
15.04.2022
min czytania
Udostępnij
Zdecydowanie kameralne. Wolę występy, w których nie mam poczucia, że występuję, tylko spotykam się z ludźmi przyjaznymi i chętnymi posłuchać tego, z czym do nich przychodzę. Sytuacja kameralna: dobry instrument (oczywiście nie żadna elektronika, tylko klasyczny, najlepiej akustyczny fortepian) i dobre nagłośnienie wokalu dają mi wystarczający komfort, żebym mógł przekazać to, co chcę. Jakąś opowieść, jakieś sensy i jakąś emocję. Ale zdarzają się również okoliczności, które wymagają większej formy. Wiążą się z większą salą, z większym zespołem, rozszerzonym instrumentarium. To też inny nastrój, który dostarcza innej ekspresji. Natomiast bez wątpienia konwencja „solo przy klawiaturze” jest o wiele wygodniejsza, gdyż to ja w każdym momencie decyduję o dramaturgii występu. O tym, co gram, jak gram, gdzie idę i ile dokładam. Dotyczy to również repertuaru, który w trakcie takiego występu mogę dowolnie regulować, jednocześnie wpływając na przebieg całego recitalu: kontrastować, puentować, zmieniać.
Najbliższy jest mi drugi wariant, czyli prawdziwe życie, skok w żywioł, a także niewiadoma: na ile sam się wykażę i jak ten „mecz się rozegra”. Natomiast inne przyjemności są w studiu, kiedy można, niemal laboratoryjnie, pewne sprawy skorygować i dopieścić.
To są dwie opowieści. Moje pierwsze prace w studiu czterdzieści lat temu to było takie granie na żywo. Zespół nagrywał albo w całości, albo partiami. Już wtedy oddzielnie nagrywało się wokal. Ale nie było takich możliwości montażu jak dziś. Wprowadzenia określonej precyzji.
Podejrzewam, że oczekuje pan odpowiedzi jednoznacznie wskazującej na żywioł?
Mnie się wydaje, że dostępne współcześnie możliwości są imponujące. Oczywiście bywa, że zakłamują rzeczywistą jakość produktu. Obawiam się też, że przy obecnie dostępnych rozwiązaniach łatwo jest zgubić pewnego rodzaju spontaniczność. Natomiast wspaniała jest możliwość zachowania żywiołowości przy jednoczesnym wprowadzeniu precyzji.
Pytanie jest zawstydzające, ponieważ mam złom! Stare rzeczy mi się zużyły, nowe są doraźnie kupowane na szybko. Ciągle sobie obiecuję, że poproszę kogoś zaprzyjaźnionego, kto ma lepsze rozeznanie, żeby się zaopatrzyć, co prawdopodobnie nastąpi niebawem. Chciałbym słuchać smakowitości, które mam w swojej kolekcji, na dobrym sprzęcie.
Ależ oczywiście! Kiepski sprzęt spłaszcza jakość nagrań. Nie słychać tego, nad czym się pracowało w studiu. Dobry sprzęt i dobre pasma to prawdziwa frajda. Może pan mi coś podpowie?
Ale ja nie mam aż takiego rozmachu…
Jestem tradycjonalistą. Zdecydowanie płyty winylowe! Była taka audycja w Trójce „Lubię szum starej płyty” i to jest świetne podsumowanie mojego podejścia. Winyle to moja młodość, moje pierwsze zachwyty. To była nieprawdopodobna jakość, jak na tamte czasy. Mam na myśli szczególnie płyty przywożone z Zachodu, bo u nas było z tym ciężko, gdyż dostępna wówczas w Polsce technologia kładła jakość. Winyle były tłoczone na złym materiale, choć też dawały frajdę. Mam spory zbiór starych płyt. Chwilowo ich nie słucham, bo nie mam na czym i ten problem muszę rozwiązać, ale są tam zarejestrowane nagrania dzisiaj nieosiągalne. Właśnie dzięki prawdzie, jakości i mistrzostwu tamtych ludzi.
