25.09.2012
min czytania
Udostępnij
ACT 2009 Dystrybucja: GiGi
Niemiecki pianista Michael Wollny ma głowę pełną pomysłów. Nie wszystkie przynoszą równie dobre efekty, ale przecież każdy artysta ma prawo poszukiwać nowych dróg. „Wunderkammer” nie jest złą płytą. Wielokrotnie gościła w moim odtwarzaczu. I to bynajmniej nie tylko z powodu recenzenckiej rzetelności. Po prostu – fragmentami to piękna muzyka. Skąd jednak wątpliwości i dlaczego tylko trzy gwiazdki? Nowy album Niemca to spotkanie z izraelską klawesynistką (grającą także na czeleście), specjalizującą się w repertuarze barokowym. Sam Wollny obsługuje tu, prócz fortepianu, także czelestę, klawesyn, harmonium i piano Fendera. Na płycie dominuje nastrój niesamowitości, to po trosze wspomnienie minionego dzieciństwa, a po trosze wywoływanie duchów przeszłości. I wszystko byłoby dobrze, gdyby nie momentami dość naiwne, repetytywne środki, jakich do tego użyto. Odnoszę wrażenie, jakby dwoje młodych ludzi po prostu bawiło się dźwiękami. Są tu jednak również fragmenty o nieodpartym wdzięku, świadczące o talencie ich twórców. Czasem naprawdę udaje się Wollny’emu i Halperin uzyskać nastrój arkadyjskiego szczęścia, jakie przypisujemy wspomnieniom niewinnego dzieciństwa. Wtedy muzyczna naiwność staje się wartością samą w sobie, bo przecież dzieciństwo bez naiwności nie miałoby uroku.
Autor: Marek Romański
Źródło: HFiM 11/2009
Przeczytaj także