
20.05.2024
min czytania
Udostępnij
Authentics 500 nie jest jedynie większą wersją modelu 300, ale sporo się od niego różni. Przede wszystkim to głośnik stacjonarny, a co za tym idzie – nie ma wbudowanych akumulatorów ani uchwytu do przenoszenia. W zamian oferuje wyższą moc.
Obudowę wykonano z tworzywa ABS i, podobnie jak to miało miejsce w „trzysetce”, oklejono wysokiej jakości sztuczną skórą. Stylistykę retro podkreśla aluminiowa ramka w kolorze starego złota. Otacza ona kostkowaną maskownicę. Ta przypomina piankę Quadrex, stosowaną w monitorach serii Classic, jednak – w odróżnieniu od niej – tworzy ją plastikowy grill, obciągnięty tkaniną o grubym splocie. Pod maskownicą pracuje aż sześć przetworników. Za górę pasma odpowiadają trzy 25-mm aluminiowe kopułki. Środkowa, umieszczona w płytkiej tubce, została wycelowana w stronę słuchacza. Dwie pozostałe zamontowano w zagłębieniach i skierowano na boki. Celem tego zabiegu było poszerzenie panoramy dźwiękowej. Poniżej tweeterów widać trzy 7-cm przetworniki średniotonowe. Za dół pasma odpowiada 16,5-cm woofer w dnie urządzenia. Od podłoża oddzielają go kilkunastomilimetrowe nóżki, zakończone gumowymi podkładkami. Gruba fałda zawieszenia zapowiada spore atrakcje i, uprzedzając fakty, nie są to obietnice bez pokrycia. W modelu Authentics 300 widzieliśmy w tym miejscu aluminiową membranę bierną, a i tak chwilami trzeba było poskramiać temperament niskich tonów.
Każdy z siedmiu głośników jest sterowany własnym wzmacniaczem, a łączna moc systemu wynosi 270 W. Na wierzchu obudowy znalazły się trzy płaskie pokrętła. Lewe przeznaczono do obsługi odtwarzacza muzyki i zmiany głośności; pozostałe to regulatory barwy tonu. O zmianie parametrów informują podświetlane paski wokół pokręteł, które gasną po kilku sekundach. Pomiędzy nimi ulokowano dwa dyskretne guziczki do aktywacji transmisji bezprzewodowej oraz zapamiętywania stacji radiowych. I tyle, żadnych kolorowych diodek ani wyświetlaczy. Nie przewidziano również włącznika zasilania. Głośnik budzi się ze snu po rozpoznaniu sygnału lub poruszeniu pokrętłem głośności. W tryb czuwania przechodzi automatycznie po dziesięciu minutach bezczynności. Tył JBL-a różni się zdecydowanie od większości współczesnych głośników bezprzewodowych. Uwagę przyciągają zwłaszcza dwa wyloty bas-refleksu, raczej nie widywane w głośnikach Bluetooth. Nie są to zwykłe rury, lecz firmowe rozwiązanie, nazwane SlipStream. Oba tunele wygięto w obudowie w kształt litery U, co zwiększyło ich długość. U dołu tylnej ścianki zamontowano gniazdo zasilania, 3,5-mm wejście liniowe oraz dwa złącza cyfrowe: USB-C i LAN. Niestety, do USB-C źródło sygnału można podłączyć tylko w amerykańskiej wersji Authenticsa 500. Reszta świata musi się obejść smakiem. Niewykluczone że zmieni się to wraz z którąś aktualizacją oprogramowania. Aha, anteny Wi-Fi i Bluetooth schowano w środku obudowy.
Obsługę usprawnia aplikacja JBL-a na smartfony z systemami iOS i Android. Za jej pośrednictwem można się połączyć z kilkoma serwisami streamingowymi oraz radiem internetowym. Znacznie wygodniej będzie jednak korzystać z wbudowanego modułu AirPlay2 lub Chromecast i przesyłać muzykę bezprzewodowo bezpośrednio ze smartfonu lub komputera. Authentics 500 obsługuje także funkcje Tidal Connect i Spotify Connect, a w razie awarii domowej sieci komputerowej muzykę prześlemy przez Bluetooth. Wobec powyższych należy się spodziewać, że analogowe wejście minijack będzie wykorzystywane… rzadko albo wcale. Z głośnikiem można się komunikować również za pośrednictwem asystentów głosowych, a przełącznik aktywujący tę funkcję umieszczono z tyłu. Authentics 500 wyróżnia się jeszcze wbudowanym dekoderem Dolby Atmos 3.1, kompatybilnym z niektórymi serwisami streamingowymi. O jego aktywacji informuje stosowna ikonka w aplikacji JBL-a.
Testowany kilka miesięcy temu Authentics 300 przyciągał uwagę nie tylko wyglądem, ale i brzmieniem. Jego dźwięk stanowił zaprzeczenie popularnych bezprzewodowych hałaśników – Amerykanie zawiesili dla nich poprzeczkę zbyt wysoko. Authentics 500 od „trzysetki” różni się przede wszystkim większą siłą rażenia. Maksymalne natężenie dźwięku sięga aż 120 dB! Jeżeli komuś przyjdzie do głowy słuchanie muzyki na pełnej głośności, niech bogowie chronią sąsiadów. Jednak największym atutem tego modelu będą nie decybele, lecz charakter brzmienia. Głośnik gra zaskakująco obszernie, a pod względem rozciągnięcia dołu pasma można go porównać z niewielkimi podłogówkami. Nie jest to bynajmniej umpa-umpa, lecz rockowe granie z mocnym dołem, czytelną średnicą i detaliczną górą. Owszem, skraje pasma zostały lekko podkreślone, jednak w tego rodzaju konstrukcji trudno to uznać za wadę. Projektanci prawdopodobnie świadomie dostroili brzmienie pod kątem muzyki rozrywkowej, wychodząc ze słusznego założenia, że melomani gustujący w klasyce wybiorą inny system hi-fi. Mając na względzie „młodzieżowy” charakter JBL-a, należy docenić jego neutralność w odwzorowywaniu brzmienia instrumentów, bez pompowania dołu ani eksponowania przełomu średnich i wysokich tonów. Z jednym wszakże zastrzeżeniem, dotyczącym pomieszczenia odsłuchowego.
