
22.08.2012
min czytania
Udostępnij
Na początek było granie głównie dla siebie. W podstawówce chodziłem na kółko gitarowe i do tego się sprowadzał mój kontakt z muzyką. Nigdy wcześniej nie myślałem, że mógłbym śpiewać. Gdy poznałem Asię Klejnow, zaproponowała, żebyśmy wspólnie wystąpili w konkursie piosenki angielskiej. Miałem jej akompaniować. Poszło nieźle. Później wymyśliliśmy, że założymy zespół – Shyja. Zaczęliśmy występować w trójmiejskich klubach i pubach. I pewnie by tak zostało, gdyby nie wydarzenie na planie „Mam talent”.
Aśka to wymyśliła. Do programu wyciągnęła mnie niemal za uszy. Nie spodziewałem się takiego obrotu sprawy, ani że będę tam śpiewał, ani że zajdę tak wysoko. Gdyby nie ona, w życiu bym się nie zgłosił. Na szczęście, po wszystkim nadal jesteśmy przyjaciółmi i naprawdę podziwiam ją za sposób, w jaki zniosła zaistniałą sytuację.
Na początku czułem się zagubiony. Nie wiedziałem zupełnie, co myśleć, co robić, czy w ogóle brnąć w to dalej i nie zrezygnować z programu. Wolałbym, żebyśmy dalej byli tam razem. Tremę mam tylko wtedy, kiedy trzeba coś powiedzieć do ludzi. Gdy śpiewam, znika i czuję się swobodnie bez względu na to, czy słucha mnie pięć osób czy parę milionów. Mam nadzieję, że z czasem oswoję się ze sceną i łatwiej mi będzie przychodzić rozmawianie z publicznością i z dziennikarzami.
Kontrakt jest partnerski i długoterminowy. Nie ma w nim sztywnych ram czasowych premier. Zależało nam, żeby pierwsza płyta wyszła w tym roku, ale są już plany kolejnych. Premiera mojego debiutu została zaplanowana na 19 kwietnia.
Po pierwszym miksie doszliśmy do wniosku, że parę rzeczy warto poprawić. Teraz już wszystko jest idealnie i można pokazać efekt publiczności.
Już ta płyta może być dla słuchaczy pewnym zaskoczeniem. Choćby dlatego, że nie będę na niej sam, ale w towarzystwie kilku dobrej klasy instrumentalistów. Z nimi będę też jeździł po Polsce, promując album i dając koncerty. Szczegóły trasy wkrótce. Brzmienia są mocniejsze niż dotąd i raczej nikt nie powinien przy tej muzyce zasnąć. Wszystkie kompozycje napisałem sam. Pochodzą z dwóch ostatnich lat, czyli praktycznie z całego czasu mojego artystycznego życia. Dodaliśmy do nich tylko trzy covery znane z „Mam talent”.
Obecnie jestem w drugiej klasie średniej szkoły muzycznej. Potem planuję studia na akademii w Gdańsku lub w Warszawie. Nie wiem jeszcze, jaki repertuar w przyszłości chciałbym śpiewać, ale na razie fascynuje mnie wszystko, co włoskie. Po prostu kocham ten język. Moja profesor, pani Liliana Górska, podsuwa mi arie i ma nadzieję, że mimo kariery w rozrywce nie zaniedbam ćwiczenia poważniejszej muzyki. Widzi we mnie potencjał i wspiera na każdym kroku.
Moim marzeniem jest robić jedno i drugie. Chciałbym nadal móc śpiewać z gitarą. Dawać koncerty i nagrywać płyty, a jednocześnie być dobrym śpiewakiem operowym. Taki człowiek o dwóch twarzach. Czas pokaże, jak się to wszystko potoczy. Dziś wiem, że tyle samo serca i czasu poświęcam jednej i drugiej stronie mojej osobowości.
Z dwóch powodów. Po pierwsze, wydaje mi się, że jeszcze zbyt mało umiem w dziedzinie opery. Do tego trzeba mieć warsztat, a ja jestem na samym początku drogi. Druga sprawa to fakt, że repertuar operowy jednak mniej nadaje się do telewizji; jest znacznie mniej medialny i zwykle po prostu trudniejszy dla publiczności.
Wszystkiego poza łupankami w rodzaju techno czy disco-polo. Lubię jazz, folk, głównie akustyczne brzmienia.
Muzyka stoi na pierwszym miejscu, a ostatnio wypełnia cały mój czas. Gdyby jednak ta droga nie wypaliła, moją drugą pasją są fotografia i grafika komputerowa. Bardzo lubię pracować nad obróbką zdjęć w programach graficznych i tworzyć z nich kompozycje. Myślę, że w tym także mógłbym się sprawdzić i spełniać zawodowo.
Maciej Łukasz Gołębiowski
Hi-Fi i Muzyka 04/2011
Przeczytaj także