
20.04.2025
min czytania
Udostępnij
Jak się okazuje, taka kreatywność może dotyczyć także publikacji o muzyce. Ad libitum – to niewyrażone wprost hasło przyświecające serii „Małe monografie” Polskiego Wydawnictwa Muzycznego.
Niewielkiego formatu, objętości do około 200 stron, bez ilustracji, z pozoru skromne książki są świadectwem błyskotliwej kreatywności wydawcy, a dla czytelników stanowią obiekty pasjonującej lektury, inspirację do przemyśleń i punkt wyjścia do łowów dźwiękowych w salach koncertowych i nagraniach.
Lista niemal 30 dotychczasowych pozycji pokazuje, że kolejnością ukazywania się portretów kompozytorów nie rządzą ani chronologia dziejów muzyki, ani ustalone hierarchie dorobku twórców i ich popularności wśród melomanów. Dzięki temu między książkami o Berliozie i Mozarcie znajduje się miejsce dla Telemanna, a obok Chopina staje Maria Szymanowska, która sąsiaduje z Romualdem Twardowskim. Monografie wydawane w niedługim interwale czasowym formują swego rodzaju grupy, a poszukiwanie wspólnych cech i oddziaływań między ich bohaterami stanowi świetne ćwiczenie na podtrzymanie kondycji intelektualnej odbiorców.
Tak właśnie jest w przypadku prezentowanego tu zestawu. Oto w ciągu paru miesięcy na recenzencki warsztat trafiły cztery książki – o Paderewskim, Kisielewskim, Wajnbergu i Góreckim.
Cztery wybitne indywidualności artystyczne są zarazem przedstawicielami-symbolami czterech pokoleń polskich muzyków. Dwaj (Paderewski i Kisielewski) urodzili się jeszcze pod zaborami, pozostali dwaj (Wajnberg, Górecki) przyszli na świat w niepodległej Polsce, lecz generacje, do których należeli, z wyroków historii dzieliły trudny los poprzedników. Mickiewicz w Epilogu „Pana Tadeusza” pisał o nich: „Te pokolenia żałobami czarne, / powietrze tylu klątwami ciężarne, / tam myśl nie śmiała swoich zwrócić lotów / w sferę, okropną nawet ptakom grzmotów”.
Dzieje Polski ostatnich 150 lat można opowiedzieć na przykładzie jednostkowych biografii czterech kompozytorów; z drugiej zaś strony – mając pojęcie o historii Polski – można sobie wyobrazić zarys-idiom biografii artysty muzyka żyjącego w danym okresie.
Ignacy Jan Paderewski (1860-1941) dorastał i dojrzewał jako artysta w czasach Polski rozbiorowej. Po edukacji w warszawskim konserwatorium talent pianistyczny szlifował u sławnego Teodora Leszetyckiego. Wirtuozeria i ekspresja w zachowaniu na estradzie zapewniły mu światową sławę i pieniądze. Zabezpieczył byt sobie i rodzinie i w zasadzie mógłby się oddać swojej drugiej pasji – komponowaniu – ale większą pasją była Polska. Spełniał się (nie szczędząc własnych aktywów) jako emisariusz sprawy niepodległości, a potem polityk w wolnym kraju. Dobrowolnie przyjął i wykonywał rolę lidera, trybuna; przetapiał charyzmę artysty w autorytet społeczny i dyplomatyczną ekwilibrystykę. Zaniedbał sprawy osobiste, a u schyłku życia spędzanego w szwajcarskiej posiadłości czuł, jak otaczają go sępy – fałszywi przyjaciele, czyhający na jego majątek. Tworzona przez niego muzyka weszła do kanonu repertuarowego – pieśni należą do skarbca polskiej liryki wokalnej, podczas gdy utwory symfoniczne często towarzyszą uroczystym oficjalnym okazjom. Paderewski pozostaje wzorcem muzyka zaangażowanego, w najszlachetniejszym tego słowa znaczeniu.
