
09.09.2012
min czytania
Udostępnij
Zmiany zaszły także w stylistyce przednich paneli. Fronty zostały podzielone na dwie części, z których górną szczelnie zasłania plaster ciemnego akrylu. W jego obrębie, prócz wyświetlacza, znalazło się kilka przycisków, główny włącznik sieciowy, przycisk aktywujący tryb „Pure Direct” oraz gniazdko do podłączenia mikrofonu kalibracyjnego. Dolną część przedniej ścianki wykonano z plastiku przypominającego szczotkowane aluminium. Jedyne pokrętło na froncie to potencjometr głośności. Na lewo od niego ulokowano m.in. złocone gniazdo słuchawkowe, selektor źródeł oraz cztery duże przyciski opisane jako „Scene”. Dają one bezpośredni dostęp do najczęściej wybieranych źródeł. I o ile front RX-V667 można nazwać ascetycznym, to z tyłu panuje rozpasanie.
Można tu podłączyć kilkanaście urządzeń audio i wideo. Wprawdzie gniazda pogrupowano dość przypadkowo, ale umieszczenie wyjść na jaśniejszych polach ułatwia operowanie kablami. Zgodnie z obowiązującymi standardami RX-V667 umożliwia podłączenie siedmiu głośników efektowych i dwóch subwooferów, ale to nie wszystko. O ile zrezygnujemy z tylnych surroundów, wolne wyjścia mogą zasilić głośniki główne w bi-ampingu. Obok zakręcanych terminali znajdziemy dwa gniazdka sprężynkowe. W zasadzie służą one do nagłośnienia drugiej strefy, ale można je też wykorzystać do zainstalowania dodatkowej pary przednich głośników, opisanych jako „Presence”. We wnętrzu widzimy spory transformator rdzeniowy. Resztę zasilacza, wraz z dwoma elektrolitami Yamahy, umieszczono na dużej płytce, ułożonej na spodzie urządzenia. Nad nim zamontowano kilka płytek z układami analogowymi, a na samej górze – sekcję cyfrową. Za obróbkę ścieżki dźwiękowej odpowiedzialny jest duży układ scalony Texas Instruments zawierający m.in. dekodery dźwięku HD (Dolby TrueHD, dts HD). We wszystkich kanałach pracują konwertery Burr Brown 24 bity/192 kHz. Gotowy sygnał trafia do dziewięciu końcówek mocy zbudowanych na tranzystorach Sankena (A1695/C4468). Obróbką wizji zajmuje się scalak Analog Devices ADV7800, który wraz z czterema kośćmi Silicon Image VastLane umożliwia konwersję dowolnego sygnału analogowego do postaci cyfrowej oraz przeskalowanie obrazu do rozdzielczości 1080p. Yamahę przygotowano także do obsługi realizacji trójwymiarowych, ale to na razie można potraktować jako pieśń przyszłości. Dołączony w standardzie pilot ilością przycisków może przyćmić nawet zaawansowany kalkulator inżynierski. Na szczęście te sterujące głośnością znalazły się pod kciukiem. Posługiwanie się nim po omacku jest praktycznie niemożliwe, ale z drugiej strony, remocik Yamahy może zastąpić wszystkie sterowniki używane w gospodarstwie domowym. Pomyślcie tylko, jaka to oszczędność baterii!
Dyżurni oglądacze sprzętu grającego odwiedzający salony hi-fi dostrzegli zapewne mały napis „Natural Sound”, widoczny obok logo Yamahy. Można go potraktować jak kolejny slogan reklamowy, ale przyznaję, że coś w tym jest. W filmach pozbawionych brawurowych pościgów, strzelanin, mordobicia i podobnych atrakcji (tak, tak, są takie) można się spokojnie skupić na dialogach aktorów, śledzić odgłosy ulicznego gwaru i nucić pod nosem melodie dochodzące z tła. Po kilkunastu minutach doszedłem do dość zaskakującego wniosku, że nic mnie nie razi; nic nie przeszkadza. Głosy brzmiały naturalnie, choć zdradzały objawy delikatnego ocieplenia. Bez trudu wyławiałem drobne dźwięki rozbrzmiewające w tle głównych wydarzeń, zaś muzyka podkreślająca akcję doskonale ją uzupełniała. Poza naturalnym brzmieniem spory wpływ na pozytywny odbiór filmów miała budowa sceny. Nowy amplituner Yamahy oferował znacznie lepszą przestrzenność niż jego poprzednicy. Japoński koncern od lat wyróżniał się w tej dziedzinie na tle konkurencji, a RX-V667 może wyznaczyć poziom odniesienia dla urządzeń w zbliżonej cenie.
Po zmianie repertuaru na kino akcji wylądowałem w centrum wydarzeń. Kule nadlatywały ze wszystkich stron, wraże wojska usiłowały zaatakować mnie manewrem kleszczowym, zaś odległość wybuchów dochodzących zza pleców mogłem określić z dokładnością do kilku metrów. Jak dotąd amplituner spisywał się bez zarzutu, jednak znacznie ciekawsze rzeczy czekały na mnie na płytach z muzyką. Jako pierwszy na tacce odtwarzacza wylądował koncert DVD Joe Bonamassy w londyńskim Royal Albert Hall. Zająłem miejsce w pierwszym rzędzie, z estradą na wyciągnięcie ręki i publicznością zgromadzoną za plecami. Muzycy zostali precyzyjne rozstawieni na scenie, zaś lekki pogłos, słyszalny zwłaszcza w spokojnych balladach, dawał pojęcie o rozmiarze sali koncertowej. Rozochocony atmosferą występu na żywo, sięgnąłem po krążek „Growing Up” Petera Gabriela. Na pierwszym planie brylował były wokalista Genesis, za nim półkolem ustawili się muzycy, a męski chórek, wtórujący Gabrielowi w utworze „Sky Blue”, wymieniony w liście płac jako „backing vocals”, faktycznie znalazł się daleko z tyłu.
Bardzo przyzwoity sprzęt za bardzo przyzwoite pieniądze.
Mariusz Zwoliński
Hi-Fi i Muzyka 10/2010
Yamaha RX-V667
Przeczytaj także