
23.10.2015
min czytania
Udostępnij
test: 7-8/2014
cena: 180000 zł
Oferuje za to najwyższy standard wykonania, podświetlany diodą rubin jako wskaźnik trybu pracy i odjazdową symetryczną drabinkę rezystorową. Ta ostania powstaje w innej japońskiej manufakturze i ponoć kosztuje więcej niż dobrej klasy wzmacniacz. Układ elektroniczny Takumi K-15 pozostaje tajemnicą. Wiadomo jedynie, że powstał w oparciu o tranzystory i pracuje z niewielkim wzmocnieniem + 8 dB. Producent deklaruje, że zniekształcenia są tak niskie, że daje się je raczej oszacować niż zmierzyć – leżą poza zakresem aparatury testowej. Produkt jest egzotyczny i, tak jak przywołane dzieło sztuki, wykonywany ręcznie. Czy maestria montażu oraz użyte podzespoły i materiały uzasadniają cenę? Odpowiedź na to pytanie pozostanie przywilejem garstki szczęśliwców. Na pewno brzmienie jest tak dystyngowane i harmonijne, że K-15 może uwieńczyć poszukiwania przedwzmacniacza nawet do najbardziej wyszukanego systemu. Gra genialnie, ale nie wywiera presji na słuchacza. Nie domaga się komplementów, nie stara oszołomić. Barwa połyskuje miedzią. Bas dysponuje nieograniczoną głębią i mocą kafara; jest wielobarwny i różnorodny. Za dźwiękami rozciąga się tło ze smoliście czarnego aksamitu. K-15 gra luksusowo, a im dłużej się go słucha, tym chce się więcej. Wielka klasa.
Hi-Fi i Muzyka 01/2015
Przeczytaj także