11.09.2012
min czytania
Udostępnij
Właściciel firmy jest wielkim miłośnikiem gór, co widać na przykładzie SCG-6/4. Inspiracją musiały być liny wspinaczkowe. Nie jest to nic złego, ponieważ zewnętrzny oplot wygląda na wytrzymały i odporny na otarcia. Sama konstrukcja jest dosyć prosta: cztery żyły w układzie star-quad, a w każdej 7 polerowanych srebrnych drutów o czystości 99,999 %.
Natomiast wszystkie procesy, jakim poddaje się przewodniki, to już materiał na dłuższy artykuł. Zainteresowanych odsyłam do starszych testów.SCG-6/4 jest bardzo sztywny, więc jeśli planujecie przeciągać go przez dziwne zakamarki stolików pod telewizorem – odradzam. Wtyki są natomiast wygodne, a przy tym ładne. Jakość wykonania konfekcjonowanego odcinka można określić jednym słowem: perfekcja. Wszystko jest mocne, zwarte i dopieszczone. Warto dodać, że kable Argentum powstają tylko na zamówienie.
Stereotypowe brzmienie srebrnych kabli to przede wszystkim czystość, ale też rozjaśnienie z oznakami ostrości. Argentum nie kryje się ze swym charakterem. Prezentuje własną wizję muzyki bez skrępowania. Gra czysto i świeżo, a nawet trochę chłodno. Detale podsuwa na srebrnej tacy. Nawet w gęstym rocku dźwięki pozostają wyraźnie porozdzielane. To może się podobać, nawet bardzo. A że wysokie tony są rozświetlone i nie boją się zakłuć w ucho, a bas nie ma atomowego tąpnięcia? Trudno. Jest za to świetnie kontrolowany i potrafi dotrzymać tempa nawet perkusistom Sepultury i Behemotha. SCG-6/4 to czyste srebro ze wszystkimi tego konsekwencjami.
Tomasz Karasiński
Hi-Fi i Muzyka 7-8/2010
Argentum SCG-6/4
Przeczytaj także