08.08.2012
min czytania
Udostępnij
dBpm Records 2011
Komuś, kto dotąd nagrań Wilco nie słyszał, polecam na początek dwupłytowy album „Being There” z 1996 roku. Sporo tam nastrojów przypominających The Rolling Stones z najlepszego okresu. Nowa propozycja zespołu – „The Whole Love” – zawiera wyłącznie utwory utalentowanego lidera, Jeffa Tweedy. Daleko jej jednak do wydawnictwa sprzed kilkunastu lat. W soczyste rockowe rytmy, grane na ogół przy akompaniamencie akustycznej gitary, wkradł się tym razem grunge’owy klimat. Niektóre nagrania „zabrudzono” szumami i przesterowaniami. Szkoda, bo głos wokalisty jest na tyle wciągający, że nie potrzebuje dodatkowych atrakcji. W balladzie „Sunloathe” dodano jakieś dziwne dźwięki do podkładu instrumentalnego. Po niej jest „Dawned On Me”, też z przesterowaniem na powitanie. Taka konwencja. Liderowi spodobała się zabawa dźwiękiem, a koledzy musieli się w nią włączyć. Na szczęście Tweedy nadal potrafi zaserwować sympatyczną, akustyczną balladę, gdzie na pierwszym planie są jego głos i gitara („Open Mind”). Umie też pożartować, jak w „Capitol City”. Wreszcie – stać go na „Whole Love”, czyli świetnie zaaranżowany i wpadający w ucho utwór tytułowy. Ciekawego materiału jest tu więcej. Nic dziwnego. W końcu to Wilco. Tyle że nie w szczytowej formie.
Autor: Grzegorz Walenda
Źródło: HFiM 2/2012
Przeczytaj także