
14.03.2024
min czytania
Udostępnij
Test: 11/2023
Cena: 18000 zł
Harbeth idzie własną drogą – od lat tą samą. W kolejnych seriach wykorzystuje nowocześniejsze rozwiązania, wszystkie jednak zostają podporządkowane niezmiennej od dekad filozofii brzmienia. Najnowsze wcielenie „siódemek” to kolejny dowód, że wierność tradycji, nawet jeśli przesadna, znajdzie wystarczająco wielu wyznawców. Tak, grono fanów Harbetha to wyrazista audiofilska subkultura. Tu nikomu nie przeszkadza, że ścianki są cienkie, a tworzywo na membrany wooferów w swojej długiej historii przeszło tylko jedną niewielką zmianę. Jak coś oczywistego przyjmują fakt, że monitory wyglądają, jakby czas się dla nich zatrzymał w latach 90. XX wieku, oraz że polecane podstawki, dostarczane przez niemiecką firmę TonTräger, to właściwie nie podstawki, tylko lekkie drewniane podpórki. Tę litanię można by ciągnąć jeszcze długo, ale na końcu i tak liczy się tylko brzmienie. W wydaniu brytyjskiej marki – jedyne w swoim rodzaju. W największym skrócie: Harbeth to plastyczna i aksamitna średnica, która definiuje klasyczną muzykalność, fizjologiczna góra oraz niezły, choć mimo wszystko monitorowy bas. Tak naprawdę żaden opis nie odda magii tego brzmienia, której nie sposób się oprzeć. Monitory operują własną skalą dźwięczności średnich tonów i tworzą niepowtarzalny klimat. To nic, że brakuje w nim heavy-metalowej dynamiki i wyczynowego basu. Ważne, że jest wszystko, czego od dźwięku oczekują wyznawcy. Nigdy nie jest za późno, by do nich dołączyć…
Hi-Fi i Muzyka 01/2024
Przeczytaj także