Tak jak w ubiegłym roku, ostatni weekend października spędziliśmy na Audio Show. Wydarzenie relacjonowaliśmy na naszym Facebooku, ale jako że nie wszyscy korzystają z mediów społecznościowych, zbiór postów z imprezy publikujemy teraz w formie jednego artykułu. Dla urozmaicenia zamieszczamy kilka nowych slajdów i uzupełnień, żeby nawet ci, którzy śledzili wpisy na bieżąco, nie nudzili się jak mopsy i mogli się zapoznać z niepublikowanymi wcześniej informacjami.
Wiadomo, że o wszystkim napisać się nie da, wybór prezentacji pozostaje więc czysto subiektywny. Coś wpadło w oko, coś w ucho, kiedy indziej uwagę przyciągnął wystrój pomieszczenia. A już najbardziej subiektywne są obserwacje dotyczące dźwięku. Każda wystawa to trochę loteria, nawet jeżeli wystawcy przez lata zdążyli oswoić swoje sale i wiedzą, jak sobie radzić z mankamentami ich akustyki. Sprzęt jest świeżo po transporcie, czasem zza Oceanu. Nie ma zatem czasu na wygrzanie fabrycznie nowych egzemplarzy, niekiedy rzutem na taśmę dosłanych przez producentów specjalnie na imprezę, a o cyzelowaniu niuansów można zapomnieć. Systemy ustawia się w czwartek, nierzadko do późna w nocy, a w piątek w samo południe mają już grać. To jest naprawdę wyścig z czasem, więc nawet jeśli niekiedy coś nie wyjdzie, nie warto przesadzać z surowymi ocenami. Najgorzej ze wszystkich mają, paradoksalnie, wystawcy ekstremalnego high-endu.
To właśnie na nich skupiają się bowiem największe oczekiwania i presja wynikająca z nierzadko abstrakcyjnych cen sprzętu. Prezentując kolumny i wzmacniacze za setki tysięcy czy nawet miliony złotych, stają się łatwym celem, bo przecież za takie pieniądze musi być zachwyt i nie ma inaczej. Zatem starają się, uwijają, choć do końca nie mogą być pewni tego, co im z tych starań wyjdzie. Wystawcy sprzętu budżetowego mają – z jednej strony – łatwiej, bo w końcu nikt rozsądny nie oczekuje, że tani system zmiecie go z planszy. W praktyce jednak to tak nie działa. Obserwacje się obiektywizują, uwalniają od ceny. Jeżeli ekstremalny high-end zagra, to podniesie poprzeczkę budżetówce. Racjonalny osąd i uwzględnianie proporcji na wystawie przestają działać. Wyczynowe instalacje czarują i takiego samego czaru zaczynamy oczekiwać od zestawów za ułamek ich ceny. Nikt się do tego oficjalnie nie przyzna, ale w podświadomości tak to działa. Rozbudzony apetyt rośnie i kiedy dźwięk na którejś prezentacji smakuje mniej, to pozostawia po sobie niedosyt i zawiedzione nadzieje.
Ale nawet na tym nie koniec rozterek. Zdarza się, i to nawet całkiem często, że dwóch zwiedzających wymienia opinie na temat tego samego zestawu, słuchanego tego samego dnia, nawet o zbliżonej porze, a ich obserwacje mocno się rozjeżdżają. Dopiero w trakcie rozmowy staje się jasne, że jeden trafił akurat na efektowną audiofilską produkcję, a drugi – na nagranie o być może wysokiej wartości artystycznej, ale zrealizowane tak nieszczęśliwie, że położy każdy neutralny system. W takim przypadku żaden high-end nie pomoże, bo jeżeli coś nie działa na etapie nośnika, to w żaden cudowny sposób nie pozwoli zaprezentować zalet wzmacniacza czy kolumn. Staranność jest potrzebna na każdym etapie nagrania i reprodukcji. Jeżeli gdzieś jej zabrakło, to trudno będzie to nadgonić. Na Audio Show 2024 było na czym zawiesić i oko, i ucho. Co do zasady – ekstremalne prezentacje się obroniły, ale nie zabrakło też przyjemnych niespodzianek w mniej abstrakcyjnych pieniądzach. Widać, że wystawcy starają się wykorzystać swój czas jak najlepiej i zaproponować zwiedzającym jak najlepsze wrażenia.
