04.11.2014
min czytania
Udostępnij
Czy założyciel Acoustic Signature zdawał sobie sprawę ze znaczenia wybranej nazwy? Od gramofonów oczekujemy w końcu jak najmniejszej ingerencji w brzmienie nagrań. A może to celowa prowokacja? Dochodzenie przeprowadzimy w oparciu o materiał dowodowy w postaci modelu Thunder, drugiego od góry w ofercie Acoustic Signature.
Aluminium. Dużo aluminium. Idealnie obrobionego, nieskazitelnego. Podstawa to potężny walec o średnicy 34 cm i wysokości 7 cm. Górną krawędź sfazowano do średnicy talerza. Podobny zabieg zastosowano w samym talerzu. Również on został wytoczony z aluminiowego bloku. Ma grubość 5 cm i waży 15 kg. Obraca się na suchym łożysku „Tidorfolon”, którego kulki wykonano z węglika wolframu, a gniazdo – ze stopu stali, wanadu i tytanu. To znak firmowy Acoustic Signature. Rozwiązanie znajduje zastosowanie także w tańszych modelach firmy. Jego główne zalety to minimalny opór toczenia, takież rezonanse i szumy własne. Dla redukcji drgań oraz zwiększenia masy, a co za tym idzie – bezwładności i równomierności obrotów, talerz został dociążony walcami o średnicy 2 cm, wykonanymi prawdopodobnie z brązu i umieszczonymi w ściśle dopasowanych otworach. Elementy, nazwane „Silencer”, rozmieszczono w układzie dwóch pierścieni – 8 tworzy pierścień wewnętrzny, a 16 zewnętrzny. W celu podkreślenia ich obecności mata przykrywająca talerz ma odpowiednio rozmieszczone otwory, przez które je widać. W Thunderze zastosowano napęd paskowy. Gumowy pasek o przekroju kwadratowym przekazuje moment obrotowy z silnika prądu stałego, zabudowanego w wolnostojącej kolumnie, nawiązującej wizualnie do nóg i podstawy ramienia. Wykonane z miękkiego tworzywa nóżki zapobiegają przesuwaniu się silnika i tłumią jego drgania.
Gramofon wyposażono w elektroniczny kontroler obrotów Alpha DIG. To zaawansowane rozwiązanie pozwala nie tylko wybrać prędkość obrotową (33 1/3 i 45 RPM), ale też gwarantuje stabilność obrotów (sprawdzone przy pomocy tarczy stroboskopowej) i umożliwia podłączenie trzech silników. Nad całością czuwają precyzyjny układ kwarcowy oraz elektronika wytwarzająca idealną sinusoidę 24 V. Kontroler jest wyposażony w zewnętrzny zasilacz, podobny do stosowanych w komputerach przenośnych. Główna podstawa gramofonu opiera się na trzech aluminiowych walcach, delikatnie frezowanych w „plastry” i wyciętych w sposób pozwalający zachować proporcje powstałej bryły. Efekt wizualny obejmowania i spinania całości jest wyśmienity. Każda z nóg ma regulowaną aluminiową stopkę. Dzięki trzem punktom podparcia da się idealnie wypoziomować napęd. U dołu podstawy znajdują się nagwintowane otwory do mocowania podłużnych płyt, będących elementami montażowymi podstaw ramion. Thundera można wyposażyć w trzy takie elementy, dla ramion o długości 9 i 12 cali. Kolumna, na której zamontowano ramię, również aluminiowa, ma wysokość 9 cm.