Stefan Kisielewski (1911-1991) wykształcenie muzyczne odebrał w pierwszym dwudziestoleciu Polski niepodległej. Nie pochodził z rodziny o muzycznych tradycjach i początkowo był samoukiem, tak w dziedzinie gry na narysowanej klawiaturze, jak i samej teorii. Z jego ramion jako kompozytora zdjęty został ciężar służby patriotycznej. Wrodzony duch ironii i przekory uwidoczniał się w jego humorystycznych, czasem ekscentrycznych brzmieniowo i strukturalnie kompozycjach. Nie był życiowym abnegatem, lecz na sławie i popularności mu nie zależało. Najwyżej cenił sobie niezależność sądów i „osobne” miejsce na mapie muzyki polskiej. Bez wahania zaniedbywał twórczość muzyczną na rzecz publicystyki, na tym zaś polu dzielił aktywność pomiędzy krytykę muzyczną a pisarstwo społeczne, zwłaszcza błyskotliwe felietony, którymi toczył nieustanną walkę z komunistyczną cenzurą. Był też autorem kilku powieści z kluczem, wydanych pod pseudonimem poza peerelowskim rynkiem księgarskim. Przez pewien czas był także posłem na sejm z ramienia środowisk katolickich. Miał jednak dystans do tej funkcji i trzeźwy osąd własnych możliwości sprawczych. Pod koniec życia z zapałem powrócił do komponowania – na parę dni przed śmiercią wysłuchał transmisji z premierowego wykonania swego „Koncertu fortepianowego”. Dziś pamiętany jest jednak głównie jako orędownik wolnego rynku, śmiało krytykujący niektóre kierunki przemian w Polsce po 1989 roku, a także jako obdarzony wyśmienitym „libertyńskim” piórem publicysta.
Mieczysław Wajnberg (1918-1996) należał do pokolenia Kolumbów – młodzieży urodzonej i wykształconej w niepodległej Polsce, która w dorosłość wchodziła w czasie II wojny światowej. Od najmłodszych lat wprowadzany przez ojca w tajniki zawodu instrumentalisty, aranżera i dyrygenta, odebrał regularną edukację w konserwatorium warszawskim i jesienią 1939 roku, na zaproszenie słynnego wirtuoza Józefa Hofmanna, miał wyjechać na studia pianistyczne do Filadelfii. Ale wielka historia znów pokrzyżowała plany całej generacji. We wrześniu 1939 Wajnberg uciekł przed inwazją niemiecką na Wschód – to ocaliło życie żydowskiemu chłopcu (reszta rodziny zginęła w obozach śmierci). Przedostał się do Białoruskiej Republiki Sowieckiej. Skończył studia kompozytorskie w Mińsku. Niebawem przeniósł się do Moskwy i tam mieszkał do końca życia. Był zafascynowany twórczością Szostakowicza, a słynny kompozytor obdarzył młodszego kolegę dozgonną przyjaźnią; mieszkali w jednej kamienicy.
Wajnberg starał się unikać polityki, a mimo to został na kilka tygodni aresztowany przez władze stalinowskie – prawdopodobnie dlatego, że jego żona byłą córką aktora i działacza żydowskiego Michoelsa, którego międzynarodowy autorytet był solą w oku sowieckiego dyktatora. Jako człowiek skromny i chorowity, poświęcił się wyłącznie komponowaniu; nie udzielał się jako wykładowca czy aktywista środowiska muzycznego. Nigdy nie krył polskich korzeni. Utrzymywał kontakt z polskimi kompozytorami. Przyjechał na jeden z festiwali „Warszawska Jesień”, lecz jego atencja dla kultury ojczystej przejawiała się przede wszystkim w inspiracjach literackich. Pisał pieśni do wierszy polskich poetów. Stworzył też wstrząsającą operę „Pasażerka” do libretta według powieści Zofii Posmysz.
Po śmierci Wajnberga na Zachodzie zaczęły się ukazywać edycje archiwalnych nagrań jego muzyki i dziś jest uważany za najczęściej wykonywanego na świecie kompozytora polskiego. Z pokoleniem Kolumbów łączy go niezłomna postawa – dążenie do przetrwania, lecz nie za cenę artystycznych i moralnych kompromisów.
Henryk Mikołaj Górecki (1933-2010) kształcił się muzycznie w Polsce powojennej, w latach stalinowskiej izolacji od sztuki zachodniej i piętnowania „formalizmu”, czyli wszelkiego warsztatowego indywidualizmu, który nie służył prostemu narodowo-komunistycznemu przesłaniu.
