12.06.2019
min czytania
Udostępnij
Wojtek Justyna/Planet Ezy Street 2018
Sprawny skład i dobry materiał – zagraniczni muzycy, wkładka po angielsku i miks z Nowego Jorku. To oznacza, że płyta celuje bardziej w świat niż w polski rynek. Czy jest światowo? Byłbym pięciogwiazdkowym malkontentem, gdybym napisał, że nie jest. Czy jest to poziom wykraczający poza ramy przyzwoitego jazz-world-rock-funku? Byłbym niesłyszącym lizusem, gdybym uznał, że tak. Wojtek Justyna to polski gitarzysta od lat mieszkający w Holandii. Ale z Polską nadal związany, skoro nagrywa u nas i wysyła płyty do na wskroś polskiej „Hi-Fi i Muzyki”. Słucha się tego bardzo przyjemnie. Subtelne inspiracje np. Johnem Scofieldem przeplatają się z osobistymi jazdami i urokliwymi, acz zachowawczymi improwizacjami. Na przyszłość zwróciłbym uwagę na dwie rzeczy. Nie projektowałbym okładki, która wygląda jak reklamówka domyślnej firmy Polfarbex, produkującej materiały wykończeniowe. Szczególnie że aż trzy osoby podpisują się pod koncepcją graficzną! Mogłyby się choć trochę wysilić. Drugą sprawą jest melodia. Trochę jej tu brakuje. Jeśli już umiemy tak dobrze grać i mamy ucho do odpowiedniego brzmienia – spróbujmy trochę pokombinować. Postawmy na rzeczy ładne, by dotrzeć do ludzi choć w stopniu symbolicznym.
Michał Dziadosz
Źródło: HFiM 02/2019
Przeczytaj także