Same nowości – jesień/zima 2024, część 3

12.03.2025

min czytania

Udostępnij

Same nowości – jesień/zima 2024, część 3

Czy nam się to podoba, czy nie, nadchodzi kolejna zima. Przedstawione dziś płyty ukazały się całkiem niedawno, ale nie zmieściły się wcześniej do cyklu wydawniczego. Warto jednak o nich poczytać, a po niektóre sięgnąć, do czego zachęcamy.

Elektronika i okolice
Nun Electro
Poison

Same nowości – jesień/zima 2024, część 3

Nun Electro proponuje erudycyjną formułę electropopu. Erudycyjną dlatego, że pełną świadomych nawiązań do przeszłości. Co bardziej zorientowani słuchacze wyłowią klasyczne elementy spod znaku m.in. Human League, Depeche Mode, Kraftwerk, a nawet Visage. Co ciekawe, połączenia z mrokami epok minionych odbywają się na różnych płaszczyznach. Czasem jest to motyw będący niemal dosłownym cytatem; innym razem zaś odwołanie do modnej na początku lat 80. XX wieku francuszczyzny.
Na „Poison” znajdziemy autorskie kompozycje tandemu Olav Sharx – Inga Habiba, które zgrabnie i odważnie czerpią z elektroniczno-gotycko-popowego dziedzictwa. Nie jest to album dla wszystkich, ale fanom tego typu estetyki prawdopodobnie się spodoba.
Sam zwróciłem uwagę na staranne aranżacje, dobór instrumentów i wieloplanowe pasma oraz głos Ingi, który znam od dawna, choćby z zespołu Lorien. Natomiast wolę go, kiedy śpiewa normalnie, w przyzwoitej średnicy. Nie wiem, czy uzna to za komplement, ale barwowo i dykcyjnie przypomina wówczas Zdzisławę Sośnicką. Wokalizy i wysokie rejestry nie mają już tak pewnego oparcia, choć teoretycznie właśnie z nimi wielu odbiorcom Inga się kojarzy.
W tym wydawnictwie przeszkadzają mi dwie kwestie. Po pierwsze: nie lubię płyt z mieszanymi tekstami; wolałbym albo w 100% po polsku, albo w 100% po angielsku. Po drugie: skróciłbym całość o jakieś 20%. Większość kompozycji jest bowiem melodyjna, silna konceptualnie, momentami nawet porywająca, ale tak ze dwa utwory mniej uczyniłyby album lepszym. Zdaję sobie sprawę, że artyści często chcą się pokazać z wielu stron, ale dla dobra dzieła warto czasem pomyśleć o zwięzłości.

Różne oblicza rocka
Rainy Day
III

Same nowości – jesień/zima 2024, część 3

Rainy Day proponuje słuchaczom prosty, melodyjny rock w wydaniu współczesnym, choć niepozbawionym nawiązań do przeszłości. Albo inaczej – produkcja nie jest archaiczna, ale koncepcja muzyczna już tak.
Zdaję sobie jednak sprawę, że to świadome nawiązanie do tradycji. Dostajemy bowiem trochę postrocka, trochę grunge’u, a przede wszystkim – sporo crunchowo-radiowego grania spod znaku melodyjnych hitów z czasów, gdy tego typu muzyka pojawiała się jeszcze w mainstreamie. „III” to połączenie wspomnianych stylistyk oraz czegoś na pograniczu Chłopców z Placu Broni, Emigrantów z epoki Kukiza i Iry z połowy lat 90. Bezpośrednim odwołaniem do tamtej epoki jest cover piosenki „Kocham cię jak Irlandię” grupy Kobranocka. Można się śmiać z wtórności, ale ja się nie śmieję. Rainy Day są na tyle szczerzy i bezpośredni w tym, co robią, że nie roszczę sobie prawa do podważania ich intencji.
Nie jest to płyta dla wszystkich, ale słuchacze, których późnolicealna lub wczesnoakademicka młodość przypadła na lata 1989-1994, mogą te dźwięki polubić. Sam byłem wtedy zbyt młody na festiwale, listy miłosne stemplowane tanim winem i wstręt do yuppies, ale umiem się wczuć w tamten klimat. Dlatego ode mnie wielki plus za brak kompleksów i lekkość w komponowaniu melodii, które już kiedyś zostały skomponowane.
Plusem dodatnim jest również konsekwencja językowa. Niemal wszystkie piosenki zostały zaśpiewane po polsku. Niemal, ponieważ jeden utwór w języku Szekspira śpiewa gościnnie Amerykanin Mike Protich z zespołu The Violent. I o ile zwykle czepiam się płyt pomieszanych lingwistycznie, o tyle w tym przypadku native ratuje temat.

