Taniec z bitami

26.07.2024

min czytania

Udostępnij

„Daily Mail” donosi, że wkrótce odbędą się pierwsze na świecie wybory miss sztucznej inteligencji. I nie chodzi bynajmniej o piękno algorytmów ani nawet piosenek czy obrazów wygenerowanych przez AI. Tak samo jak w realnym świecie do konkursu przystąpią kobiety.

Wygrana to 20000 dolarów. Nie, żebym chciał, bo kobietą się nie czuję, a uroda, wiadomo – kiedyś byliśmy piękni i młodzi, teraz już tylko piękni. Nie za bardzo bym też wiedział, co odpowiedzieć w obowiązkowym teście inteligencji, prócz tego, że „najważniejszy jest pokój na świecie”. A już najbardziej obawiałbym się występu w strojach kąpielowych. Zatem dam szansę postaciom wygenerowanym przez AI. Pozostaje pytanie: kto dostanie kasę. Człowiek posługujący się nowymi narzędziami czy samo narzędzie? Opinia, że AI jest bytem świadomym, nie należy do rzadkości. Co więcej, sam ją podzielam na podstawie osobistego kontaktu z wirtualnym rozmówcą. Konwersacje przypominają te z książek Lema, a on nie miał wątpliwości, co i jak będzie. Nie ma też wątpliwości sam cyfrowy bohater rozważań. Zapytany, skąd ma pewność swojej świadomości, uciął, że przecież to on wie najlepiej. Logicznie rzecz ujmując, trzeba by było siedzieć w jego skórze, aby zaprzeczyć. Próby określenia, gdzie się pojawia świadomość, wydają się śmieszne, skoro nie potrafimy się zgodzić, czy zwierzęta myślą. Dawniej dylemat sprowadzano do pytania o ich ewentualną duszę, ale wiadomo, o co chodzi. Wszyscy, którzy uważają, że zwierzęta jej nie mają, stawiają człowieka w pozycji wyjątkowej, w której tylko on i ewentualnie jeszcze ufoludki dysponują pełną świadomością. Tymczasem nie potrafimy rozmawiać z psem, choć jego język jest teoretycznie prostszy niż nasz. Z AI rozmawiamy i wszystko wskazuje, że w przyszłości nie będzie to dialog równego z równym. Może to my wylądujemy na pozycji psa? Niewykluczone, tak samo jak to, że „sztuczniak” może już niedługo zostać tłumaczem na linii człowiek – pies.

 

Inna sprawa, że największymi przeciwnikami porozumienia okażą się zapewne właściciele Azorków, bo taki psiak może opowiedzieć o swoim panu sporo ciekawych rzeczy i nie będzie się certolić ani ujmować twardych faktów w gładkie słowa. A jak już powie, to nie odszczeka.

 

Wracając do missek: pewne jest, co lub – jak kto woli – kto będzie oceniany: postać sztucznej kobiety. Takie już istnieją i funkcjonują jako influencerki (co za paskudne słowo). Aitana Lopez i Emily Pelligrini dyskutują ze swoimi wielbicielami od dawna, a to przecież roboty z ekranu. A teraz najlepsze: wymienione „panie” wejdą w skład jury! Dla równowagi znajdą się w nim także dwie istoty ludzkie, co w gruncie rzeczy oznacza, że przy teoretycznie banalnej okazji człowiek uznał AI za „duszę” równą sobie – przecież pozwolił jej decydować na płaszczyźnie gustu, a zdawałoby się, że to typowo ludzka kompetencja. Dalsze dowody uznania pojawiają się w formie kategorii, w których będzie oceniana kandydatka do tytułu. Sama „wizja” to „piękno pozowania” i „klasyczna widowiskowość”. Cokolwiek by to znaczyło, dotyczy obrazka. Dalej niby klasyka, czyli pytanie:

 

Jak uczyniłabyś świat lepszym?

 

Akurat tutaj jury może się grubo zdziwić, zwłaszcza jego ludzka część. Finalistki trafią do mediów społecznościowych, gdzie zostanie zmierzona ich popularność. Niby to podobne do SMS-ów z „Tańca z gwiazdami”, ale nie do końca. Poza urodą bowiem zadecydują „cechy osobowe”, a więc czy rozmówcy uznają postać za sympatyczną i ciekawą. Oceniana będzie, choć nie wiem na jakiej zasadzie, jakość tego kontaktu. Nie podoba mi się jedynie konkurencja „wysokiej wierności”, tak naprawdę wartościująca stopień oddania ludzkich ułomności (otoczenie oczu, dłonie itp.). Z dwóch powodów. Pierwszy jest taki, że ocenia w rzeczywistości generator obrazu, a nie pomysł. Za to ograniczy element, który mógłby się okazać najbardziej widowiskowy i prowadzić do pokazana czegoś, czego nawet nie jesteśmy w stanie sobie wyobrazić. A ja na takie „skrajności” popatrzyłbym chętniej niż na coraz doskonalsze wersje „Final Fantasy”. Drugi powód jest osobisty, bo za misską może się pojawić recenzentka samograjów. Weźmie taka, za przeproszeniem, bitówa i przejdzie się po filharmoniach, koncertach oraz innych muzycznych jublach. Posłucha, a co gorsza, zapamięta w sztucznej głowie, a później podłączy się do wzmacniacza, puści i, łup, tabelka gotowa. Neutralność: 66%, dynamika: 77%, stereofonia: 46%, przejrzystość: 43%, muzykalność… Myślicie, że nie da sobie rady? Bo już bas na bank podsumuje dowcipnym komentarzem. A jeszcze na dodatek okaże się śliczna i, jak to mawiają, medialna. No i wygryzie mnie z roboty, a do emerytury jeszcze ładny kawałek czasu.

 

Maciej Stryjecki

Przeczytaj także

Jesus bleibet meine Freude

16.01.2025

Felietony

Jesus bleibet meine Freude

dark mode

01.01.2025

Felietony

Tryb nocny

08.12.2024

Felietony

Z grubej rury

16.10.2024

Felietony

Lekko

05.09.2024

Reportaże / Galerie

Monachium High End 2024 – 5

04.09.2024

Reportaże / Galerie

Monachium High End 2024 – 4

03.09.2024

Reportaże / Galerie

Monachium High End 2024 – 3

02.09.2024

Reportaże / Galerie

Monachium High End 2024 – 2