SME działa od 1946 roku, a od 1959 produkuje ramiona. Recenzowany gramofon uzbrojono w 9-calowy model SME-V. To jedno z najbardziej zaawansowanych technicznie ramion, jakie kiedykolwiek wyprodukowano. Belkę i zintegrowaną główkę wykonano ze stopu magnezu, materiału lekkiego i niezwykle sztywnego. Jej wnętrze pokryto substancją tłumiącą wibracje. Przeciwwagę zrobiono ze stopu wolframu. Jej złożona konstrukcja służy minimalizowaniu drgań tej części ramienia, m.in. poprzez obniżenie środka ciężkości. W kardanowym zawieszeniu wykorzystano łożyska kulkowe ABEC-7. Jarzmo ramienia znajduje się na poziomie płyty, dzięki czemu ograniczono efekt kołysania dźwięku. Regulacje zrealizowano w sposób zapewniający precyzyjne ustawienie wkładki. Regulacja siły nacisku (VTF), nawet wykonywana bez użycia wagi, umożliwia dobranie tego parametru z dokładnością do 0,125 g. W mechanizmie kompensacji siły znoszącej (antyskatingu) zastosowano układ nici i sprężyny, a pokrętło regulacji wyskalowano w odniesieniu do siły nacisku. Wykorzystano także układ opcjonalnego tłumienia olejowego drgań poprzecznych. Regulację geometrii (poziomego kąta odczytu) wkładki, umieszczonej w stałej pozycji w główce, wykonuje się poprzez przesunięcie całej podstawy ramienia. Jej dwuczęściowa budowa umożliwia także ustawienie odpowiedniego kąta VTA. Do jego określenia służą dwie poziome linie, nadrukowane na belce. Okablowanie wewnętrzne SME-V tworzą srebrne przewody licowe, a zewnętrzny przewód sygnałowy to Van den Hul M.C. D501 Silver Hybrid. W czasie obsługi ramię działa z wybitną precyzją i bez wątpienia stanowi bardzo ważny element tej konfiguracji..
Gramofon został ustawiony przez dystrybutora. Sprawdziłem po swojemu i nie miałem żadnych zastrzeżeń. Kontroler Alpha DIG ma trzy przyciski do załączenia zasilania (trwa to kilka sekund i jest sygnalizowane miganiem zielonej diody) oraz wyboru prędkości obrotowej. Naciśnięcie odpowiedniego z nich uruchamia silnik. Masa talerza powoduje, że moment jego rozruchu stanowi duże obciążenie dla silnika i warto delikatnie ręcznie wspomóc pierwszy obrót. Przedłuży to żywotność paska. Na przedniej ściance kontrolera znajdują się żółte diody, migające w trakcie stabilizacji obrotów i palące się stale w czasie pracy z prędkością docelową. W macie pokrywającej talerz wycięto otwory pasujące do Silencerów. Każde jej przesunięcie psuje efekt wizualny. Ustawienie maty we właściwej pozycji wiąże się, niestety, z dotykaniem jej palcami i pozostawianiem na niej odcisków. W sumie detal, który będzie przeszkadzał głównie pedantom, ale wygląda na to, że choć z niechęcią, jednak zaliczam się do tej grupy. Więcej uwag nie mam, a wyżej wymienione są całkowicie subiektywne. Tak naprawdę obsługa Thundera, szczególnie z ramieniem SME-V, to czysta przyjemność. Gramofon grał z wkładką Audiotechnica AT-OC9ML/2 (typ MC), stopniem korekcyjnym Amplifikator Pre-Gramofonowy z zasilaniem bateryjnym, wzmacniaczem Audio Research VSi60/KT120, przedwzmacniaczem liniowym Zagra, wzmacniaczem mocy McIntosh MC-252, kolumnami ATC SCM-35 i monitorami Epos Epic 10. Elementy łączyły przewody Fadel Coherence One (interkonekt RCA, głośnikowe oraz zasilające wraz z listwą Hot Line) oraz Fadel Aeroflex Plus (XLR). System stał na stolikach StandArt STO i SSP i grał w pokoju o powierzchni około 36 m2.
