Prawie same nowości – wiosna 2024, cz. 2

12.08.2024

min czytania

Udostępnij

Nie to, żebyśmy się tłumaczyli, ale czas ucieka i coś, co przed chwilą było nowością, dziś już nią nie jest. Nie zmienia to faktu, że niezależnie od dat, na przedstawione dzisiaj płyty warto zwrócić uwagę. Przed nami głównie nowości oraz kilka zaszłości, które z różnych powodów dotarły do redakcji z opóźnieniem. To już ostatnia odsłona przed wakacjami. Kolejne nowe i nieco starsze płyty omówimy jesienią.

Brzmienia tradycyjne

Magda Magic Piskorczyk – Jubilee Night At Jesień z Bluesem (2023)

Magda Piskorczyk to czysta, niczym nieskrępowana, wysokowoltażowa energia. Przynajmniej tak ją zapamiętałem z koncertu, który kiedyś organizowałem. W trakcie próby, nim ktokolwiek się zorientował, była raz na scenie, raz przy konsolecie, czuwając nad jakością każdego szczegółu. Warto jednak podkreślić, że ów pietyzm przejawia się tylko do pewnego poziomu. Później jest już jazda, spontaniczność i naturalność. Tak też było tamtego wieczoru, gdy nieco przypadkowa publiczność została porwana rytmem i komunikatywnością. I oto, po prawie dwudziestu latach, dostaję do posłuchania płytę z koncertowym materiałem, tyle że pochodzącym z roku 2021; Magda obchodziła wtedy okrągłą rocznicę swojej scenicznej działalności. Takie spotkania po latach bywają bardzo ciekawe. Nie będę ściemniać, że jestem fanem polskiego bluesa; zwykle tego typu przeniesienia działają trochę na siłę. Zwykle, bo w tym przypadku jest inaczej. Formuła, którą proponują wokalistka i jej zespół, jest prawdziwa. Trudno mówić o „polskim bluesie”, ponieważ jest to już blues międzynarodowy. I wcale nie chodzi o to, że koncert stanowi przegląd różnych motywów, nurtów i tematów, a o zjawisko w sensie ogólnym. Największy atut (poza naturalną grą bandu) stanowi głos Magdy Piskorczyk: niski, chropowaty i ciężki. W związku z tym niepotrzebnie pogłębia go octaverem czy innym harmonizerem. Lepiej było zostawić tak, jak jest. Poza tym w masteringu zastosowano zbyt dużą kompresję, co słychać zwłaszcza na wyhamowanych bębnach. Widocznie trzeba było jakoś skontrolować pasma. Pozostaję zwolennikiem inteligentnego nasycania garów zamiast kompresji, ale widocznie inaczej się nie dało. To jednak naprawdę drobiazgi, jeśli spojrzeć na całokształt. Bo ten jest wart uwagi.

Plug’N’Blues – Taki los (2023)

Plug’N’Blues gra kameralnie, swojsko i spokojnie. Lubię proste i samowystarczalne składy. Tutaj mamy do czynienia z klasycznym instrumentarium. Na perkusji gra Waldemar Winkler, na klawiszach – Jakub Matys, na gitarze basowej – Ireneusz Matys. Za gitarę i śpiew odpowiada Tomasz Łabowicz. W kilku utworach słyszymy też Patrycjusza Gruszeckiego na trąbce. Plug’N’Blues to przyjemna, swobodna i zrelaksowana przestrzeń, brzmiąca bezpiecznie i niemęcząco po godzinnym odsłuchu. To ważne, ponieważ wielu wykonawców, chcąc zwrócić na siebie uwagę, przypuszcza na zmysły atomowy atak. Pozytywny efekt przynosi to przez pierwsze trzy minuty, a później zaczyna się katorga. W tym przypadku tak nie jest. Materiału słucha się dobrze od początku do końca. Zasadnicza wątpliwość? Zwykle krytykuje się wokal, bo to element najbardziej słyszalny. Staram się nie być w tej drużynie. Ale tym razem nie być jest trudno. O ile całość brzmi profesjonalnie i z przekonaniem, o tyle wokalista zwyczajnie się czai, a barwa jego głosu nadaje się raczej na rekolekcje niż na płytę. A szkoda, bo to właśnie Tomasz Łabowicz odpowiada za lwią część naprawdę przyjemnych kompozycji i życiowych tekstów. Skoro tak zgrabnie powiedział „a”, to dobrze by było, gdyby powiedział też „b”. Szczególnie że gra też na gitarze i akurat z tym radzi sobie znakomicie, dokładając swoją cegiełkę do profesjonalnej całości tworzonej przez kolegów. Śpiew zdecydowanie nie powinien stanowić składnika, którego należy się domyślać. Przeciwnie, powinien rozdawać karty, rządzić w aranżacji i ciągnąć ją do przodu. Kiedy ktoś pyta, jak sobie poradzić z tym tematem, zwykle mówię: jeżeli masz się czaić, bo do końca nie wiesz, jak zaśpiewać, nagraj demo, zostań z nim na pół roku i atakuj frazę z różnych stron. Żyj tymi liniami i tekstami. Śmiej się, płacz, módl się i pracuj. Po takim uczciwie przeprowadzonym półrocznym ćwiczeniu partie wykonają się same. Albo przynamniej będą brzmieć lepiej, niż brzmiałyby zaśpiewane ot tak.