Pokolenie Góreckiego (należy tu również Penderecki, urodzony w tym samym roku) miało jednak to szczęście, że socrealistyczne okowy pękły wraz z wejściem tej generacji kompozytorów w życie zawodowe. Śmiałość i otwartość młodych muzyków w pełni skorzystały z odwilżowej atmosfery. Później peerelowskie władze zorientowały się, że muzyka poważna – dziedzina sztuki dość elitarna i semantycznie słabo związana z zagadnieniami społeczno-politycznymi – może być listkiem figowym, wizytówką progresywizmu reżimu komunistycznego, a jej promocja – sposobem udobruchania środowiska muzycznego. Strategia okazała się skuteczna i w sumie pożyteczna dla kultury. Kompozytorzy wyjeżdżali na stypendia zagraniczne. Dostawali lukratywne zamówienia od instytucji kulturalnych, nagrywano ich utwory. Górecki, z natury człowiek słabego zdrowia i introwertyk, nie gonił za zaszczytami. Cenił sobie spokój i kontakt z przyrodą. Nie unikał przy tym obowiązków społecznych – był wykładowcą i rektorem katowickiego konserwatorium, jednak przede wszystkim – kompozytorem, który osiągnięcia światowej awangardy (jak minimalizm) wykorzystywał jako narzędzia refleksji nad wiarą (psalm dedykowany Janowi Pawłowi II), tożsamością kulturową (inspiracje folklorem), filozofią nauki (symfonia poświęcona Kopernikowi) czy sposobami opłakiwania straty (III symfonia, która uczyniła z Góreckiego światową gwiazdę). Dzięki Góreckiemu i muzykom z jego pokolenia mogliśmy przynależeć do wspólnoty melomanów bez granic na kilka dekad sprzed wstąpieniem do Unii Europejskiej.
Cztery pokolenia, czterech bohaterów o wyrazistych osobowościach – a zatem cztery różne książki. Bowiem pozycje z serii „Małe monografie” mają ujednolicony układ treści i szatę typograficzną, lecz zawartość i sposób podejścia do tematu zależą od autora.
Ogrom faktów i dostępnej dokumentacji dotyczącej Paderewskiego sprawił, że Magdalena Majewska, autorka jego monografii, ograniczyła swoją rolę do selekcji, kondensacji i przejrzystej prezentacji materiału. Postawiła na żywą narrację – przeważają cytaty z listów i wspomnień samego Paderewskiego oraz osób, które się z nim zetknęły. Świetnie dobrane anegdoty dopełniają koloryt obyczajowy.
Małgorzata Gąsiorowska w roku 2011 wydała obszerną muzykologiczną książkę o życiu i twórczości Kisielewskiego. Przystępując do pisania „małej” monografii, postanowiła skupić się na ożywieniu postaci, na przybliżeniu jej zwłaszcza młodszym czytelnikom, którym słynny ongiś pseudonim „Kisiel” niewiele mówi. Gąsiorowska umieszcza zatem swojego bohatera na tle historycznym, z naciskiem na komponent obyczajowy i pokazuje Kisiela jako gracza z władzą, „Stańczyka PRL-u”, w którego prowokacjach artystycznych pobrzmiewała nuta tragicznej bezsilności.
Pierwszą polską publikację książkową o Wajnbergu przygotowała Danuta Gwizdalanka. Jej zamiarem było przedstawienie maksimum informacji o twórcy do niedawna w ogóle nieznanym rodzimym melomanom. Tło historyczne i charakterystyka sowieckiego środowiska muzycznego (ze szczególnym uwzględnieniem osoby Szostakowicza) były tutaj niezbędne.
O Góreckim opowiada muzykologiczna monografia Adriana Thomasa (dostępna także po polsku). Można także sięgnąć po zbiór wywiadów z rodziną i przyjaciółmi kompozytora „Górecki. Portret w pamięci”, opracowany przez Beatę Bolesławską-Lewandowską. I właśnie ta ostatnia została autorką książki „Górecki” z serii „Małe monografie”. Postawiła na wielowymiarowość portretu, na pokazanie człowieka i artysty, którego droga życiowa sama w sobie jest piękna, pełna pasjonujących spotkań, jasna, niezależnie od bólu i cierpienia, które także ma towarzyszyły.
Książkowy kwartet ad libitum, lecz perfekcyjnie zgrany.
Magdalena Majewska
Paderewski
Polskie Wydawnictwo Muzyczne, Kraków 2024
232 strony
Małgorzata Gąsiorowska
Kisielewski
Polskie Wydawnictwo Muzyczne, Kraków 2024
156 stron
Danuta Gwizdalanka
Wajnberg
Polskie Wydawnictwo Muzyczne, Kraków 2024
190 stron
Beata Bolesławska-Lewandowska
Górecki
Polskie Wydawnictwo Muzyczne, Kraków 2023
194 strony
Hanna Milewska
Hi-Fi i Muzyka 02/2025
Przeczytaj także