Jeżeli Authentics 500 miałby stanąć w pokoju o powierzchni poniżej 20 m², to sugeruję odsunąć go przynajmniej 30 cm od ściany i przytkać wyloty tuneli basowych kawałkami gąbki. Zyskają na tym szybkość i kontrola basu, którego i tak nie zabraknie. Nawet z gąbkowym kagańcem niskie tony potrafią przyłoić tak, że zadzwonią kryształy u sąsiada za ścianą. Wyjątkowo sugeruję też skorzystać z firmowej aplikacji, w której można dostroić brzmienie do własnych preferencji, przesuwając palcem po ekranie smartfonu lub obserwując zmiany towarzyszące regulacjom fizycznymi pokrętłami na głośniku. Nikt przy zdrowych zmysłach nie oczekuje od bezprzewodowych głośników audiofilskiego cyzelowania każdego niuansu, gdyż urządzenia te służą najczęściej do dostarczania niezobowiązującej rozrywki. Emitowane przez nie dźwięki mogą tworzyć tło dla towarzyskich rozmów lub wykonywania domowych zajęć i z tego zadania Authentics 500 wywiązuje się bez zarzutu.
W odróżnieniu od niezliczonych grajków Bluetooth jego brzmienie cechuje się jednak muzykalnością. Dzięki ocieplonej i plastycznej średnicy słuchalność nawet nudnych utworów znacząco wzrasta. Pod tym względem Authentics 500 przypomina stare analogowe odbiorniki radiowe, które gromadziły wokół siebie całe rodziny. Sam tego doświadczałem we wczesnej młodości, gdy z uchem przyklejonym do lampowej Tatry wędrowałem po odległych rozgłośniach w poszukiwaniu nieznanej muzyki. To nic, że niewiele dało się usłyszeć poprzez świsty i gwizdy szalejące w eterze. To nic, że nie rozumiałem zapowiedzi obcojęzycznych spikerów, bo kiedy już trafiałem na dźwięki bliższe moim gustom, trudno było mnie odgonić od fornirowanego pudła. W podobnym klimacie gra Authentics 500, pomijając rzecz jasna zakłócenia.
Po przejściu obowiązkowego toru przeszkód, złożonego z klasyki, jazzu i rocka, rzuciłem się w otchłań internetowych serwisów streamingowych, poszukując nieznanych wykonawców z najdalszych zakątków świata. Po odsianiu rąbanki, obecnej pod każdą szerokością geograficzną, można trafić na prawdziwe rodzynki, jak nieznany u nas grecki piosenkarz Notis Sfakianakis albo południowoafrykański pianista jazzowy Nduduzo Makhathini. Bardzo ciekawie wypadły też zespoły rockowe z Czarnego Lądu – postgrunge’owy Seether z Pretorii, Tinariwen założony przez Tuaregów z Mali oraz tunezyjski Myrath, grający progresywny metal z wyraźnymi akcentami orientalnymi. To tylko nieliczne przykłady, bo dobra muzyka nie zna granic ani kordonów. Choć wymienieni wykonawcy reprezentowali zupełnie różne style, to w każdym z nich JBL potrafił się odnaleźć. Z jednej strony – nie miał problemu z ciężkimi riffami Seethera; z drugiej zaś – umiejętnie podkreślał śpiewny głos Notisa Sfakianakisa. Mało tego, zaskakująco dobre, energetyczne brzmienie zachęcało do podkręcania głośności i, co szczególnie godne wzmianki, nawet wtedy Authentics 500 nie siał zniekształceniami. Na koniec kwestia sceny stereo. Tak, to nie pomyłka, ponieważ JBL wygenerował przed sobą dźwiękową chmurę z wyraźnie zaznaczonymi prawym i lewym kanałem. Jej szerokość zależała od natężenia dźwięku oraz odległości urządzenia od miejsca odsłuchowego i zaczynała być wyraźnie zauważalna po przekroczeniu dwóch metrów. Co prawda separacja instrumentów wyraźnie ustępowała systemom z oddzielnymi kolumnami, ale to przecież nic dziwnego. Amerykański głośnik powinien przede wszystkim dostarczać autentycznej frajdy ze słuchania mniej lub bardziej znanych nagrań i z tego zadania wywiązuje się bez zarzutu.
JBL Authentics 500 poza nietuzinkowym wzornictwem oferuje prawdziwie analogową muzykalność, rzadko spotykaną we współczesnym cyfrowym świecie. Nie jest jeszcze wehikułem czasu, zdolnym przenieść słuchacza do połowy XX wieku, ale wystarczy zamknąć oczy, by poznać smak złotych czasów radia.
Mariusz Zwoliński
Hi-Fi i Muzyka 03/2024
JBL Authentics 500
Przeczytaj także