany pod uderzeniami dłoni artysty. Jeśli dodać mocne szarpnięcia strun kontrabasu Gary’ego Peacocka i brzęcząco-szurające czynele Jacka DeJohnette’a, to wrażenie, że fortepianowe trio jest całkiem dużym składem, staje się przemożne. Co nie znaczy, że sekstet Milesa Davisa na „Kind of Blue” okaże się orkiestrą. Nagranie sprzed 58 lat zadziwia rozdzielczością instrumentów i piękną sceną studia nagraniowego. Tylko nisko schodzący kontrabas Paula Chambersa nie został dość poskromiony i rozlewał się nisko i szeroko. Taka jego cecha? Być może, ale wystarczyła zmiana łączówki na Straight Wire, by ten efekt zmniejszyć. Zdystansowana trąbka Milesa wydała mi się bliska sercu – tak ciepło traktowała każdy dźwięk. W unisonach łatwo było wyodrębnić dwa saksofony i trąbkę.
A klasyka? Audiovectory są stworzone do klasyki! Na SACD „Exotic Dances” (Eiji Oue / Reference Recordings) orkiestra symfoniczna z Minnesoty ze swą potęgą i wybrzmieniem każdego instrumentu z osobna przyspiesza bicie serca. Uderzenia w kotły, kontrabasy i oboje są wprost zachwycające. Jeden warunek – nie bójmy się głośnego słuchania, wtedy będzie jak w filharmonii.
Wreszcie kantaty Jana Sebastiana Bacha w nagraniu Bach Collegium Japan – głosy z głębi wieków, unoszące się do nieba za sprawą przestrzeni kreowanej przez te niezwykle szczegółowe głośniki. Szeroko rozstawiony chór, dźwięk organów, dobiegający z góry i pociągnięcia smyczkami po strunach instrumentów z epoki baroku. Czegóż trzeba więcej? Odpowiedniej elektroniki, bo Audiovectory SR 3 Avantgarde są wymagające względem systemu i wrażliwe na dobór okablowania. Są przy tym tak piękne same w sobie, że wystarczy, by stały. A kiedy się odezwą, to jak cała orkiestra z Tokio, jak niezrównane trio Jarretta, jak legendarny Miles Davis i jego kompani, przeniesieni w czasie i przestrzeni do naszego mieszkania.
Kupić? Z pewnością wpisać na krótką listę, a w razie zakupu zostawić co najmniej tyle samo pieniędzy na pozostałe elementy zestawu. Wtedy naprawdę będą cieszyć nie tylko oczy, ale także uszy.
Janusz Michalski
Hi-Fi i Muzyka 10/2017
Audiovector SR 3 Avantgarde
Przeczytaj także