08.08.2012
min czytania
Udostępnij
EMI 2011
„Nasz człowiek w Londynie”, czyli Patrycja Hilton, znana lepiej jako Pati Yang, powoli odchodzi od kojarzonego z jej twórczością trip hopu. Na „Faith, Hope + Fury” z 2009 roku było go mniej niż na „Silent Treatment” z 2005. Na najnowszym krążku nie słychać go już w ogóle. Zamiast wolnych, niepokojących bitów „Wires And Sparks” wypełniają dominujące syntezatory, proste rytmy i przestrzenne wokale. We fragmentach, takich jak singlowy „Near to God”, muzyka przenosi się wprost w rejony elektronicznego popu. Szczęśliwie, elektro-pop w wersji Yang nie jest znanym z komercyjnego radia produktem muzykopodobnym. Wokalistka nie popada w banał ani nie modyfikuje swojego głosu, by brzmieć jak cyborg. Innymi słowy, nawet w takiej formie potrafi poruszać się z pewną klasą! Ale czy ta zmiana stylistyczna to krok w dobrym kierunku? Roman Polański skarżył się kiedyś, że najłatwiejszym sposobem na zwiększenie grona sympatyków jego filmu jest nakręcenie kolejnego. Po premierze nowego obrazu zawsze słyszy: „poprzedni film Polańskiego był lepszy”. Niestety, właśnie takie odczucia mam względem Pati Yang. Może część słuchaczy z zadowoleniem przyjmuje przebieg jej muzycznej drogi. Ja zaliczam się do grona tych, którzy woleli, gdy tworzyła lawirujący w stronę nowoczesnego jazzu trip hop.
Autor: Bartosz Szurik
Źródło: HFiM 2/2012
Przeczytaj także