Przybywa firm, które poza brzmieniem dbają o warstwę informacyjną. Przy wejściu albo w bezpośrednim sąsiedztwie prezentowanych urządzeń pojawiają się informacje, co gra i ile kosztuje. Oczywiście nie jest to regułą i zapewne jeszcze długo nie będzie, ale widać postęp, co zasługuje na pochwałę. W przyszłym roku warto natomiast zmitygować poziomy głośności, zwłaszcza w instalacjach z aktywnym subwooferem. Wilson Audio, Sonus faber czy Sugden pokazali, na czym polega kultura dostrojenia basu, ale w Sobieskim zdarzali się zawodnicy, których było słychać na całym piętrze. Po tym krótkim wstępie zapraszam do lektury relacji. Nie zastąpi wizyty na imprezie, ale przedstawi przynajmniej wycinek atrakcji, które się na nią składały. Kolejna edycja Audio Show już w przyszłym roku. Warto się wybrać i przekonać samemu, co w audiofilskiej trawie piszczy.
Audio Show 2024 odbywał się w ostatni weekend października. Zainteresowani mogli odwiedzić trzy lokalizacje: hotele Jan III Sobieski i Golden Tulip oraz Stadion Narodowy. Zaczęliśmy od Stadionu.
Na przystawkę przed high-endowymi ekstremami – nowy zintegrowany wzmacniacz Devialet Astra w gustownym wykończeniu płatkami matowego złota. 300 W/8 ?, DAC, a do tego wbudowany streamer z funkcjami Tidal Connect i Spotify Connect. Stopień końcowy to ADH2 – druga generacja autorskiego rozwiązania, łączącego napięciowe wzmocnienie w klasie A z prądowym w klasie D. W ten sposób Devialet chce połączyć naturalną słodycz i bardzo niskie zniekształcenia z wysoką sprawnością i zdolnością dostarczania dużych mocy z relatywnie niewielkiego urządzenia. Gdyby 300 watów komuś nie wystarczyło, może dokupić drugą integrę i zbudować konfigurację dual mono, podwajając moc. Cena: 20000 euro za złotą wersję Opéra de Paris albo 16000 euro za skromniejszą Light Bronze.
Prezentacja na zaproszenia, ale warto było się uzbroić w cierpliwość, żeby posłuchać: Magico M7 z preampem i monoblokami Pilium oraz źródłem złożonym z DAC-a MSB i serwera Pink Faun. Same kolumny kosztują 2,1 mln zł za parę, a to dopiero początek wydatków. Czy brzmienie uzasadnia rozstanie z taką fortuną? To już kwestia indywidualnej wyporności nabywcy. Z całą pewnością jednak je ułatwia.
Podobno pierwsza na świecie para kolumn Wilson Audio Alexx VFX. Technicznie to to samo, co Alexx V, a różnica sprowadza się do nowego pakietu stylistycznego. Wersja FX ma karbonowe wstawki oraz inne elementy stalowe. Ciekawostką w przypadku obu wariantów jest rozwiązanie bas-refleksu. Zależnie od warunków pomieszczenia można go skierować w tył albo do przodu.
Alexx V w wersji standardowej kosztują 830000 zł. Dopłata za pakiet stylistyczny FX wynosi 50000 zł. Ceny kolumn i dodatków – jak w branży automotive.
Polska firma Protone zajmuje się produkcją ustrojów akustycznych oraz adaptacją pomieszczeń. W ofercie ma na przykład lampę, w centralnej części wypełnioną naturalnym porostem chrobotkiem. Prosty i efektowny projekt cieszy oko i pozytywnie wpływa na brzmienie. Cena: 9400 zł za sztukę.
W Monachium Wadax pokazywał prototyp zintegrowanego odtwarzacza Studio Player. Na Audio Show 2024 grał już egzemplarz produkcyjny. Firma kończy jeszcze certyfikację Roona (Roon Endpoint) i przed końcem roku model powinien osiągnąć pełną funkcjonalność. Przewidywana cena to 190000 zł.
