02.09.2012
min czytania
Udostępnij
Fragments from Kanon Pokajanen Los Angeles Philharmonic/Esa-Pekka Salonen Estonian Philharmonic Chamber Choir/Tõnu Kaljuste ECM 2010 Dystrybucja: Universal Music Polska
Los Angeles znaczy: Miasto Aniołów. Kiedy Arvo Pärt przyjął zamówienie na utwór od tamtejszego Towarzystwa Filharmonicznego, pomyślał o napisaniu „Kanonu Anioła Stróża” jako dopełnienia swojego wcześniejszego „Kanonu Pokajanen”. Zdaniem Pärta, oba dzieła tworzą ideową jedność. I tak w roku 2008 powstała IV symfonia. Pärt, programowo stroniący od świata polityki, dedykował ją… Michaiłowi Chodorkowskiemu, rosyjskiemu biznesmenowi, który popadłszy w niełaskę u Putina, wylądował w kolonii karnej. Estoński kompozytor wyjaśnia, że wyraził hołd dla „wielkiej siły ludzkiego ducha i ludzkiej godności”. Cóż, zajmijmy się nie dedykacją, lecz muzyką. IV symfonia jest jak rzeka czasu. Płynie spokojnie, jednostajnie, gdzieniegdzie tylko burzy się lub rozlewa. Muzyczny nurt wyznaczają długie, elegijne frazy smyczków (w subtelnej interpretacji orkiestry z LA). Miejscami odzywają się harfy, kotły lub dzwonki. Muzyka stopniowo wyłania się z ciszy, a w finale gaśnie. Przeważa dynamika piano i mezzopiano, tak więc każde crescendo i wyraźne wkroczenie któregoś z instrumentów musi robić wrażenie. Struktura utworu opiera się na powtarzalności odcinków melodii i rytmu i z tego punktu słyszenia Pärt zbliża się do minimal music. IV symfonia nie zawiera składnika wokalnego. W porównaniu z najsłynniejszymi dziełami Estończyka wydaje się pozbawiona mistycznej aury i w sumie – niezbyt ciekawa. Zawód.
Autor: Hanna i Andrzej Milewscy
Źródło: HFiM 12/2010
Przeczytaj także