22.08.2012
min czytania
Udostępnij
2011 Concord Dystrybucja: Universal
Kurt Elling, wiadomo, najlepszy wokalista jazzowy na świecie. No, może poza Markiem Murphym, ale obu dżentelmenów łączy więź uczeń-mistrz. Kiedy więc najlepszy śpiewak jazzowy nagrywa płytę, to musi być dobra albo bardzo dobra. Z Ellingiem jest najczęściej bardzo dobra i „The Gate” zostanie pewnie uznana za jedną z najlepszych wokalnych płyt tego roku. Przyniesie też wokaliście kolejne tytuły, od zwycięstw w ankietach „Down Beatu” po Grammy. Dysponujący czterooktawowym głosem amerykański baryton jest skazany na sukces. Album tworzy dziewięć utworów. Dobór standardów, jak zwykle, zaskakuje, bo oprócz Davisowskiego „Blue in Green” z „Kind Of Blue” mamy utwór „Hee Haw Samurai” pióra Marka Johnsona oraz cover King Crimson z płyty „Discipline” – „Matte Kudasai”. O technice, artykulacji, frazowaniu, timingu i rozumieniu niuansów jazzowej estetyki pisać nie ma po co, bo przecież z tych atutów Elling słynie. Właściwie to w ogóle nie ma po co o tej płycie pisać, ponieważ, podobnie jak poprzedniczki, jest najzwyczajniej bardzo dobra, jeśli nie wybitna. Dobór przymiotników zależy wyłącznie od tego, kto jak bardzo jest zafascynowany talentem Amerykanina i jak wielką przejawia skłonność do gloryfikowania jego dokonań. Biegnijmy więc pędem do sklepu i słuchajmy, ile się da!
Autor: Maciej Karłowski
Źródło: HFiM 04/2011
Przeczytaj także