
22.09.2013
min czytania
Udostępnij
Podobnie jak Air I, głośnikowy Monolith uległ znacznym modyfikacjom. Przewodnikiem pozostała specjalnie spreparowana taśma o minimalnej grubości, jednak obecnie stosuje się inne techniki obróbki materiału. Aby zachować równomierną strukturę metalu, obróbka odbywa się w jednym kierunku. Wymusza to oznaczenie kierunkowości.
Izolatorem jest powietrze, a całość zabezpiecza antystatyczna koszulka z zewnętrzną otuliną przypominającą plecionkę srebrnych nitek. Taśmy – podobnie jak w tańszym modelu – połączono w pary metalowymi klamrami umieszczonymi bliżej końcówek, które włączamy do kolumn. Jeśli chodzi o konfekcję, do wyboru są srebrne widełki lub widoczne na zdjęciach, bardzo porządne banany. Do ich lutowania używa się cyny z dodatkiem srebra. Ponieważ srebrne taśmy są dość sztywne, przy podłączaniu należy uważać, aby zaginać je tylko w jednej płaszczyźnie.
Przed przystąpieniem do odsłuchu warto dać tym przewodom chwilę na dojście do siebie. Brzmi to trochę jak magia, ale działa. Do testu dotarła para prosto z linii produkcyjnej i zmiany w brzmieniu było słychać niemal z godziny na godzinę. A jak gra Monolith wygrzany? Bajecznie. Dźwięk jest odrobinę czystszy niż w przypadku Air I, ale – paradoksalnie – również bardziej opanowany, dojrzały i wyrównany. Jeśli tańszy model poświęcał trochę potęgi basu na rzecz szybkości i dynamiki, to Monolith nie musi już iść na żaden kompromis.
Dostajemy i głębię, i kontrolę, i bogatą barwę. To nie może być przypadek. Aby osiągnąć takie połączenie, ktoś musiał poświęcić wiele lat na konstruowanie i słuchanie kabli.
Taki ktoś jest właśnie w Bydgoszczy. Klasa.
Tomasz Karasiński
Hi-Fi i Muzyka 04/2013
Albedo Monolith SP
Przeczytaj także