Tryb nocny

01.01.2025

min czytania

Udostępnij

dark mode

Urządzenia elektroniczne z trybem nocnym pojawiły się pod koniec pierwszej dekady XXI wieku. Może nawet nie tyle urządzenia, co programy, takie jak f.lux z 2009 roku, automatycznie dostosowujące temperaturę barwną ekranu do otoczenia. Z początku tego otoczenia nie badały, a posługiwały się zegarkiem. Kiedy nadchodził wieczór, zmniejszały ekspozycję światła niebieskiego po to, żeby lepiej nam się spało.

Na zainteresowanie dużych graczy przyszło poczekać kilka lat. W 2016 roku rozwiązał się worek z ciemnymi stronami www. Jedną z pierwszych był Twitter, później dołączyli inni, jak choćby YouTube w 2018. Dalej trend przeniósł się na przeglądarki. O ile się nie mylę, zaczęło się od Chrome’a, a następnie opcję wprowadzono do ustawień Firefoksa. Równolegle podobne rozwiązania pojawiły się w systemach operacyjnych. Fani Apple’a nie musieli czekać na aktualizację Safari, ponieważ w 2016 roku firma wprowadziła funkcję Night Shift do iOS 9.3. Do Androida i Windowsa Night Light wszedł rok później – do wersji 7 Nougat i udanej „dziesiątki”, która przywróciła Microsoftowi sympatię użytkowników po wcześniejszych nieszczególnie zgrabnych próbach zastąpienia sędziwego XP.
Ludzie polubili tryb nocny. Trudno powiedzieć, czy dlatego, że faktycznie oczy się mniej męczyły, czy też treści stały się lepiej widoczne w ciemnym otoczeniu. Co do drugiego mam wątpliwości, bo w takich sytuacjach przeważnie rozjaśniali ekran. Co innego w laptopach i smartfonach – tam „nockę” włączało się po to, żeby bateria trzymała dłużej; wiadomo, ekran zużywa najwięcej prądu. Czy faktycznie miało to istotny wpływ na żywotność akumulatora? Opinie były podzielone. Nikt też nie przeprowadził stosownych badań dla ekranów LCD, bo i po co, skoro te są podświetlane równomiernie i nieprzerwanie, niezależnie od kolorystyki. Co innego OLED-y. Tam czarne piksele w ogóle nie świecą, a ciemne świecą mniej intensywnie, więc sprawa jest, nomen omen, jasna. Skojarzenie: ciemniej – mniej prądu działało jednak skuteczniej niż tryb nocny zapakowany do oprogramowania.

Co innego serwisy, strony internetowe, a nawet niektóre programy. Tu faktycznie tryby różnią się jak dzień od nocy i nikt się nie zastanawia nad zabójczą rolą błękitu. Sam jestem miłośnikiem ciemnych motywów, bo wydają mi się bardziej eleganckie i lepiej się na nie patrzy. Tam, gdzie to możliwe, zwykle wybieram księżyc. Zapewne dlatego uznałem, że nasz nowy serwis będzie z difoltu ciemny. Jeżeli ktoś woli jasne ustawienia, wystarczy wybrać słoneczko i z głowy.
Ale nie o tym zamierzałem rozprawiać. Ostatnimi czasy moją uwagę przykuło przeniesienie nocy na duże i wielkie ekrany, tym razem całkiem dosłownie. Na początku zaznaczę, że byłem już zaszczepiony, bo lubię praktycznie wszystkie filmy, chociaż najbardziej te, których akcja przez co najmniej 10 minut rozgrywa się w kosmosie. A tam, wiadomo, mrok, gwiazdy i jedyna taka próżnia, w której słychać eksplozje i wizg nadświetlnych silników. To jednak tzw. prawda ekranu, na którą narzekają głównie mendy z fantazją inżyniera, bo fan „Gwiezdnych wojen” bez ćwierkania laserowych działek nie dostanie ciarek na plecach. Szkopuł w tym, że kosmos jeszcze całkiem niedawno był jakby… jaśniejszy. Bardziej przypominał perspektywę mieszkańca Nowego Jorku po północy niż ryby na dnie Rowu Mariańskiego. I jakby tego było mało, jeden za drugim cisną się na ekrany całkiem niekosmiczne filmy, w których jest ciemno, jak w przysłowiowej d…e, po czarnej kawie.

Dla jasności: to filmy przez wielkie „F”, czyli z budżetem, w ramach którego nikt nie musiał oszczędzać na elektryce. Ciemność stała się w nich nowym środkiem wyrazu, a prawdziwie nocne zdjęcia pokazały – przynajmniej moim oczom – fascynujące piękno i uderzający realizm. Pierwszym szokiem poraziły nocne sceny batalistyczne w ostatniej serii „Gry o tron”. W ogóle, jakby się zastanowić, to czas fabuły rozegranej nocą był chyba dotąd niespotykany w podobnych produkcjach. Następny przykład: najświeższy „Indiana Jones”. Porównajcie stosunek dnia i nocy w tej i wcześniejszych częściach. A już „Królestwo planety małp” to akcja prowadząca do wielkiego nocnego finału. Przykładów jest więcej i coraz szybciej ich przybywa, ale miejsca mało, więc i ja będę już zmierzać do finału. Podsumuję po białostocku: „dla mnie się to podoba”, bo spełniam dwa podstawowe warunki: mam ledwie zeszłoroczny OLED z wysokiej serii, a jak przyjdzie co do czego, to i światło w pokoju telewizyjnym mogę zdusić do zera. Pierwsze rozwiązanie kosztuje słono, drugie już nie, bo sprawę załatwiają przyzwoite rolety. Inny punkt widzenia ma mój ojciec, korzystający z nie-oleda, i nie mający opcji przeciwlotniczego zaciemnienia pokoju. Również spodobał mu się odmłodniały Indiana, ale pod adresem nocnych sekwencji padło przed „tego się nie da oglądać” tyle mocnych słów, że nie sposób spamiętać.

Na tę okoliczność obmyśliłem zupełnie nową teorię spiskową. Ludzie przestali zauważać różnice pomiędzy starszymi, całkiem niezłymi, a nowymi, wyżyłowanymi i wspaniałymi ekranami. No to spotkali się producenci oledów, mikroledów oraz nanoledów z filmowcami i zagadali: Szanowni koledzy, zróbcie coś z tym fantem. Świecimy coraz mocniej, barwniej, czyściej, a ludzie tego nie widzą, jakby im oczy niewymownym zarosły. Na co poddani dziesiątej muzy odpowiedzieli zgodnie: No, to teraz zobaczą.

Przedstawicieli branży roletowo-żaluzyjnej w tym układzie na razie nie znajduję. Zapewne nieroztropnie, bo i tutaj krąży brzęczący pieniądz.

Maciej Stryjecki
Hi-Fi i Muzyka 10/2024

Przeczytaj także

08.12.2024

Felietony

Z grubej rury

16.10.2024

Felietony

Lekko

05.09.2024

Reportaże / Galerie

Monachium High End 2024 – 5

04.09.2024

Reportaże / Galerie

Monachium High End 2024 – 4

03.09.2024

Reportaże / Galerie

Monachium High End 2024 – 3

02.09.2024

Reportaże / Galerie

Monachium High End 2024 – 2

01.09.2024

Felietony

Porada

01.09.2024

Reportaże / Galerie

Monachium High End 2024 – 1