
04.12.2017
min czytania
Udostępnij
Na początek kwestia pseudonimu. Posługuje się nim Abel Makkonen Tesfaye – urodzony w Toronto, 27-letni syn emigrantów z Etiopii (jego rodzice przyjechali do Kanady w latach 80. XX wieku). Pseudonimy to zresztą powszechna praktyka we współczesnym biznesie muzycznym. Wystarczy spojrzeć na pierwszą dziesiątkę listy najlepiej sprzedających się płyt magazynu „Billboard”: Katy Perry, SZA, Halsey czy Bruno Mars – żadne z nich nie nazywa się tak naprawdę. Wcześniej byli Marilyn Monroe, Marc Bolan (lider T. Rex), Ringo Starr, Alice Cooper czy Bob Dylan. Dlaczego jednak nie po prostu „Weekend”, tylko to samo słowo, ale bez ostatniego „e”? Zdecydowały względy prawne. Wykonawca w ten sposób postanowił się zabezpieczyć przed ewentualnym sporem z, założonym w 1998 roku, również kanadyjskim zespołem The Weekend.
Kolejną kwestią, która doskonale wpisuje piosenkarza w obecną, opartą na plikach dźwiękowych dystrybucję muzyki, jest jego debiut. Wykorzystał w tym celu Internet, podobnie jak wielu innych wykonawców, chociażby Justin Bieber. W 2010 roku The Weeknd umieścił w sieci kilka mixtape’ów. Nazywa się tak samodzielnie nagrywane utwory do bezpłatnej dystrybucji w serwisach internetowych (nie mylić z tak samo określanymi dawniej składankami piosenek, przygotowywanymi na taśmach lub kasetach magnetofonowych przez didżejów). Premierowo do sieci trafiły utwory „What You Need”, „Loft Music” i „The Morning”. Miały ciekawą oprawę instrumentalną, a w sprawnej realizacji pomógł producent Jeremy Rose. Piosenki chwyciły. Rok później do internetu trafił cały zestaw nagrań pod wspólnym tytułem „House of Balloons”. Zostały ciepło przyjęte przez krytyków i odbiorców. Po nich światło dzienne ujrzały dwa zbiorcze mixtape’y: „Thursday” i „Echoes of Silence”.
Jednak same piosenki – nawet jeśli chętnie słuchane w Internecie – nie wylansowałyby wykonawcy. The Weeknd może mówić o szczęściu. Jego muzyką zainteresował się bardzo już wtedy popularny Drake. Jako że reprezentują podobny gatunek muzyki, szybko znaleźli wspólny język. Obaj zaczynali od rapu, a dziś łączą go z popem i melodyjnym soulem. Kiedy połączyli siły, ich muzykowanie szybko znalazło odbiorców. The Weeknd często otwierał koncerty Drake’a. Doceniając talent młodszego kolegi, w 2011 roku Drake zaprosił go na sesję, w czasie której rejestrował materiał na swój drugi album („Take Care”). Współpraca okazała się owocna. The Weeknd zaśpiewał z bohaterem płyty kilka piosenek (m.in. „Crew Love”) i pomógł w produkcji dwóch nagrań.
Kiedy The Weeknd ugruntował swoją pozycję, zaczął być zapraszany na sesje innych wykonawców. Niedawno duże zainteresowanie zdobyły gościnne występy muzyka na krążkach Kanye Westa („The Life of Pablo”) i Beyoncé („Lemonade”). Ponadto współpracował z francuskim duetem Daft Punk, z Laną Del Rey czy Kendrickiem Lamarem. Pierwszy album The Weeknd nagrał w 2013 roku („Kiss Land”). Drake wspomagał go wokalnie w „Live For”, co jeszcze bardziej spopularyzowało debiutanckie wydawnictwo. The Weeknd jest mu za to wdzięczny, o czym mówi w wywiadach: „Pokazał światu, co potrafię. Zawsze mnie wspierał”. Drake nie pozostaje mu dłużny: „Jestem dumny z naszego sukcesu – twierdzi. – (The Weeknd) pracował wytrwale i ma osiągnięcia. Dał wszystkim dzieciakom świetną lekcję. Róbcie dobrą muzykę i wymyślcie, jak ją wylansować, a zobaczycie, dokąd to was zaprowadzi”. W efekcie longplay od razu trafił na drugie miejsce listy „Billboard 200”, ze sprzedażą 95000 egz. w tygodniu premierowym. W czasach spadającego popytu na fizyczne nośniki dźwięku taki wynik to nie lada osiągnięcie, zwłaszcza w przypadku nowicjusza.