Lucky Troubles – The Road (2023)

Uwielbiam tria. Albo inaczej: uwielbiam ich odwagę. Niezmiernie trudno bowiem walczyć o uwagę słuchacza z okrojoną paletą środków wyrazu. W kwartecie lub kwintecie to już nie taki problem. Gdyby więc Rush, The Police, Nirvana, Muse, Cream, Primus czy ZZ Top grali w większych składach, zapewne nie robiliby aż takiego wrażenia. Warto również zaznaczyć, że istnieje ogromny plus trzyosobowych składów: łatwiej skumulować energię i odpowiednio nią gospodarować. No i kasa lepiej się dzieli na trzy niż na cztery. Zejdźmy jednak na ziemię, bo mówimy: a) o polskiej scenie, b) o projekcie tworzonym przez doświadczonych muzyków, którzy jednak nie wypełniają stadionów, c) o akustycznym bluesie z elementami country. Taki właśnie kierunek reprezentują Lucky Troubles. Pisząc ten tekst, najpierw włączyłem muzykę, a dopiero później zajrzałem do książeczki. Zawsze tak robię, ale tym razem musiałem sięgnąć po nią szybciej, żeby się upewnić, czy aby na pewno skład jest od nas. Muzyka płynie bowiem wyjątkowo naturalnie i lekko. Nawet zły angielski nie psuje wokalu Jakuba Andrzejewskiego, grającego również na gitarach. Oprócz samego brzmienia to jeden z największych atutów Lucky Troubles. Zespół tworzą: Jakub Andrzejewski (gitary, gitara hawajska, śpiew), Andrzej Kownacki (perkusja, instrumenty perkusyjne), Maciej Zdanowicz (gitary, bas, chórki). Poza nimi w różnych utworach wystąpili gościnnie: Kasia Rościńska – chórki, Jan Mazurek – skrzypce, Bartłomiej Szopiński – organy Hammonda, Maciej Błażej Kręc – bas, Przemysław Ślużyński – klaskanie, Adam Wendt – saksofon, Ignacy Wendt – trąbka.

Jedna z najlepszych płyt w tym zestawieniu.

Asia Czajkowska – Pianissima (2024)

