09.06.2024
min czytania
Udostępnij
Audiovector ma ugruntowaną pozycję i kojarzy się z wysoką półką. Katalog obejmuje tylko dwie serie. Droższa R to zestawy o ekskluzywnej prezencji, pełne ciekawych rozwiązań technicznych. Wprawdzie to tylko sześć modeli – monitor i pięć podłogówek – ale trzy najtańsze występują w trzech wersjach, co znacznie rozszerza wybór. Tańszą linię QR tworzy pięć pozycji, już bez podziału na dalsze opcje. W obu przewidziano też subwoofery i głośniki centralne. Elementem wspólnym zestawów duńskiej wytwórni jest wysokotonowy przetwornik AMT; jedynie w najtańszej opcji z linii R występuje miękka kopułka.
Od 1979 roku projektowane i produkcja odbywają się w Danii. Audiovector chwali się, że duża część procesu przebiega ręcznie, a klasa materiałów i wykonania serii R są zachwycające. Na ich tle modele QR wyglądają skromnie, ale to nadal wysoka europejska jakość.
„Siódemki” są najdroższe i największe w serii QR. Dołączyły do katalogu najpóźniej, ale podobno świetnie się sprzedają. W ogóle duńska wytwórnia przeżywa obecnie czas dynamicznego wzrostu. Wynika to z faktu, że w okresie pandemii jako jedna z nielicznych miała pełne magazyny i realizowała zamówienia bez opóźnień, co było wynikiem mądrej, choć ryzykownej strategii syna założyciela – Madsa Klifotha. Kolumny Audiovectora mają też ostatnio bardzo dobą prasę, a w efekcie docenili je również klienci.
QR 7 to układ trójdrożny, czterogłośnikowy. Dwa 20-cm basowe Pure Piston mają jednolite membrany aluminiowe, bez wyodrębnionej nakładki przeciwpyłowej, oraz odlewane ażurowe kosze, ułatwiające przepływ energii. Napęd tworzą długa cewka i solidny magnes z doklejonym dodatkowym pierścieniem, poprawiającym skupienie pola w szczelinie. 15-cm średniotonowiec także został wykonany z aluminium. Ma miękki, wąski resor i tłoczony z blachy kosz, tym razem z szerokimi ramionami. Układ magnetyczny również wygląda okazale. Wszystkie trzy przetworniki wykończono eleganckimi srebrnymi pierścieniami, a membrany anodowano na szaro, dzięki czemu pasują zarówno do czarnej, jak i białej obudowy.
Specjalność zakładu to wysokotonowy AMT, nazwany Gold Leaf. Według deklaracji producenta może przenosić sygnały aż do 102 kHz. W QR 7 jego praca kończy się przy 52 kHz, czyli również bardzo wysoko. Harmonijka jest złocona od frontu i wyposażona w „filtr antysybilantowy” (S-stop), co mnie trochę niepokoi.
Potężne skrzynie występują w trzech wykończeniach: czarnym lakierze fortepianowym, satynowej bieli oraz fornirze z ciemnego orzecha. Maskownice pozostają zawsze czarne i trzymają się na magnesach. Front jest na tyle wąski, na ile pozwoliły duże woofery. Krawędzie ścianek bocznych zostały na dole i górze zaokrąglone, a całość unosi się nad postumentem wystającym poza obrys obudowy. Dystans pomiędzy nim a kolumną utrzymują szczątkowe plastikowe nóżki, co jest niezbędne, ponieważ bas-refleks dmucha w dół. Izolację od wibracji podłoża i możliwość wypoziomowania zapewniają regulowane kolce.
Obudowę sklejono z MDF-u o standardowej grubości, a wnętrze dość skromnie wytłumiono kilkoma płatami wełny mineralnej. Audiovector stosuje takie od dawna i uważa, że zbyt dużo miękkich materiałów przynosi więcej szkody niż pożytku. Poziome wstawki usztywniają całość, a głośnik średniotonowy pracuje w osobnej komorze.
