
23.03.2025
min czytania
Udostępnij
Sympatyczny system Vincenta może być ozdobą nie tylko w sypialni. Tak samo dobrze zaprezentuje się w gabinecie doktora, prezesa, jak i małym mieszkaniu, potwierdzając gust właściciela, który nie kupuje byle czego. W dodatku cena w dzisiejszych realiach okazuje się przystępna, zwłaszcza że marka znana, a wykonanie staranne. Kiedy popatrzymy na zawartość obudów, czekają nas jeszcze milsze niespodzianki. Oba urządzenia są bowiem zbudowane nie gorzej od pełnowymiarowych odpowiedników. Bazują na solidnym zasilaniu, dobrych komponentach, a układy okazują się przemyślane i przejrzyste.
W obu elementach systemu Vincent wykorzystał lampy. Nie ma się czemu dziwić, skoro niemiecka marka specjalizuje się w konstrukcjach hybrydowych. Jedyną wadą jest niezbyt wysoka moc wzmacniacza, co oznacza, że nie sprawdzi się w nagłaśnianiu stumetrowych salonów i sterowaniu wymagających kolumn. Ale też nie takie jest jego przeznaczenie.
„Dwusetki” Vincenta grają ciepło, muzykalnie i lampowo. Szklane bańki nie wylądowały tu dla ozdoby. A przynajmniej nie tylko, bo od pomarańczowego okienka we wzmacniaczu trudno oderwać wzrok.
Hi-Fi i Muzyka 01/2025
Przeczytaj także