„Pianissima” to najświeższa nowość ze wszystkich tu omawianych. Miała jednak dużo czasu, by dojrzeć, ponieważ idea zakiełkowała w głowie artystki jeszcze w roku 2013. Wtedy to zamarzył jej się album nagrany z różnymi pianistami. Mamy niemal połowę lat dwudziestych XXI wieku i oto pojawia się „Pianissima” – rzecz, która zasługuje nie tylko, by zwrócić na nią uwagę, ale również wyróżnić. Album to podróż przez różne wrażliwości kompozytorsko-wykonawcze, bowiem każdy z pianistów stworzył grany przez siebie utwór. Poza Asią Czajkowską wystąpili: Sebastian Zawadzki, Bartek Staszkiewicz, Mateusz Sobiechowski, Bogdan Hołownia, Tomasz Lewandowski, Andrzej Frołow, Igor Nowicki, Jacek Cichocki i Michał Maciudziński. Ten ostatni udziela się również wokalnie i tworzy z Asią duet w jednym z utworów. Wszyscy zagrali na tym samym modelu fortepianu, ale to nie najważniejszy element spajający całość. Tym jest oczywiście głos pomysłodawczyni wydawnictwa. Nienastrojony, za to nastrojowy, naturalny, momentami jadący po bandzie, nie bojący się zachwiań na granicy dysonansu rodem z tradycyjnej, etnicznej wręcz estetyki. To wszystko składa się na kameralną, autorską formułę, z którą chciałoby się pozostać dłużej. Nie będę się popisywał wyczuciem i opowiadał, jak doskonale słyszę niuanse pomiędzy stylami gry wykonawców. Bo też nie o to chodzi. Bardziej istotne jest, na ile te różne przecież utwory pozostają spójne i jak budują płytę. Bo przecież to ona – jako całość – jest najważniejsza. A ta całość jest bardzo dobra.

Brzmienia nowoczesne

Sabina – Bluemental (2023)

Sabina proponuje lekkostrawną elektroniczno-etniczną mieszankę, plasującą się gdzieś pomiędzy eurowizyjną szamańskością a dynamicznym kawiarnianym tłem, pasującym do poczwórnego ristretto z dużą ilością spienionego mleka migdałowego. Na przepięknie wydanej wkładce, złożonej z odrębnych arkuszy, została wystylizowana na Indiankę czy leśną czarodziejkę, pozującą do zdjęć z wilkiem. Sam chodzę po niebezpiecznych lasach, w których naprawdę są wilki i nie jestem pewien, czy „Bluemental” pasowałby jako podkład muzyczny do takich spacerów. Wydaje się, że klimat albumu należy potraktować jako coś, co realizuje się we wnętrzu artystki, a nie w jej codzienności. Podobnie jak w nurcie malarsko-literackim zwanym sentymentalizmem wieś była piękna, ale z daleka, tak tutaj wszystkie te lasy, wilki i dzikie przestrzenie to raczej coś umownego. Teksty oscylują głównie wokół dylematów i fantazji współczesnych wrażliwych pań z klasy średniej w wieku balzakowskim. Przy czym należy pamiętać, że tak jak „60 is the new 40”, tak „30 is the new 20”. Są to więc przemyślenia bardziej dojrzałego początku życia niż jego środka. A co z samą muzyką? Dobry, choć mocno przetworzony wokal porusza się całkiem zgrabnie po momentami bardzo trudnych liniach. Do zalet należą także energetyczne kompozycje, oparte na ładnych melodiach. Podoba mi się również higieniczna produkcja, jeśli się przymknie oko na jej laboratoryjną sterylność. Zdaję sobie sprawę, że dziś coraz więcej osób realizuje płyty „in the box” (czyli w komputerze), ale w takich przypadkach przydałoby się chociaż trochę rozluźnić. Skoro w sesji wzięli udział żywi instrumentaliści, warto by przywołać chociaż trochę tego życia, nie tylko w tempach, ale również we frazach i zróżnicowanej dynamice. Nie ma potrzeby wyrównywać absolutnie każdego uderzenia i cyzelować każdego dźwięku, choć zdaję sobie sprawę, jak mocno podkręcone jest… wszystko w naszych czasach i jak trudno się odważyć na odchylenie od narzuconych standardów. Rozumiem jednak, że produkcja została wyliczona pod współczesne radio w niegłupim wydaniu. Jeżeli więc taki jest główny target Sabiny, to szczerze życzę jej powodzenia i czekam na kolejny album.

Brzmienia alternatywne

Strefa Niskich Ciśnień – Hyperborea (2021)