Michael Fremer – recenzent sprzętu grającego i najbardziej współcześnie znany specjalista od ustawiania gramofonów – zaprezentował płytę, której jest producentem. Winylową, w przedprodukcyjnej wersji test press. Rufus Reid i Caelan Cardello. Zapamiętajcie, bo warto.
EgglestonWorks Andra Vigniti V2 ze stereofoniczną końcówką mocy Boulder 2160. Dokładnie, studyjnie, ale nie dla fanów ciepełka, oj nie.
Proszę Państwa, prędzej bym się diabła spodziewał niż tego, że wzmacniacze Classe tak wysterują flagowe Sonus fabery Suprema! A to przecież nie tylko pięciodrożne kolumny główne, ale dodatkowo dwa pasywne subwoofery. Jest co karmić. Tymczasem system został zestrojony tak, że słuchało się z prawdziwą przyjemnością. Duża rzecz! W cenniku również: 850000 euro za zestaw głośników z zewnętrzną zwrotnicą.
Na chwilę schodzimy w zdecydowanie bardziej przystępne rejony cenowe. JBL promuje nową serię zestawów głośnikowych Stage 2 oraz wielokanałowe amplitunery Modern Audio. Firma deklaruje, że wielokanałowość nie oznacza automatycznie przypisania do kina domowego. Urządzenia były sprawdzane także pod kątem pracy z materiałem stereo, więc w nim również powinny się spisywać bez zarzutu.
Na wystawie MA9100 HP pracował w stereo z najwyższymi w serii Stage 2 podłogówkami 280F, w cenie 5998 zł za parę. Jeżeli ktoś gra tylko ze streamingu, to może mieć kompletny system dwukanałowy za 14197 zł. A kiedy nabierze ochoty na kino domowe – dodać pozostałe głośniki, aż do konfiguracji Atmos.
Najwyższy model amplitunera Modern Audio MA9100 HP (High Power) kosztuje 8199 zł i może grać nawet w konfiguracji 9.2. Ale nie musi. Sprawdzi się również w zwykłym stereo.
Loewe prezentowało ekspres kolbowy. Niemiecka firma nie odchodzi, bynajmniej, od produkcji high-endowych telewizorów. Po prostu ma fantazję i w ten sposób postanowiła uzupełnić ofertę. Aura.Pure to porządna kolbowa maszyna z termoblokiem i dyszą do spieniania mleka. Zintegrowany młynek z żarnami stożkowymi pozwala dobrać grubość mielenia w 66 krokach, a łatwy do wyjęcia zbiornik na wodę umożliwia jej szybką wymianę. Urządzenie wyposażono w system preinfuzji oraz możliwość ustawienia temperatury w zakresie 88-96 stopni. Nabywca otrzymuje w komplecie dwa portafiltry – z pojedynczą i podwójną wylewką, dzbanek do mleka o pojemności 350 ml, tamper, matę, ściereczkę oraz szczoteczkę do usuwania resztek kawy z sitka w grupie. Korpus wykańcza się czarnym lakierem proszkowym, a surowość wzornictwa łagodzą drewniane uchwyty i akcenty z polerowanej stali szlachetnej. Aura.Pure jest już dostępna w sklepach. Kosztuje 8999 zł.
Premiera serii EX Cambridge Audio. Nowa linia wypełnia lukę pomiędzy CX i Edge.
Odtwarzacz sieciowy EXN100 jest trochę podobny do tańszego CXN100 za sprawą tego samego DAC-a, ale ulepszenia komponentów i układu mają sprawić, że zagra lepiej. Dodatkowo w wyposażeniu uwzględniono gniazdo HDMI i o 20% większy wyświetlacz.
Wzmacniacz EXA100 nie ma nic wspólnego z tańszymi modelami Cambridge Audio. Konstrukcję opracowano od podstaw, choć niektóre rozwiązania i tranzystory stopnia końcowego pochodzą z topowych monobloków Edge.