Z tyłu, na wysokości górnego woofera zamontowano zwrotnicę złożoną z 16 elementów dobrej jakości. Dzieli pasmo przy 425 Hz i 3 kHz. Pojedyncze złocone zaciski przyjmują banany, widełki i gołe kable. Ze zwrotnicą łączą je przewody z miedzi beztlenowej.
Producent nie określa zalecanej mocy wzmacniacza. Podaje jedynie nominalną moc układu: 300 W. Do tak dużych kolumn można podłączać mocne piece; nawet pół kilowata nie powinno im zrobić krzywdy. Impedancja 6 omów i skuteczność 90,5 dB to obietnica wysokiej kompatybilności, niemniej ze słabymi tranzystorami bym się nie rozpędzał.
Potężne Audiovectory grały w teście z McIntoshem MA12000 i odtwarzaczem C.E.C. CD 5. Okablowanie pochodziło z oferty Hijiri (HCI/HCS/Nagomi), a prąd filtrował Ansae Power Tower. Elektronika stała na polskich stolikach Base 6, a kolumny na kamiennych płytach o grubości 3 cm.
Audiovectory należą do wąskiej grupy głośników, które podłączamy, a po minucie odsłuchu już każdym nerwem czujemy, że jest dobrze. Dźwięk jest zdrowy, prawidłowy i nieprzekombinowany. Oczywiście, ma również cechy charakterystyczne, ale żadna z nich nie zniekształca obrazu nagrań.
Jedną z głównych atrakcji przekazu stanowi bas – mocny, głęboki i zdecydowany. Schodzi nisko, bez ekspozycji podzakresów. Jako składnik pasma został podkreślony i porusza się ze swobodą. Można śmiało powiedzieć, że pod względem prezentacji niskich tonów QR 7 zaliczają się do ścisłej czołówki kolumn w zbliżonej cenie. Jeżeli ktoś stwierdzi, że są pod tym względem najlepsze, również nie będę protestował. Znajduję tutaj wszystkie zalety basu, a równocześnie połączenie cech, które przeważnie nawzajem się wykluczają. Da się wskazać głośniki jeszcze lepiej utrzymujące tempo, jak choćby B&W z serii 700 S3, ale precyzja Audiovectora również nie budzi zastrzeżeń. Jest rytm i kaloryczne uderzenie, odczuwalnie sprężające powietrze. Muzyka pulsuje, a świetna kontrola ani przez chwilę nie wchodzi w obszar twardej, suchej dokładności. Miła odrobina miękkości nie ma nic wspólnego z rozleniwieniem. Duże membrany sprawnie pompują powietrze; potrafią także wydać z siebie imponujący pomruk. A wszystko bez wysiłku.
Pomimo podkreślenia niski zakres nie wchodzi z butami w średnicę. Niczego nie zabarwia ani nie przyciemnia. Może zabrzmi to dziwnie, ale zauważam w nim coś w rodzaju „światła” – czystości i czytelności, którym w niczym nie przeszkadza jego miękka sprężystość. Ekspozycja w takim kształcie nie zaburza proporcji w klasyce, za to w ekstremalnych fragmentach otrzymujemy spektakularne dawki głębi i mocy. Obywa się przy tym bez efekciarstwa, a prezentacja pozostaje wyważona.
Podsumowując: bas jest świetny i już choćby z uwagi na jego jakość QR 7 są warte każdej złotówki. Co więcej, powinien się spodobać i pożeraczom niskich tonów, i osobom ceniącym balans. Jak konstruktorzy Audiovectora to osiągnęli, nie mam pojęcia, ale zrobili to tak, że konkurentów ze świecą szukać.
Na tym nie koniec zalet QR 7, ponieważ spostrzeżenie, że jest dobrze, można odnieść w zasadzie do dowolnego aspektu ich prezentacji. Na przykład do wysokich tonów. Konkluzja, że to AMT w bardzo udanej aplikacji powinna zamknąć temat. Lotność, czytelność, rozświetlenie i blask nigdy nie wpadają w metaliczność ani suchość. Nie doszukałem się natomiast „filtru antysybilantowego”, a przyznaję, że obawiałem się stłumienia i nosowości. AMT w QR 7 dobrze różnicuje barwy, dzięki czemu bez trudu wskażemy małe i duże talerze perkusji. Czytelność tekstu jest świetna, a sybilanty nie zostają sztucznie odfiltrowane. Niekiedy AMT gra z większą swobodą. Audiovector postawił bardziej na precyzję, ale zachował złoty środek. Dzięki temu miłośnicy obu estetyk będą zadowoleni.