Tak, ostatnio jest na to moda, ale ja nigdy się nie wyprowadziłem z płyty winylowej i dla mnie zawsze była najważniejsza, nie tylko ze względów sentymentalnych. Poza tym to piękny przedmiot, zaopatrzony zwykle w piękną grafikę. To zupełnie inna jakość doznań!
Bardzo bym chciał, ale to nie zależy ode mnie. To są kwestie, do których nie mam ani dostępu, ani rozeznania. Może to się powiedzie? Nie byłbym nieszczęśliwy. Przeciwnie, chętnie dołączyłbym do swojej kolekcji winylowej i tę płytę.
To prawda! To była moja leniwa i luksusowa sytuacja!
Zdecydowania ta druga! (uśmiech) Może nie jest to „iskra z kosmosu”, ale jakieś „uwiedzenie”, emocjonalny powód…
Impuls, zachwyt, rozczulenie, głębokie przybicie, wkurzenie. Na przykład wtedy powstaje taka piosenka jak „Ironia”, której akurat nie ma na tej płycie. W każdym razie, pretekstem do wzięcia się za piosenkę jest stan emocjonalny.
Różnie! Czasem są słowa, które się dopominają, by ułożyć do nich melodię. Czasami dostaję prezenty pod postacią wierszy. Tak było w przypadku odkrycia tomiku poezji, nieznanego wówczas w Polsce, Stanisława Balińskiego. Tomiku przemyconego w roku 1968. Melodia przyszła wówczas sama. Wróciwszy do domu, poprawiłem ją już przy pianinie.
Nie za wiele, ale coś możemy! W ramach uczciwości i przyzwoitości możemy coś przesunąć, coś powtórzyć. Sam bardzo chętnie, jeśli tylko dobrze się to komponuje, powtarzam pierwszą zwrotkę na końcu. Tak, by stworzyć klamrę kompozycyjną. Najważniejsze, by się pilnować i działać wyłącznie w obrębie zmian formalnych, które nie zaburzają intencji twórcy. Jestem prawie pewien, że gdybym spotkał autora, ten nie miałby do mnie pretensji.
Trudno powiedzieć, czy kryła się za tym jakaś wielka idea przewodnia. Na pewno chciałem nagrać piosenki, które nie były jeszcze nagrane lub takie, które chciałem usłyszeć w innym, rozszerzonym brzmieniu. W sumie wyszedł z tego kompromis, który niekoniecznie pochodzi bezpośrednio ode mnie. Spory udział miał w tym kompozytor i aranżer Andrzej Zarycki, który chciał opracować taki, a nie inny zestaw.
Raczej tak.
Teraz raczej nie mam takiej potrzeby. Jest jednak coś, co czeka na taśmach już nagranych, choć jeszcze nieopublikowanych. Być może nadają się do pokazania w obecnej formie, a może należałoby je lekko dopracować. W okolicach roku 2000 przygotowałem osiem programów dla Telewizji Polskiej. To jest cały zestaw poezji staropolskiej. Cykl programów miał się nazywać „Literatura według Długosza”. Składa się z opowieści o dawnych poetach, od Kochanowskiego po Lieberta. W zestawie znaleźli się i Karpiński, i ksiądz Baka, i Trembecki, Morsztyn, Konopnicka, Lenartowicz. Uważam, że napisałem szereg, oczywiście według mojej skali, naprawdę atrakcyjnych, ładnych i interesujących piosenek. Mają one ten walor, że mogłyby się okazać bardzo pomocne w edukacji szkolnej. Wiadome jest, że piosenka zapewnia lepszy poziom przyswajalności niż sam wiersz. Na razie leży to jednak kompletnie nieznane i nieużywane.
Michał Dziadosz
Hi-Fi i Muzyka 12.2021
Przeczytaj także