
15.04.2021
min czytania
Udostępnij
Test: 4-5/2020
Cena: 64000 zł
Jednak kiedy los zetknie ze sobą dwóch wizjonerów, z których jeden jest specjalistą od techniki cyfrowej, a drugi – od analogowej, efekty współpracy mogą przejść najśmielsze oczekiwania. Tak też się stało w tym przypadku. O tym, że Brinkmann nie ma nic do ukrycia, świadczy przezroczysta płyta górna, przez którą można zajrzeć do środka. Jest co podziwiać, ponieważ niemiecki przetwornik to arcydzieło sztuki inżynierskiej. Zastosowano w nim komponenty z najwyższej półki, a zasilania i pojemności filtrującej wystarczyłoby dla niejednego budżetowego wzmacniacza. Wisienką na torcie są cztery lampy Telefunkena w torze analogowym. Nie zabrakło też streamera, a możliwość wymiany modułu cyfrowego pod kątem przetwarzania przyszłych formatów świadczy, że ma to być sprzęt na lata. Brzmienie Brinkmanna zachwyca nie mniej niż konstrukcja. Olbrzymie wrażenie robią szeroka, oddychająca przestrzeń o przepastnej głębi ostrości, żelazna kontrola basu oraz wybitnie analogowa, soczysta średnica, dopełniona jedwabistą górą. Na rynku jest tylko kilka przetworników c/a, które mogą konkurować z Nyquistem Mk II pod względem jakości brzmienia oraz wykonania. Sęk w tym, że ich ceny przekraczają magiczną barierę stu tysięcy złotych. Czyli – jak by nie patrzeć – zakup Brinkmanna to prawdziwa okazja.
Hi-Fi i Muzyka 01/2021
Przeczytaj także