
11.09.2012
min czytania
Udostępnij
Decca 2010 Dystrybucja: Universal Music
Rufusa Wainwrighta uznaje się za złote dziecko sceny. Na pianinie zaczął grać w wieku sześciu lat, a edukację zakończył na Uniwersytecie McGilla, gdzie studiował zarówno muzykę rockową, jak i klasyczną. Jego pierwszy album ukazał się w 1998 roku. Dostrzegli go krytycy, uznając za jeden z ciekawszych debiutów. Wainwright zwykle bogato aranżuje swoje piosenki. Ocierają się one o rozmaite style – od popu i rocka, po kabaret i operę. Tym razem postanowił wszystkie kompozycje wykonać sam, akompaniując sobie tylko na fortepianie. Powstał melancholijny program, w czasie którego nie tylko rozkoszujemy się świetnym wokalem bohatera płyty, ale też jego mistrzowską pianistyką. Warto się też wsłuchać w poetyckie teksty, nie tylko autorstwa Wainwrighta (niektóre melodie zostały ułożone do sonetów Szekspira). Płyta dostarcza wspaniałych wrażeń i jest inna od znanych produkcji z udziałem śpiewających pianistów. Trochę tylko nie udała się okładka, która nijak nie chce się kojarzyć z zawartością muzyczną. To jednak mało istotny szczegół, bo muzyka jest godna polecenia. A jeżeli ktoś woli płyty z bogatszą oprawą instrumentalną, to odsyłam do innych albumów Wainwrighta – jednego z ciekawszych artystów współczesnej sceny muzycznej.
Autor: Grzegorz Walenda
Źródło: HFiM 7-8/2010
Przeczytaj także