Nazwa Radisson Blue stałym bywalcom Audio Show mówi niewiele, natomiast hasło „Sobieski” wywołuje jednoznaczne skojarzenia. Właśnie tam wszystko się zaczęło, a lokalizacja, choć w porównaniu z Narodowym oldskulowa i zdecydowanie mniej przestronna, cieszy się niesłabnącą popularnością. Zachowuje atmosferę dawnych wystaw, kiedy to w hotelowych pokojach prezentowano nie tylko sprzęt budżetowy, ale także najrzadsze high-endowe precjoza. Wspomnienie tamtych czasów wielu słuchaczy przyciąga jak magnes. Ponarzekają trochę na mankamenty akustyczne i ścisk na korytarzach, ale możliwość zapoznania się z interesującym ich sprzętem w otoczeniu zbliżonym do niedoskonałych warunków przeciętnego mieszkania sprawia, że dzielnie znoszą niedogodności. Co by nie mówić, to bardzo racjonalne podejście, bo w porównaniu ze stadionowymi fantazjami Sobieski pozostaje zdecydowanie bliższy realiów.
Coś nietypowego i zaskakującego, ale w dobrym guście, czyli SACD Multichannel. Bez cyrku z wokalistą albo kwartetem smyczkowym za słuchaczem. Trochę pogłosów z tyłu, trochę echa dającego poczucie bardziej realnej przestrzeni… I to wszystko bez procesorów, tylko normalnie, z fizycznej płyty. Immersive Sound by Sugden. Since 1967.
Firma Pylon Audio planowała w tym roku światową premierę flagowego modelu Amethyst. W Monachium prezentowała go statycznie, w Warszawie miał już grać. Proza życia zmieniła te plany – czas oczekiwania na pięcioosiową obrabiarkę, niezbędną do produkcji obudów, znacznie się wydłużył. Ale nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Na Audio Show 2024 grały nowe Zirkony 20.
Pylon Audio Zirkon 20 to konstrukcja dwudrożna, z przetwornikami ustawionymi symetrycznie. Aluminiowo-magnezową kopułkę SEAS-a z serii Prestige umieszczono między dwoma 16,5-cm stożkami własnej konstrukcji. Celulozowe membrany są powlekane jedwabiem i impregnowane, kosze odlewane i ścięte po bokach, a magnesy ponoć ogromne. Pasmo dzieli zwrotnica złożona dosłownie z kilku komponentów. Priorytetem przy projektowaniu (poza dźwiękiem – ma się rozumieć) było utrzymanie bardzo wąskiej przedniej ścianki, ułatwiającej ustawienie. Pomaga w tym również szczelinowy bas-refleks promieniujący w dół. Do wykończenia stosuje się naturalny fornir orzechowy, ale prawdopodobnie będzie można też zamówić lakiery z palety RAL. Ceny zaczynają się od 15999 zł za parę.
Odrobina Black Sabbath we wczesne sobotnie popołudnie jeszcze nikomu nie zaszkodziła, ale „Waltz for Debby” Billa Evansa też zabrzmiał dobrze. Niby Audio Note Meishu to zaledwie 8 W z triody single-ended, ale zestawiony ze skutecznymi monitorami Audio Note AN-E/SPe HE bez trudu wypełnia pokój dźwiękiem. Ustawienie w narożnikach to nie ekstrawagancja, tylko zalecenie producenta. Sprawdzi się w wielu europejskich mieszkaniach.
Brytyjska firma Keith Monks specjalizuje się w produkcji myjek do płyt winylowych. Jej korzenie sięgają współpracy z BBC, która potrzebowała rozwiązania do regularnej konserwacji muzycznych zbiorów. Aktualnie Keith Monks produkuje zarówno urządzenia do zastosowań profesjonalnych, na przykład w sklepach muzycznych, jak i domowych. Na zdjęciu przedstawiciel drugiej linii – model Prodigy Plus. Kosztuje 6400 zł i płytę analogową z obu stron myje w pięć minut. Da się go też wykorzystać do krążków CD. Można również wybrać tańszą wersję, bez plusa, za 5800 zł – różni się jedynie brakiem LED-owego podświetlenia.