Wake Up Giant
ZOMBI (czyli jak żyć offline?)
Same nowości – jesień/zima 2024, część 3

Wake Up Giant proponuje nowoczesne granie, choć pisząc: „nowoczesne”, nie mam na myśli niczego szczególnie odkrywczego. Na „ZOMBI (czyli jak żyć offline?)” nie dzieje się nic, co by się nie wydarzyło w muzyce przed rokiem 2005. Niemniej jeżeli należycie do fanów rocka preferujących jego najpóźniejsze znane nam fale, to ta produkcja może Wam się spodobać.
Gitary nie są przesadnie ostre, sekcja zna swoją rolę, a wokalista operuje dobrym rockowym środkiem. Jest też trochę produkcyjnych bajerów w postaci instrumentów klawiszowych, zabaw przesterami i sprzężeniem zwrotnym. Wielki plus za naprawdę konkretną energię, którą udało się wzniecić w skromnym, trzyosobowym składzie: Paul (wokale, gitary, klawisze), Paweł „Czipis” Grudniak (bas), Marcin „Baňan” Banasiak (perkusja). Muzyka to coś z kręgu The Killers, 30 Seconds To Mars, My Chemical Romance, a momentami nawet Muse. Jest też trochę grunge’u. Wiadomo, polski rockman z grunge’u wyjdzie, ale grunge z polskiego rockmana nigdy. Ale spokojnie, gatunek objawia się głównie w formie arabeskowych ornamentów i niektórych harmonii. Można go więc uznać za postgrunge. Poza tym, nikt tu nie śpiewa sztucznym głosem Piotra Kupichy ani nie ogrywa ciągle tych samych patentów.
Wake Up Giant mogę zaklasyfikować jako projekt ambitny i obiecujący. Mam jednak nadzieję na rozwój i coś więcej na kolejnych albumach.

 

Stefski & Hutch
Selling Lies
Same nowości – jesień/zima 2024, część 3

 

Kolejna rockowa propozycja to duet o dowcipnej nazwie Stefski & Hutch, nawiązującej do słynnego amerykańskiego serialu policyjnego z lat 70. XX wieku. Podstawowy skład tworzą: Stephane „Stefski” Włodarczyk, w roli głównego wokalisty i gitarzysty oraz Tomek „Hutch” Bogacki, który odpowiada za gitary, basy i dodatkowe wokale. Towarzyszą im perkusiści – Maciej Duszak i Piotr Jabłoński – oraz wokaliści: Piotr Szwajgier, Grzegorz Gutkowski i Antoni Bogacki.
Ekipa gra i śpiewa sprawnie, trochę nie oglądając się ani na przeszłość, ani na przyszłość. To po prostu taki szczery, alternatywny środek, bez nadmiernego analizowania, co się komu spodoba i czy w ogóle się spodoba. Z drugiej strony, fani tego rodzaju twórczości znajdą w niej sporo różnorodnych wątków dla siebie. Styl duetu wydaje się bowiem ujednolicony i zdefiniowany, ale niepozbawiony nawiązań do odmiennych momentów w historii rocka. Czasy nastały takie, że gitarowa muzyka zeszła do undergroundu, czyli wróciła tam, gdzie jej prawdziwe miejsce.
Męczy Was taka sytuacja? Trzeba albo przeczekać, albo zwyczajnie robić swoje. Stefski & Hutch wybierają drugą opcję, a przy okazji dobrze się bawią. Czego życzę nie tylko muzykom, ale również słuchaczom.

 