Dzięki albumowi The Weeknd rozwinął skrzydła. Mógł zapomnieć o czasach, kiedy był bezdomny. Podniesiony na duchu płytowym triumfem, zdołał nawet zerwać z narkotykami, które przez dłuższy czas mu towarzyszyły. Ponadto deklaruje: „Na scenie nie śpiewam z playbacku, nie towarzyszą mi tancerze, nie ma wokół mnie żadnej zwariowanej oprawy. Jestem tylko ja i mikrofon”. Po zerwaniu z używkami The Weeknd zaczął korzystać z uciech mniej szkodliwych dla zdrowia. Jest widywany z różnymi kobietami, ostatnio z Seleną Gomez. Nie stroni od nocnych imprez. Kupuje drogie samochody. Jedną z ekstrawagancji, na które sobie pozwolił, było zapuszczenie wyjątkowo długich włosów. Wyglądały, jakby właściciel zupełnie o nie nie dbał. Nawet na scenie Weeknd miał fryzurę w nieładzie, co stało się jego znakiem rozpoznawczym. Dopiero w ubiegłym roku obciął włosy niemal do gołej skóry i taką też fotografię umieścił na okładce trzeciej płyty („Starboy”).
Nieco wcześniej, bo w 2015 roku, światło dzienne ujrzał krążek „Beauty Behind the Madness”. Płyta dostała się do Księgi Rekordów Guinessa za to, że była najczęściej odtwarzanym albumem na portalu Spotify (16 milionów słuchaczy w ciągu roku). Pochodzące z niej nagranie „Earned It” trafiło na ścieżkę dźwiękową „Pięćdziesięciu twarzy Greya”, a The Weeknd został nominowany do Oscara. Nie zdobył pozłacanej statuetki, ponieważ w finale pokonała go kompozycja „Writing’s on the Wall” w wykonaniu Sama Smitha, pochodząca z filmu „Spectre”. W ten sposób The Weeknd na własnej skórze poczuł, jak trudno wygrać z Bondem. Nie ma się jednak co rozczulać. Piosenkarz ma bowiem na koncie kilkadziesiąt innych trofeów. Są wśród nich dwie nagrody Grammy, dwie American Music Award oraz aż osiem wyróżnień „Billboardu”.
The Weeknd czerpie z różnych stylów. Oprócz wcześniej wspomnianych, są to R&B oraz hip-hop. Wśród swoich ulubionych artystów wymienia Prince’a, R. Kelly’ego oraz Michaela Jacksona. Utwór „Dirty Diana” tego ostatniego często śpiewa na koncertach. Ceni też nagrania Davida Bowiego. Swój trzeci album zatytułował „Starboy”. To nawiązanie do piosenki „Starman”, którą Bowie wydał na krążku „The Rise and Fall of Ziggy Stardust and the Spiders from Mars”.
Rosnąca popularność piosenkarza przyciąga do niego reklamodawców, pragnących zatrudnić go do swoich kampanii. Niedawno rozpoczął współpracę z Pumą, więc po scenie i w telewizyjnych ch biega w jej sportowych butach. W tym roku The Weeknd kontynuuje szóste światowe tournée, zatytułowane „Legend of the Fall”, które potrwa do grudnia. Pod koniec czerwca polscy fani mogli oglądać wykonawcę w Gdyni na odbywającym się tam Open’erze.
Kiss Land (2013)
Beauty Behind the Madness (2015)
Starboy (2016)
Grzegorz Walenda
Hi-Fi i Muzyka 09/2017
Przeczytaj także