Węgierska manufaktura Schetl wyspecjalizowała się w produkcji ciekawych zestawów głośnikowych. Szerokopasmowy przetwornik kompresyjny współpracuje w nich z linią transmisyjną, a odciąża go dodatkowy woofer, umieszczony w środku skrzyni. Efektem jest wysoka skuteczność (rzędu 104 dB) oraz bardzo nisko schodzący bas. Kolumny bez problemu współpracują ze wzmacniaczami lampowymi, również tymi o niskiej mocy, na 300B. Większy kłopot jest z dostępnością, ponieważ wewnętrzna konstrukcja obudowy to duże wyzwanie dla wykonawcy. Zamówienia są jednak realizowane systematycznie, więc przy odrobinie cierpliwości nabywca będzie mógł się cieszyć zamówioną parą. Kolumny Schetl Pathway kosztują 144600 zł.
Charakterystyczny przetwornik na kolumnach Schetl Pathway to Arya AirBlade. Został dodany nie dlatego, że brakuje góry, ale dla rozszerzenia charakterystyk kierunkowych. Na prezentacji to szczególnie istotne, ponieważ zapewnia optymalne wrażenia odsłuchowe także odbiorcom, którzy nie siedzą w sweet spocie.
Drużyna dowodzona przez kapitana Popori znowu w formie. Tym razem Węgrzy prezentowali podstawowe elektrostaty WR3 za 10000 euro + VAT. Całkiem spore panele bez problemu zasilał lampowy wzmacniacz Qualiton o mocy 2 x 27 W. Natężenia dźwięku nie brakowało, a dynamika okazała się zupełnie wystarczająca. Do tego dochodziła świetna spójność i dużo informacji o muzyce, również w zakresie niskich tonów. Efekt współtworzyło okablowanie Bonsai, wbrew pozorom, również z Węgier. Przyjemnie się tego słuchało.
Storgaard & Vestskov to duński producent zestawów głośnikowych. Oferta składa się z monitora i dwóch podłogówek. Do wszystkich przetworniki dostarczają SB Acoustic i SEAS. Obudowy powstają z pięciowarstwowej sklejki bambusowej. Od wewnątrz dokleja się jeszcze materiał na bazie prasowanej celulozy, po czym rozmieszcza wytłumienie. Taka konstrukcja ma skutecznie eliminować rezonanse. Same głośniki są montowane do grubego aluminiowego odlewu z poziomymi żłobieniami, które mają poprawiać dyspersję fal. Gro to mniejsze z wolnostojących kolumn Storgaard & Vestskov. Dwudrożny układ powstał w oparciu o dwa 12,5-cm stożki i miękki tweeter. Para kosztuje 18500 euro. Poza tym Duńczycy oferują monitory Frida za 15500 euro i trójdrożne podłogówki Fenja za 58500 EUR.
Klimatyczna prezentacja Notte Audio. Na ścianie obraz łomżyńskiego artysty Adama Kołakowskiego.
System Notte Audio grał z firmowymi monitorami NRS-01. Wykorzystano w nich współosiowy przetwornik Goodmansa, dopełniony superwysokotonową wstęgą Fosteksa. Zestaw jest produkowany na zamówienie. Wersja w wykończeniu matowym kosztuje 54120 zł. Lakier fortepianowy wymaga dopłaty blisko 5000 zł.
Na prezentację Estelonów Extreme mkII trudno było wejść, nie mówiąc o znalezieniu dobrego miejsca do słuchania. Ale niezależnie od tego, gdzie się siedziało, dźwięk był ogromny i swobodny. Czasem też wprawiał w rezonans reklamowe banery i ściany, ale taki to już urok hotelowych prezentacji. Same kolumny robią wrażenie rozmiarami, ruchomą sekcją przetwarzającą większość pasma oraz ceną. Ta zaczyna się od 220000 euro za parę.
Mark Levinson, we własnej osobie, jest założycielem firmy Daniel Hertz. Wraz z zespołem opracował autorską technologię Continous Wave, której celem jest uzyskanie analogowej płynności z dowolnego źródła cyfrowego. Zdaniem Levinsona podstawową wadą cyfryzacji muzyki jest jej niepłynna natura wynikająca z próbkowania. Nawet jeżeli próbki są bardzo gęste, to i tak odbiorca odczuwa podświadome napięcie, niewystępujące w przypadku korzystania ze źródeł analogowych. Rozwiązanie stosowane we wzmacniaczach Daniel Hertz ma eliminować podobne niedogodności i zapewnić przyjemność ze słuchania dowolnego materiału. Aby nie być gołosłownym, do prezentacji wykorzystano muzykę z… YouTube’a.
