25.08.2012
min czytania
Udostępnij
Blue Note 2010
Słysząc pod koniec chopinowskiego roku frazę „Chopin na jazzowo”, mam ochotę uciec w Bieszczady, okopać się i zaminować dojazd. Tyle ostatnio powstało nikomu niepotrzebnych przeróbek dzieł Wielkiego Fryderyka, że on sam zapewne przewraca się w grobie. A jeśli ma jeszcze możliwość myślenia, to zapewne pluje sobie w brodę, że nie poświęcił życia np. zabawianiu pięknych dam w arystokratycznych salonach. Z czasem wypracowałem sobie chyba jedyne rozsądne podejście do tego typu muzyki. Otóż zamiast dochodzić, po co dany artysta sięgnął po utwory Chopina (prócz honorarium, rzecz jasna) i do jakiego stopnia je zmasakrował, po prostu oceniam, czy to „się słucha”. Patrząc od tej strony, album wypada nieźle. Jeśli się nie zastanawiać, dlaczego i po co zatrudniono jazzowy kwintet (z gościnnym udziałem francuskiego wokalisty Marca Thomasa) i orkiestrę symfoniczną do interpretacji m.in. „Scherza h-moll” op. 20 czy „Etiudy es-moll” op. 10 nr 6, to nie sposób odmówić tej muzyce rozmachu, bogactwa aranżacyjnego i elokwencji improwizacyjnej. Nie zabrakło także prawdziwie jazzowego, swingującego grania, jak choćby w „Preludium e-moll” op. 28 nr 4. Brzmi to dobrze, a czy te opracowania sprowadzą Fryderyka pod strzechy? Czy tematy Chopina wynoszą ten projekt na wyższy poziom niż podobne interpretacje np. jazzowych standardów? Odpowiedź pozostawiam Państwu.
Autor: Marek Romański
Źródło: HFiM 01/2011
Przeczytaj także