Średnica również wzbudza sympatię od pierwszych chwil odsłuchu; głównie ze względu na swą czytelność. Dzięki niej bez trudu prześwietlimy złożoną fakturę rozbudowanych składów. Dźwięk nie jest może relaksujący, bo w końcu priorytety stanowią kontrola i szczegółowość, niemniej nie przestają obowiązywać wyważenie i smak. Temperatura barw jest neutralna; nie odczuwa się ani chłodu, ani ocieplenia. Ta neutralność dobrze się sprawdza w muzyce akustycznej, ponieważ znajdujemy się blisko prawdy. Może trochę upiększonej, ale to nam tylko poprawi samopoczucie.
QR 7 okazują się dokładne, jednocześnie efektowne, a przy tym zrównoważone. Ciekawe połączenie, prawda? Dzięki temu brzmią świetnie i w klasyce, i w metalu, a także w małych składach akustycznych i w nasyconych elektroniką aranżacjach. Zrozumiem, jeżeli ktoś będzie chciał więcej lampowej gęstości i ciepła, ale powinien wziąć pod uwagę, że nie dostanie ich w oczekiwanym natężeniu z równoczesnym zachowaniem takiej czytelności, precyzji oraz potężnego, choć konturowego basu.
Zastrzeżeń nie budzi również dynamiczny potencjał Audiovectorów. Zarówno głośne granie, ściana dźwięku, jak i sugestywne oddanie kontrastów nie stanowią dla nich problemu. Nawet przy wysokich poziomach nie tracą swobody i rozmachu. To potrafi wiele głośników, ale QR 7 zachowują te same zalety przy cichym słuchaniu. Wtedy również odczuwa się puls, energię ataku oraz zupełnie satysfakcjonującą zawartość skrajów pasma. Dźwięk pozostaje przejrzysty, a tekst wokali zrozumiały. A to już wyzwanie ponad siły dla przytłaczającej większości (zwłaszcza dużych) kolumn.
W zasadzie każdy aspekt brzmienia zasługuje na bardzo dobrą ocenę; może jedynie przestrzeń na dobrą. Scena koncentruje się na bliższych planach, co poprawia czytelność i zapewnia muzyce bezpośredniość. Duńskie głośniki zaliczają się do konstrukcji, które pozwalają uzyskać słynną „obecność muzyków w pokoju”. Nie wyświetlają jej tak dosadnie, jak na przykład stare Eposy czy Kerr Acoustics 9 („HFiM” 6/2023). Zostawiają sobie trochę miejsca do pokazania głębi. Niektórzy powiedzą, że dobrze by było, gdyby poszły w tej kwestii jeszcze dalej, tyle że wtedy mogłyby się okazać… za dobre. W cenniku znajdują się wszak jeszcze droższe modele. Przyznaję, że po spotkaniu z QR 7 nabrałem ochoty na spotkanie z wyższą serią R.
Odnoszę również wrażenie, że QR 7 będą się dobrze spisywać w mniejszych pomieszczeniach, nawet rzędu 16-18 m², ale to już sprawdźcie sami. W każdym razie, nie należy się obawiać ich gabarytów. Jeżeli chodzi o duże pokoje, to nagłośnienie 50 m² również nie powinno stanowić problemu. Czyżby znów połączenie ognia z wodą?
Audiovectory QR 7 są świetne, bez dwóch zdań,. Dawno nie słyszałem podłogówek w tak rozsądnie skalkulowanej cenie, o tak wyrównanym, wysokim poziomie we wszystkich aspektach prezentacji. Mam przeczucie, że będą się ludziom podobać. Może z wyjątkiem osób, które poszukują lampowego ciepła, a ich dusza mieszka w krainie łagodności.
Maciej Stryjecki
Hi-Fi i Muzyka 03/2024
Audiovector QR 7
Przeczytaj także