Ken Kessler za chwilę rozpocznie swoją opowieść o magnetofonach szpulowych i taśmach. Druga szansa była w niedzielę o 16:00. Zdecydowanie warto było skorzystać, bo klasa tego dźwięku działała jak twardy reset i przywracała prawidłową hierarchię jakości. Zwłaszcza po niezbyt udanych odsłuchach streamingu.
„Sgt. Pepper’s Lonely Hearts Club Band” odtwarzany z taśmy i tego magnetofonu zrobił niesamowite wrażenie. Mikrodynamika, ogrom informacji i bezpośredniość tego brzmienia zaskakiwały nawet odbiorców, którzy, zdawałoby się, znają album na pamięć. Cenne doświadczenie.
Dynaudio Contour Legacy. 2,5-drożne kolumny w naturalnym wykończeniu z orzecha amerykańskiego. Na górze Esotar 3, na środku i basie – dwa stożki MSP, czyli firmowa klasyka w najlepszym wydaniu. Do sprzedaży na całym świecie trafi tysiąc par, z czego 50 do Polski. Cena: 12000 euro.
Dynaudio Contour Legacy w zbliżeniu. Ładne, prawda?
Dynaudio Contour Legacy w zbliżeniu. Ładne, prawda?
Litewska firma Silent Point postanowiła ułatwić melomanom życie poprzez ograniczenie energii, którą głośniki promieniują poza osią główną. Innymi słowy: zamiast charakterystyk szerokich, zawęża je w kierunku sweet spotu, zmniejszając odbicia od ścian i interakcje z nie zawsze przyjaznym akustycznie pomieszczeniem. Pomysł na głośniki odzwierciedlało rozstawienie miejsc siedzących na prezentacji: na środku, jedno za drugim. Monitory Bloom to nowość w ofercie. W relatywnie niedużej obudowie z MDF-u otoczonego stalową płytą pracują dwa 25-cm woofery oraz współosiowy przetwornik z kompresyjnym tweeterem. Cena nie jest na razie znana, ale można się spodziewać okolic 12-14 tysięcy euro.
Nowy wzmacniacz Unitry: WSH-605. Ma wbudowany DAC na kości Sabre 9010, dwa wejścia optyczne i dwa koaksjalne, więc można podłączyć transport cyfrowy, konsolę gier lub telewizor. Stopień końcowy bazuje na tranzystorach bipolarnych Toshiby i uzyskuje 70 W przy 8 omach. Do korekcji błędów wzmocnienia zastosowano układ Hawksforda. Dla źródeł analogowych przewidziano cztery wejścia liniowe i phono MM z uziemieniem. Poza tym jest słuchawkowe gniazdo na duży jack i regulacja barwy tonu. Wszystko za 12999 zł.
Prototypowy odtwarzacz Rotel Michi Q5. Na razie jedyna działająca sztuka na świecie. W Japonii trwają ostatnie prace nad doszlifowaniem konstrukcji, a pierwsze egzemplarze produkcyjne powinny trafić do sklepów w lutym 2025. Przewidywana cena: 25999 zł. Japoński top-loader odtwarza płyty CD. Nie ma streamera, a gniazdo Ethernetu służy tylko do ściągania okładek z serwera. Można natomiast grać z plików przez USB-B albo skorzystać z wejść cyfrowych: optycznego i koaksjalnego.
Whole Lotta Love” Led Zeppelin z winylu, a po chwili interpretacja „Smells Like Teen Spirit” tria Możdżer, Danielsson, Fresco z CD Wadaxa. Do tego monobloki Air-Tight ATM3211. Zupełnie inne nastroje, ale przyjemność słuchania – niezmienna.
Monobloki Air-Tighta świetnie się dogadywały z kolumnami Goebel Divin Comtesse. Był mocny impuls, były szczegóły i charakterystyczny estradowy sznyt z koncertową dynamiką. Do tego krótko trzymany bas i kontrola w całym paśmie. Romantyczne lampowe brzmienie? Akurat.