Nie dość, że nazwa firmy nawiązuje do dźwięku wytwarzanego przez płynący statek, to jeszcze gramofon nazwano Thunder (ang. grom). Ciekawe, kto wpadł na pomysł tych dwuznaczności. A są one oczywiste, bo sygnatura akustyczna Thundera nie istnieje. Gramofon jest absolutnie neutralny brzmieniowo. I to nadaje mu największą wartość, a jego brzmieniu znamiona audiofilskiego Graala. Cisza w tle. Czarna głębia przestrzeni. W rozległym trójwymiarze pojawiają się kolejne dźwięki. Muzyka wypełnia pokój. Brzmienie jest naturalne i swobodne. To zasługa świetnej dynamiki, pozwalającej różnicować z jednej strony najdrobniejsze niuanse, a z drugiej – bez skrępowania oddawać zmiany natężenia dźwięku. Jego krystaliczna czystość, osiągnięta w konfiguracji z relatywnie niedrogą wkładką, świadczy o braku słyszalnych podbarwień i zniekształceń związanych z pracą napędu. Niemała w tym zasługa zasilania i układu stabilizacji obrotów. Szorstkość, podkreślanie sybilantów czy „skwierczenia” nie mają wstępu do tego spektaklu. Barwa jest bliska neutralnej, z zaznaczeniem wytrawności, którą odczuwa się jako szlachetność i klasę. Ten dźwięk jednocześnie urzeka muzykalnością i szczegółowością. Dzieje się tak dużo i w takim porządku, że analizowanie poszczególnych aspektów, nie dość że trudne, to wydaje się zupełnie nie na miejscu. Dźwięk jest pełny i skończony. Muzyka otwiera się na słuchacza i odkrywa swe tajemnice. Z czego wynika minimalne zakołysanie głosu wokalistki? Płyta gładka jak stół, obroty stabilne jak skała. To minimalny grymas, zmieniający na chwilę ułożenie ust. Słychać mnóstwo informacji, także w zakresie niskich tonów, a mimo to nie tworzą one informacyjnego szumu, tylko dopełniają przekaz. Utwory z kobiecymi wokalami brzmią gładko i czytelnie. Akustyczne dźwięki wybrzmiewają do ostatniej kropelki. Każde szarpnięcie struny gitary, pociągnięcie smyczka czy uderzenie klapki saksofonu są rozpoznawalne bez najmniejszego wysiłku. Spodziewamy się ich i one rzeczywiście są obecne w tych nagraniach.
Dzięki ponadprzeciętnej stereofonii doskonale jest oddana akustyka pomieszczeń, a precyzja rozlokowania wykonawców – iście high-endowa. Dźwięk odrywa się od kolumn, a muzyczne zdarzenia przekraczają szerokością rozstawienie głośników. Na płytach monofonicznych oba kanały grają idealnie równo, a muzyka, skupiona pomiędzy głośnikami, zachowuje wrażenie głębi. Po przedstawieniu publiczność nagradza wykonawców oklaskami. Też mam ochotę w ten sposób nagrodzić prezentację Thundera. W klasyce idealnie odwzorowane są barwy i odcienie. W końcu muzycy nie wypadli sroce spod ogona; potrafią pięknie grać. Dzięki Acoustic Signature można to w pełni docenić. Kunszt wykonania, przekazane emocje, zgranie zespołu. To są już doznania artystyczne, daleko istotniejsze od niuansów sprzętowych, ale z drugiej strony, niemożliwe do przeniesienia w przestrzeń pokoju odsłuchowego bez brzmienia naprawdę najwyższej próby. Niezależnie od repertuaru i okresu, z którego pochodzi tłoczenie, brzmienie pozostaje naturalnie przyswajalne. Albo to ja się rozsycham i tak chłonę dźwięk. Długo na taki czekałem.
Mam dylemat. Kupić wycieczkę życia i zwiedzić egzotyczne miejsca tego świata, nim pochłonie je globalizacja, czy też codziennie podróżować w przestrzeniach kreowanych przez Thundera? Myślę, że każdy kto posłucha tego gramofonu, stanie przed podobnym dylematem.
Paweł Gołębiewski
Hi-Fi i Muzyka 04/2014
Acoustic Signature Thunder
Przeczytaj także