20.09.2013
min czytania
Udostępnij
Jest kierowana do odbiorcy, który nieco eksperymentował z kablami i postanowił kupić coś dobrego, ale jeszcze nie kosmicznie drogiego. Porównanie obu modeli wyraźnie uzmysławia, że z tym przewodem wszystkiego dostaniemy więcej.
Pod czarnym oplotem widać dwie grube, skręcone ze sobą żyły. Zamiast 72 drucików OFC o czystości 6 N mamy ich aż 232, a łączny przekrój przewodników wynosi 5,52 mm2. Druciki skręcono w 8 wiązek Signal Turbine (nie pytajcie, co to takiego – producent nie wyjaśnia) i zaizolowano polietylenem HDPE bez dodatku pigmentów. Wypełniacze tłumiące drgania są takie same, jak w tańszym modelu. Można przypuszczać, że zastosowano ich odpowiednio więcej, proporcjonalnie do masy użytych przewodników. Miejsca, w których kabel rozdziela się na dwie wiązki (czerwoną i białą), zabezpieczono eleganckimi kostkami z anodowanego na czerwono duralu. Do ich wykonania zaprzęgnieto prawdopodobnie obrabiarkę CNC, ponieważ tulejki mają przekrój nieregularnego ośmiokąta, a ich boczne krawędzie błyszczą jak przednie ścianki wzmacniaczy Jeffa Rowlanda. Konfekcja jest taka sama, jak w przypadku Stringa – rodowane banany Equilibrium BFA XS lub niemagnetyczne widełki z czystej miedzi.
Brzmieniowo Supernova jest kablem lepiej zrównoważonym i dojrzalszym od Stringa, choć zachowuje jego energię i spontaniczność.
Proporcje między zakresami są bliższe neutralności, dzięki czemu kabel nie wtrąca się do tego, co wypracowali realizatorzy nagrań i my sami, dobierając elementy systemu. Jedyną ingerencją w charakter brzmienia jest lekkie ocieplenie, zauważalne szczególnie w zakresie średnicy pasma. Poza tym to naturalny i dojrzale brzmiący przewód.
Neutralność z odrobiną ciepła, czyli przyjemnie i z klasą.
Tomasz Karasiński
Hi-Fi i Muzyka 04/2013
Equilibrium Supernova
Przeczytaj także