Polska firma Phonia działa od sześciu lat. Koncentruje się na zestawach głośnikowych, ale opracowała również przetwornik cyfrowo-analogowy. W aktualnej ofercie znajdują się trzy modele: monitor Pacto 200 – w wersji pasywnej i aktywnej – oraz dwie kolumny podłogowe: Gravis 400 z obudową bas-refleks oraz Apertus 600 z otwartą. We wszystkich wysokie tony reprodukuje wstęga. Zakres cen to 16-64 tysiące złotych.
W Harbecie jak to w Harbecie – przyjemnie, naturalnie i bez spinki. Pomieszczenie przygotowano akustycznie, ale w domowych warunkach, bez adaptacji Super HL5 XD też grają dobrze.
Chodząc po Audio Show 2024, można było odnieść wrażenie, że prezentacja kolumn Alexx VFX została przyćmiona przez sąsiedniego Sonus fabera i Magico. Niesłusznie. Wilsony, jakkolwiek to zabrzmi, były z tej trójki najtańsze, ale brzmieniowo się obroniły. W niedzielę, niecałą godzinę przed zamknięciem imprezy zostałem niemalże wessany do sali, w której grały. Z pliku leciał akurat „Ghost Again” Depeche Mode, w oficjalnym remiksie brytyjskiego DJ-a Massano. Wydawało mi się, że znam to nagranie, ale to, co pokazały Alexx VFX z monoblokami Audio Research REF 330M, to była zupełnie inna rozmowa. Nie chodzi nawet o kontrolowane, a równocześnie kilkumetrowe fale basu, miarowo uderzające w słuchaczy, lecz o niesamowitą skalę poukładanego w pasmach dźwięku. Pomimo bardzo szerokiej bazy system bez trudu wypełnił detalami każdy centymetr sześcienny pomieszczenia. Zachował przy tym ich organiczny, przyjemny dla ucha charakter, a jednocześnie potrafił realistycznie stopniować dramaturgię. Kiedy wydawało się, że wszystko, co się w utworze miało wydarzyć, mamy już za sobą, wszczął stawiający na baczność alarm, a następnie przypuścił bezpardonowy, brutalny atak niskich tonów. Można by sądzić, że to prosta elektroniczna muzyka i nie potrzeba do niej sprzętu za setki tysięcy złotych. Ale gwarantuję Wam, że na tanich systemach tak to nie zadziała. Wilson z ARC pokazali, czego naprawdę można się spodziewać. Grało to dobrze. Olśniewająco dobrze. Na tyle, że można było wręcz nabrać podejrzeń, że z mniejszym składem akustycznym czar pryśnie. Tymczasem kiedy krążek Depeche Mode został zastąpiony kameralnym albumem Roberta Milesa z Trilokiem Gurtu, najmądrzejsze, co dało się zrobić, to siedzieć spokojnie i delektować się swobodnym, naturalnym dźwiękiem. Czasami w systemach nagłaśniających duże pokoje można doświadczyć nieprzyjemnego efektu, w którym sprzęt jakby nie miał co grać. Jakby na płycie brakowało detali, przez co na scenie robi się pusto. Tutaj podobne zjawisko nie wystąpiło. Scena oddychała, a miejsce pomiędzy dźwiękami wypełniały pogłosy, szelesty i drobne informacje, znów: organicznie zespolone i naturalne. Można oczywiście marudzić, że kiedy po zmianie płyty Stanley Clark grał solo na wiolonczeli, to instrument zrobił się zbyt duży i że rozjechał się fokus. Ale to tylko część prawdy. Sposób budowania przestrzeni był bowiem wynikiem świadomego wyboru organizatorów prezentacji. Jak widać na zdjęciu, obok Alexxów VFX stoją dwa subwoofery Loke. Bynajmniej nie dlatego, że dużym Wilsonom brakuje basu. Loke porządkują tam niskie tony, ale też współuczestniczą w kreacji obszernej przestrzeni. Dobrą stereofonię zwykliśmy przypisywać wysokim tonom, ale to tak nie działa. Tweeter wpływa na ogniskowanie źródeł pozornych, definiuje ich lokalizację, ale za odczucie przestrzenności, a zwłaszcza rozmiarów dźwięku odpowiada bas. Tutaj było go tyle, ile potrzeba – nielimitowane dolewki, zależne wyłącznie od fantazji realizatora. Do tego doszły lampowe wzmacniacze, które mają raczej tendencję do grania plamami dźwiękowymi niż skupiania fal w wąskim obszarze. W połączeniu z szerokim rozstawieniem kolumn dało to w większości repertuaru spektakularny efekt, jednak w przypadku instrumentu solo wydawało się, że hektary przestrzeni to już ciut za dużo. Tyle że to trochę tak, jakby mieć pretensję do pięknej kobiety, że zarówno na wystawnym przyjęciu, jak i przy pieleniu grządek wygląda olśniewająco. A Wilson postawił właśnie na olśnienie, zaś ewentualnym grymaszeniem na kilka procent utworów postanowił się nie przejmować. I słusznie. Jeżeli komuś będzie zależało, to w warunkach domowych przywróci laserowe ogniskowanie poprzez inne ustawienie kolumn i dobór elektroniki. Ale na wystawie trzeba zrobić, nomen omen, show. I to się udało!