„Hyperborea” to bardzo starannie opracowana EP-ka. Wielu wykonawców idzie dziś po linii najmniejszego oporu, wypuszczając „cokolwiek, aby było, a później się zobaczy”. Niektórzy jednak traktują słuchaczy z szacunkiem i zdają sobie sprawę, że rzadko kto dziś kupuje płyty CD. Ale skoro już kupuje, to powinien dostać coś więcej niż dobrze brzmiący materiał. Trzeba zaznaczyć, że ten materiał brzmi więcej niż dobrze – naturalnie, w pełnym paśmie, ciekawie, głęboko i kolorowo. Co najbardziej intrygujące – efekt udało się uzyskać pomimo faktu, że paleta barw, jaką operuje zespół, nie jest bynajmniej tęczowa, a raczej złotobrązowa, stonowana i ciepła. Tak pomiędzy 500 a 3000 kelwinów, gdyby chcieć się posłużyć synestetyczną metaforą. Na krótkim albumiku spotkało się kilka osobowości: Krzysztof Matysiak (grający m.in. na klarnecie basowym, syntezatorach i pianinie elektrycznym oraz obsługujący sampler, looper i efekty specjalne), Mariusz Kupczyk (gitara basowa), Tomasz Dzikowski (gitara) i Michał Dolny (perkusja). To jednak nie wszystko, co trzeba wiedzieć. „Hyperborea” została bowiem zainspirowana malarstwem Tomasza Bzdęgi. W pełni instrumentalna produkcja koresponduje z abstrakcyjnymi formami malarskimi, opartymi na dawnych wierzeniach Greków na temat krainy wiecznej szczęśliwości, daleko na nieokreślonej północy.

Okruszek nie ma szans! – Tańczysz z pijanymi? (2021)

Zaszłość z roku 2021, ale skoro dotarła do redakcji, to słuchamy i piszemy. Dziwna nazwa zespołu i dziwny tytuł płyty wywołują mimowolne pytanie, czy to są jakieś jaja. Ale nie. Materiał jest całkiem na serio. „Tańczysz z pijanymi?” to erudycyjny rock’n’roll/postpunk z koncertową energią. Zaangażowane teksty prowadzą do gorzkiej konstatacji, że w naszej nasyconej dobrobytem, kapitalistycznej rzeczywistości ciągle istnieją jednostki średnio zadowolone. Największym atutem „Okruszka…” jest sprawność instrumentalna. Panowie łoją równo, zdecydowanie i w każdym takcie słychać, że nie urodzili się wczoraj. Poza tym kompozycje są nie dość, że melodyjne i bez kompleksów, to jeszcze momentami wzbogacone cytatami z różnych kapel (zakładam, że ulubionych). A wszystko płynie tak naturalnie, jakby muzycy sami napisali przytaczane fragmenty. Żeby jednak nie było za słodko: zasadniczym minusem albumu są wokal i jego realizacja. O ile zespół gra sprawnie, melodie naprawdę istnieją, a każdy komponent miksu słychać dokładnie, o tyle śpiew znajduje się na mocno kontrolnym poziomie. I znowu, nie chodzi o to, że do wokalu najłatwiej się przyczepić, więc się czepiam. Po prostu dobrze by było, gdyby był publikowalny. Niestety, zgłoski giną w gęstych i czadowych aranżach, a intonacja jest mocno… punkowa i (z dobrej woli) zakładam, że celowo niedbała. Może o to chodziło? Są słuchacze, dla których liczy się przede wszystkim przekaz, energia i klimat. I chyba właśnie dla nich powstała omawiana płyta. Istnieje jednak szansa, że wyrobiony odbiorca również da się porwać koncertowej energii zespołu. Sam jestem ciekaw, jak grupa brzmi na żywo i niewykluczone, że to sprawdzę, mimo że na jakiekolwiek występy wybieram się obecnie bardzo rzadko.

M2SCHRON – O co bieda? (2023)

