28.09.2014
min czytania
Udostępnij
LooseWire 2014
Don’t Ask Smingus to projekt Szkota, Amerykanina i trzech Polaków, których drogi skrzyżowały się w Krakowie. Jednocześnie to dowód, że międzynarodowa współpracy to nie tylko pusty slogan. Taka kolaboracja w wykonaniu kwintetu zaowocowała krążkiem lekkim, świeżym i niewymuszonym. Trudno wyliczyć wszystkie skojarzenia, które mogą się zrodzić w trakcie słuchania „Landslide”. Np. piosenka „No Tracks” kulminuje się w partii wokalnej, która po prostu musi przywołać na myśl Jima Morrisona. Z kolei „Batman” ma w sobie coś z lekko dziś zapomnianych The Hooters. Podobnych inspiracji w twórczości Don’t Ask Smingus słychać co niemiara. Wpływy klasycznego rocka, grunge’u, folku i bluesa spotykają się tu w melodyjnych kompozycjach, w których nacisk położono na brzmienia akustycznych gitar, uzupełnione wiodącymi partiami instrumentów klawiszowych: organów i elektronicznego pianina. Czasem pojawiają się delikatnie przesterowane gitary elektryczne czy ich partie grane slide’em. Melodiom towarzyszy naprawdę przyzwoity wokal Szkota, Davida Molusa, śpiewającego liryczne teksty. Ot i cała filozofia: nic rewolucyjnego, a jednak skrojonego w jakże urokliwy sposób. Paradoksalnie, w całym tym nagromadzeniu skojarzeń i inspiracji klasykami muzyki pop, na „Landslide” można znaleźć indywidualny styl i tożsamość Don’t Ask Smingus.
Autor: Bartosz Szurik
Źródło: HFiM 03/2014
Przeczytaj także