Xo.en
Dalej…
Same nowości – jesień/zima 2024, część 3

Na zakończenie sekcji rockowej propozycja, która bardzo mnie zaskoczyła. Albo inaczej: żałuję, że „Dalej…” trafiło do mnie dopiero teraz, a nie w latach 90. XX wieku. Oczywiście nie było to możliwe, ponieważ zostało wydane w roku 2024, ale dlaczego żałuję?
W przywołanych latach dziewięćdziesiątych byłem oddanym fanem holenderskiego zespołu The Gathering, szczególnie ich albumów „Mandylion” (1995) i „Nightime Birds” (1997). Strasznie się zniesmaczyłem, gdy na kolejnych płytach grupa poszła w zupełnie inną stronę; nie potrafiłem zaakceptować faktu, że postęp był wpisany w jej DNA. Xo.en gra podobnie jak tamta ekipa na wymienionych albumach.
„Dalej…” to nawiązanie do gotyckiego rock-metalu ostatniej dekady minionego stulecia. Czy zatem dobrze, że taka płyta powstała dzisiaj? Dla mnie dobrze. Miło wrócić do tej estetyki i posłuchać jej po polsku. Poza tym te dźwięki perfekcyjnie się zgrały z melancholią kończącej się jesieni, która sama w sobie stanowi dołujące tło.
Żeby jednak nie było za słodko, powiem, że wokalistka Agata Pawłowicz nie do końca mi odpowiada. Nie zawsze śpiewa w swoich rejestrach – o wiele lepiej wychodzi jej góra niż dół. Poza tym momentami posługuje się przesadnym wibratem, które niekiedy przybiera wręcz karykaturalną postać. Mój nauczyciel od kształcenia słuchu śmiał się z pewnego rudego polskiego wokalisty, że jako jeden z niewielu potrafi śpiewać w dwóch oktawach jednocześnie. Tutaj odnoszę podobne wrażenie, ale – na szczęście – nie utrzymuje się ono przez cały album. Poza tym płyta jest melodyjna, liryczna i staranna, a z wyższymi i dodatkowymi głosami oraz tekstami Agata radzi sobie znakomicie.
Na pewno nie jest to propozycja dla wszystkich, ale fani klimatycznego grania spod znaku Tiamat (po zmianie stylu), The Gathering (również po zmianie stylu) czy nawet Nightwish powinni się przekonać, czy aby nie będzie im z tą muzyką po drodze.
Dla młodszych czytelników krótka karta historyczna. W latach 90. XX wieku wiele metalowych zespołów radykalnie zmieniło kierunek, rezygnując z potęgi brzmienia na rzecz łagodniejszych wokali, eksperymentów z syntezatorami i samplerami. Dotyczyło to sporej liczby składów, ale najbardziej dotkliwa (albo przełomowa) zmiana stylu okazała się dla fanów wyżej wymienionych ekip oraz Paradise Lost, Lake Of Tears, Katatonii, My Dying Bride czy Anathemy. W nowej odsłonie formacjom tym nie brakowało czadu, ale metalowym ortodoksom trudno było ją zaakceptować. W przypadku The Gathering sprawa okazała się jeszcze bardziej skomplikowana, gdyż ich styl ewoluował kilka razy. Zaczynali od łomotu i growlu, następnie grali w stylu, jaki proponuje dziś Xo.en, a pod koniec ery ich najważniejszej wokalistki – Anneke Van Giersbergen – totalnie odlecieli w jakieś trip hopy i ambienty.

 

Inne brzmienia
Anna Maria Adamiak
Hanka Ordonówna. Piosenki żołnierskie
Same nowości – jesień/zima 2024, część 3

Anna Maria Adamiak jest miłośniczką i propagatorką dwudziestolecia międzywojennego. Jako artystka operująca głosem nawet podobnym do Hanki Ordonówny, postanowiła upamiętnić tę postać poprzez reinterpretację jej piosenek o charakterze tyrtejskim.
Dokonała tego bezpretensjonalnie i prosto, przy udziale akompaniujących jej: Roberta Kulasa (fortepian), Przemysława Skałuby (klarnet, saksofon) i Roberta Kuśmierskiego (akordeon). Za nagranie, miks i mastering odpowiada Maciej Barański.
Rozpatrywanie tego albumu od strony melomańskiej lub audiofilskiej nie ma sensu. Stanowi on bowiem upamiętnienie określonego okresu i estetyki, jak również samej Hanki Ordonówny. W czasach, w których skończyła się era pozornego pokoju w naszych stronach, tego typu hołdy dla przeszłości stają się bardzo ważne. Natomiast ocenę strony artystycznej, muzycznej i odsłuchowej pozostawiam Wam.

 

