14.07.2013
min czytania
Udostępnij
EMI 2012
Rytmy zbudowane wokół kwadratowego bitu perkusyjnego, syntezatory, klepane na manierę disco teksty, w których mieszają się polskie i angielskie kwiatki pokroju „kołysz się, bujaj odwłok!”… Już pierwsze dwie piosenki z płyty „Armanda” grupy Łąki Łan mogą spowodować ból głowy. Dalej jest tylko dziwniej. Czeka nas m.in. średnio strawny kawałek „Dziadarap” – coś jakby polska odpowiedź na Barry White’a – czy dubowa piosenka „Jammin”. W samym środku krążka zaś: dwie udane kompozycje. Instrumentalna „Pompeje”, która za sprawą mieszanki fortepianu, psychodelicznej gitary i syntezatorowego brzmienia (a w końcu i tytułu) nie może się nie skojarzyć z Pink Floyd, a zaraz później niezły trip-hopowy „Sundown”. O co chodzi w tej eklektycznej mieszance? Z pewnością o pastisz, parodię, zabawę konwencjami, czy – żeby użyć określenia, na którego dźwięk zwykle zgrzytam zębami – „muzyczny żart”. Niby wszystko jest tu sprawnie skrojone, a aluzje czytelne. Problem w tym, że z samej definicji pastisz głupawej piosenki disco sam staje się głupawą piosenką disco. Pytanie, czy tych potrzeba więcej w kraju, w którego stolicy, w sylwestrową noc, władze organizują wielki koncert disco polo? Może i Łąki Łan sprawnie bawi się kiczem. Sęk w tym, że jest go tyle wkoło, że owa zabawa nie wydaje się szczególnie zabawna.
Autor: Bartosz Szurik
Źródło: HFiM 02/2013
Przeczytaj także