19.08.2012
min czytania
Udostępnij
2011 Black Wine Records Dystrybucja: Fonografika
Jeśli ktoś nie wie, kim jest Maciej Grzywacz, to warto szybciutko zaległość nadrobić i udać się na stronę internetową artysty. Poczytać, posłuchać, a następnie posypać głowę popiołem, obiecując poprawę. Później polecam dreszczyk emocji, odrobinę ryzyka i zakup płyty. Najlepiej od razu najnowszej, zatytułowanej „Black Wine”. Na zachętę podpowiem, że Maciej to muzyk gruntownie wykształcony, legitymujący się dyplomami nie tylko polskich i nie tylko jazzowych uczelni. Do tej pory nagrał już kilka albumów. „Black Wine” powstał we współpracy z sekcją rytmiczną, z którą chyba nie sposób nagrać słabej płyty. Są to: Yasushi Nakamura na kontrabasie (ex Benny Golson czy Wynton Marsalis) i Clarence Penn na perkusji. Gdyby chcieć wymienić tylko najważniejszych muzyków, z którymi współpracował, zabrakłoby miejsca na dalszą część tekstu. Nie ma co ukrywać, płyta podoba mi się bardzo; może nawet bardziej niż bardzo. Jest wybornie skomponowana i mistrzowsko zagrana. Zawiera też kilka tematów, które zapadają w pamięć, by wspomnieć choćby gitarowy „Brothers” czy tytułowy „Black Wine” (nie tylko dlatego, że rozgrywa się w dziwnym nieparzystym metrum). Objętość recenzji jest ograniczona, więc skwituję lapidarnie: prawdziwie światowe granie!
Autor: Maciej Karłowski
Źródło: HFiM 06/2011
Przeczytaj także