02.09.2012
min czytania
Udostępnij
Karolina Balińska (flet), Ewa Liebchen (flet) Dux 2010
Dwie młode flecistki, rówieśnice, koleżanki z klasy w akademii muzycznej, nie tylko uprawiają muzykę, lecz także mają o niej dużo ciekawego do powiedzenia. Są wrażliwe nie tylko na dźwięk, lecz także na jego kontekst kulturowy, a o nietuzinkowości ich osobowości świadczy też gust poetycki i plastyczny (piękna książeczka). Pomysłem Karoliny Balińskiej i Ewy Liebchen na karierę zawodową jest gra w duecie (również bez towarzyszenia innych instrumentów) i specjalizacja w muzyce współczesnej. Ambitny, sensowny projekt, którego pierwszym owocem jest album „Flute o’clock”. Wbrew tytułowi, dobór utworów nie przypomina ambientu popołudniowej herbatki w domowym ciepełku. Ta muzyka od wykonawców wymaga sprawności technicznej i subtelności, a od słuchaczy – cierpliwości i wyobraźni. Mocny początek attacca („Dialodia” Bruna Maderny) przechodzi w rozmowę dwóch wiatrów, jak u Tuwima (sonata Edisona Denisowa), a potem na prawie pół godziny zanurzamy się w klimatach japońskich. W „Maskach” Toru Takemitsu flety są parą aktorów teatru nō, dialogującą w autonomicznej czasoprzestrzeni. W „Synchronie” Yoshihisy Taïry flecistki nadążają za pomysłowością kompozytora w zakresie artykulacji – muszą m.in. świszczeć jak astmatyk w tunelu, a na końcu wydawać okrzyki godne karateków. W „Tierra… tierra…” Diega Luzuriagi używają różnych rodzajów fletów, aby ewokować surowy andyjski krajobraz. Ta płyta to wielka przygoda dla melomanów lubiących eksplorować nowe obszary.
Autor: Hanna Milewska
Źródło: HFiM 12/2010
Przeczytaj także