I już naprawdę na koniec Innuos – portugalski specjalista od serwerów, streamerów i switchów sieciowych klasy high-end. Firma prezentowała nowy model ZENith Next-Gen. To serwer/streamer z górnej półki, najwyższy w serii ZEN i drugi od góry w całej firmowej hierarchii. Nad nim znajduje się już tylko topowy Statement. Zasilacz oparto na transformatorze 300 VA, który współpracuje z aktywnym prostownikiem ARC6, kondensatorami filtrującymi Mundorfa o łącznej pojemności 130000 µF oraz stabilizatorami z azotku galu. Już samo to obrazuje, jak dużą wagę Portugalczycy przywiązują do jakości napięć zasilających tor sygnałowy. A to niby „tylko” transport plików. Całą architekturę zaprojektowano w taki sposób, by minimalizować zniekształcenia i szumy elektromagnetyczne i dzięki temu uzyskać możliwie najwyższą dokładność odtwarzania sygnału cyfrowego. Urządzenie pracuje pod kontrolą autorskiego OS Kernel, który ma gwarantować wyjątkowo niskie opóźnienia, zaś firmowa technologia AudioCore odłącza wszystkie procesy zbędne w przypadku serwera/ /streamera przeznaczonego do odtwarzania dźwięku. System operacyjny znajduje się na osobnym SSD klasy przemysłowej, który nie ma kontaktu z pamięcią na pliki. Ta jest zresztą opcjonalna, ponieważ ZENith Next-Gen może odtwarzać materiał z dysków sieciowych i serwisów strumieniowych. Procesor Intel i7 współpracuje z 16 GB RAM-u. System AudioCore przypisuje wybrane z ośmiu rdzeni oraz 4 GB pamięci tylko obróbce i buforowaniu sygnałów dźwiękowych. Kości DDR-4 klasy przemysłowej charakteryzują się bardzo niskim szumem, długą żywotnością i przystosowaniem do pracy w aplikacjach serwerowych 24/7. Nowa jest także solidna i odporna na wibracje płyta główna, a przed drganiami zewnętrznymi chroni obudowa z grubego aluminium, ozdobiona efektownym panelem przednim. Do sterowania służy firmowa aplikacja Sense 3, w której dodano funkcję Tidal Connect oraz nowe narzędzia do zarządzania bibliotekami i playlistami, a także poprawiono współpracę z zewnętrznymi napędami optycznymi, podłączanymi przez USB i służącymi do zgrywania płyt. W przeciwieństwie do wcześniejszego ZENitha w nowej generacji nie znajdziemy wbudowanego transportu. ZENitha Next-Gen można wyposażyć w fabrycznie montowane dyski SSD o pojemności 2-16 TB, przeznaczone do gromadzenia zbiorów muzyki. Serwer jest gotowy do pracy jako Roon Core i Bridge. Muzyki można słuchać z serwisów: Qobuz, Tidal (z obsługą Connect), Deezer i HighResAudio oraz z radia internetowego. Ceny zależą od wyposażenia w SSD i opcjonalne moduły. Podstawowa specyfikacja, bez dysku, kosztuje 15000 euro, a na przykład z dyskiem 4 TB – 15650 euro.