Warta odnotowania zaszłość z roku 2023. Zespół powstał w czasie pandemii. W swoich założycielskich intencjach odwołał się do nie tak dawnej przeszłości, w której modne było łączenie mocnego grania z rapem. Znalazł się rubryce z alternatywą, a nie muzyką tradycyjną, ponieważ na współczesnej scenie działa niewielu takich wykonawców. M2SCHRON stanowi zatem wyjątek i nie płynie głównym nurtem. Taki paradoks, bo niektórzy uważają tego typu koncepcję za przebrzmiałą i naiwną. Pamiętam, że kiedy jeden z zaprzyjaźnionych zespołów z Warszawy wrócił po latach z podobną formułą, spotkał się z lawiną nieprzychylnych komentarzy o „odkrywaniu Limp Bizkit”. Jak zatem to traktować? Wtórne to czy nie wtórne? Alternatywne czy anachroniczne? Moim zdaniem to nieistotne, ale tylko jeśli dany wykonawca reprezentuje odpowiedni poziom. M2SCHRON reprezentuje. Co ciekawe, zamiast DJ-a (co byłoby typowe) ma w składzie beat boxera i muzyka grającego na cajonie. „O co bieda?” to edycyjnie oszczędna, ale z pomysłem wydana płyta. Trzymając ją w rękach po raz pierwszy, byłem przekonany, że kurier dostarczył… struny do basu. Szybko się jednak okazało, że opakowanie zawiera płytę CD z podtytułem „prawdopodobnie ostatni album nagrany przez człowieka”. Bez przesady. Są jeszcze ludzie, którzy naprawdę grają. W środku, oprócz podstawowych informacji, nie ma nic. Za to kod QR prowadzi do strony zespołu. M2SCHRON proponuje nie tylko mocne, dynamiczne i energetyczne utwory, w których rap miesza się ze śpiewem, ale również zaangażowane liryki, tykające momentami (po nazwiskach) niektóre postacie z naszej sceny politycznej. Polecam wszystkim stęsknionym za Limp Bizkit, Linkin Park czy Slipknotem.

Soundscape – Revival (2024)

Materiał ukazał się w styczniu 2024. Jest więc zaszłością, choć nie aż tak odległą. Nazwa Soundscape części fanów progresywnego rocka powinna coś mówić. W 2014 roku zespół wydał swoją debiutancką płytę, po czym… rozpłynął się, jak to nierzadko bywa. Nieobecność na scenie wiązała się jednak z głębokim przeobrażeniem. Zmieniły się zarówno skład (nowy wokalista), jak i formuła artystyczna. Dawniej grał bowiem o wiele mocniej, a wspomniana płyta „Synæsthesia Deluxe” zawierała metalowe galopady, potężną sekcję, ostre gitary i growling. Teraz Soundscape powraca z EP-ką, której niewiele zabrakło do pełnego albumu; mniej więcej dwunastu minut, zakładając, że w świetle prawa LP zaczyna się od 35 minut wzwyż. I szkoda, bo proponuje muzykę przede wszystkim przyjemną, choć złożoną. Czteroosobowemu składowi bez klawiszy udało się utworzyć przestrzeń miękką i otwartą, niepozbawioną jednak energetycznych fragmentów. Estetyka sprawnie i naturalnie oscyluje pomiędzy światem lirycznym i dynamicznym. Punkt wyjścia stanowi współczesny rock progresywny/art rock, ale bez ścigania się i prężenia muskułów, jak to dawniej bywało. Mocniejszy akcent położono na teksty, które dzięki melodyjnemu wokalowi Przemysława Zubowicza da się nie tylko odróżnić, ale również naprawdę usłyszeć. Za muzykę odpowiada gitarzysta Krzysztof Siryk. Sekcja rytmiczna to Mariusz Bieniasz (perkusja) i Tomasz Marmol (gitara basowa). Kawał dobrej roboty, ale czekam na pełną płytę!

 

Michał Dziadosz

Hi-Fi i Muzyka 05/2024

Przeczytaj także

Same nowości – jesień/zima 2024, część 3

12.03.2025

Muzyka

Fonografia

Same nowości – jesień/zima 2024, część 3

Peter Frampton – wśród najlepszych

27.02.2025

Muzyka

Wydarzenia

Peter Frampton – wśród najlepszych

Kasia Nova Kochać Wydanie własne/e-muzyka 2024

20.02.2025

Muzyka

Winyl

Kasia Nova – Kochać

Charles Mingus – jazz z dynastii Ming

20.02.2025

Muzyka

Sylwetki / monografie

Charles Mingus – jazz z dynastii Ming

Marcin Wargocki Droga

10.02.2025

Muzyka

Winyl

Marcin Wargocki – Droga

Nowości płytowe – jesień 2024, cz. 2

10.02.2025

Muzyka

Fonografia

Nowości płytowe – jesień 2024, cz. 2

The Cure wracają do studia

01.02.2025

Muzyka

Wydarzenia

The Cure wracają do studia

Ukryte pod „Czarną maską”

23.01.2025

Muzyka

Wydarzenia

Ukryte pod „Czarną maską”