
24.05.2017
min czytania
Udostępnij
Sony 2016
Debiut płytowy Babymetal stał się fenomenem w świecie muzyki metalowej, wnosząc do gatunku powiew świeżości. Album „Metal Resistance” kontynuuje tę drogę i rozwija formułę o wpływ kolejnych egzotycznych gatunków. Choć z początku koncepcja łączenia J-popu, metalu, drum’n’bassu i ska brzmi niedorzecznie, to twórcy zrealizowali ją po mistrzowsku i zapewnili odbiorcom niebanalne kompozycje, pierwszorzędnych instrumentalistów, świetną wokalistkę oraz produkcję z najwyższej półki. „Metal Resistance” to nie album dla każdego, lecz z pewnością najlepsza rzecz, jaką metal miał nam do zaoferowania w minionym roku.
Owoc współpracy australijskiego wokalisty Billy’ego Neala z zespołem krakowskiego gitarzysty Jacka Korohody to zestaw nowych kompozycji, utrzymanych w klimacie klasycznego rocka i bluesa. Charakterystyczny, zachrypnięty głos Neala współgra z ciekawymi riffami i soczystymi solówkami gitary. W nagraniach odnajdziemy wpadające w ucho melodie, połączone ze stylowo archaicznym brzmieniem lat 70. i 80. Wokalna energia, błyskotliwe partie gitary i pełne pomysłów aranżacje sprawiają, że płyta zadowoli zwolenników tradycyjnego blues rocka. Album ukazał się również na winylu, a analogowe brzmienie idealnie pasuje do specyfiki tego materiału. Oby współpraca obu artystów doczekała się równie fascynującej kontynuacji.
Każdy kolejny album Periphery dowodzi, że djent nie był jedynie przelotną modą, a sam zespół w pełni zasłużył na miano lidera współczesnej sceny metalowej. Kompozycje imponują złożonością, a równocześnie wpadają w ucho niczym radiowe hity. Dodatkowo, panowie dali nam najbardziej zróżnicowany album w swojej karierze. Potężne riffy w niskich rejestrach gitar oraz growle zadowolą fanów ciężkich brzmień. Delikatne ballady porwą niedzielnych słuchaczy, natomiast wielbiciele progresywy będą zachwyceni rozwiniętymi utworami o większych gabarytach. W każdej z tych opcji usłyszymy cechy wspólne – znakomite umiejętności instrumentalistów, mistrzowskie kompozycje i morze talentu.
Angielscy przedstawiciele alternatywnego rocka – z charyzmatycznym Brettem Andersonem w roli frontmana – wciąż są w doskonałej formie. A przecież grają już prawie ćwierć wieku, bo debiutowali w 1993 roku płytą bez tytułu, za to z hitem „So Young”. Album „Night Thoughts” to solidny zestaw nagrań z ciekawymi melodiami, bogatym instrumentarium i udanymi tekstami. Wszystko tu jest na medal. Od fantastycznego falsetu wokalisty w otwierającym utworze „When You Are Young”, po instrumentalny finał „The Fur and the Feathers”. Takiego grania chciałoby się więcej.
Ogień w tytule krążka zapowiada sporo dynamiki. Rzeczywiście jest obecna, choć – jak na Beth Hart – wcale nie tak często. Album zaczyna się zupełnie nieoczekiwanym utworem „Jazz Man”. Dalej też nie jest typowo dla tej artystki. Zamiast energetycznego rocka dominują spokojniejsze klimaty, a piosenka finałowa jest zupełnie melancholijna. Mocny rockowy riff słychać jedynie w nagraniu „Fat Man”. Świetny album, o ile komuś nie przeszkadza, że Beth Hart złagodniała.
Przeczytaj także