Artur Gotz
Litania piwnic 1944
Same nowości – jesień/zima 2024, część 3

Album oparto na dobrze znanej formule, przedstawiającej współczesne spojrzenie na Powstanie Warszawskie. Odkąd zrodził się nowy kult tego historycznego wydarzenia, podobnych wydawnictw ukazało się wiele. Właściwie to co roku w okolicach lipca zaczyna się promocja jakiegoś nowego materiału, który swą premierę będzie miał 1 sierpnia lub chwilę przed. To już taka tradycja. Trzeba albo napisać swoje teksty na temat, albo sięgnąć do twórczości wielkich poetów z czasów wojny. Z warstwą muzyczną jest podobnie. Albo stare piosenki, albo nowe kompozycje, albo mieszanie jednego z drugim. Osobiście mam awersję do tego typu wydawnictw. A jeśli na dodatek są dotowane, to moje wątpliwości sięgają zenitu. Nie mam problemu z Powstaniem Warszawskim i zawsze oddaję symboliczny hołd bohaterom. Drażni mnie natomiast koniunkturalizm towarzyszący takim rocznicom.
Do „Litanii piwnic 1944” nie potrafię jednak podejść z podobną rezerwą. Jest w niej coś konsekwentnego, co chroni ją przed posądzeniem, że została zrealizowana na siłę. Postacią centralną i inicjatorem przedsięwzięcia jest Artur Gotz – aktor i wokalista. Od strony lirycznej najciekawszym pomysłem wydaje się mieszanie punktów widzenia takich poetów, jak Krzysztof Kamil Baczyński, Miron Białoszewski, Czesław Miłosz, Tadeusz Borowski czy Tadeusz Gajcy. Patrzyli na wojnę z różnych poetyckich perspektyw, nie tylko od strony warsztatowej.
Pod względem muzycznym utwory również mają wielu autorów i zróżnicowany klimat. Część melodii napisał Artur Gotz, część to kompozycje m.in. Zygmunta Koniecznego i Mateusza Pospieszalskiego. Pojawiają się również niespodzianki, o których teraz specjalnie nie napiszę.
Ogólnie to bardzo ciekawa płyta, na kupno której nie trzeba czekać do sierpnia przyszłego roku.

 

Stacja Folk
W drogę ruszam i…
Same nowości – jesień/zima 2024, część 3

Stacja Folk to sympatycznie wyglądający i równie sympatycznie brzmiący kwartet, który tworzą: Karolina Jastrzębska (dziś Karolina Bułas: wokal, mandolina), Michalina Putek (skrzypce, chórki), Rafał Wiercioch (gitara akustyczna) i Michał Zuń (kontrabas). Proponują muzykę wywodzącą się z folku, która w lwiej części aranżacji mocno o folk zahacza. Odnoszę jednak wrażenie, że wybrany kierunek nie stanowi celu samego w sobie, a jest jedynie pomysłem na wyróżnienie się w dość gęstym tłumie artystów uprawiających piosenkę autorską. Nie jest to jednak zabieg wyrachowany ani sztuczny; wyraźnie słychać, że wybrana stylistyka jest ich środowiskiem naturalnym. To wszystko, w połączeniu z komunikatywnymi tekstami, czyni całość świeżą i bezpretensjonalną. Nie dostajemy kolejnej „folkowej płyty”, nagranej przez towarzystwo wzajemnej adoracji, które lubi się spotykać po pracy i sobie pobrzdąkać. To profesjonalny i ciekawy pomysł na siebie, zrealizowany lekko i bez nudów.
Uwagę zwraca także bardzo staranna realizacja. Tak skromny, kameralny skład pozornie nagrać jest łatwo. Przypomnę jednak, że mamy do czynienia wyłącznie z instrumentami akustycznymi, a z nimi już sprawa nie jest taka prosta. A jednak się udało! Choć folku nie słucham od dawna, z „W drogę ruszam i…” zapoznałem się z przyjemnością. Tylko jedna uwaga: na przyszłość poproszę o książeczkę z szerszym opisem i tekstami. Jako użytkownik fizycznych nośników poczułem się lekko niedopieszczony.

 

Michał Dziadosz
Hi-Fi i Muzyka 12/2024

 

Przeczytaj także

Peter Frampton – wśród najlepszych

27.02.2025

Muzyka

Wydarzenia

Peter Frampton – wśród najlepszych

Kasia Nova Kochać Wydanie własne/e-muzyka 2024

20.02.2025

Muzyka

Winyl

Kasia Nova – Kochać

Charles Mingus – jazz z dynastii Ming

20.02.2025

Muzyka

Sylwetki / monografie

Charles Mingus – jazz z dynastii Ming

Marcin Wargocki Droga

10.02.2025

Muzyka

Winyl

Marcin Wargocki – Droga

Nowości płytowe – jesień 2024, cz. 2

10.02.2025

Muzyka

Fonografia

Nowości płytowe – jesień 2024, cz. 2

The Cure wracają do studia

01.02.2025

Muzyka

Wydarzenia

The Cure wracają do studia

Ukryte pod „Czarną maską”

23.01.2025

Muzyka

Wydarzenia

Ukryte pod „Czarną maską”

18.01.2025

Muzyka

Fonografia

Nowości płytowe – jesień 2024, cz. 1