Organizacyjnie

20.04.2024

min czytania

Udostępnij

Na pierwszej stronie zwykle marnuję miejsce na różne luźne tematy. Choć trafiają się i ważne, jak na przykład nadreprezentacja sprzętu klasy hi-end w koreańskich serialach.

Widziałem kilka; w ogóle bardzo lubię koreańskie kino, ale akurat na sprzęt nie zwracałem uwagi. Tymczasem doszły mnie słuchy, że niemal w każdym muszą się pojawić jakieś oryginalne „aparaty”, co wydaje się dziwne o tyle, że tamtejsza oferta jest z naszej perspektywy skromna. Przyznam, że oprócz HiFi Rose nie kojarzę innej marki, a to przecież kraj zaawansowany technologicznie. Może więc wkrótce się to zmieni? Może społeczeństwo osiągnęło już ten poziom zamożności, że poszukuje nowych form ekspresji na półkach pod sufitem. Nie wiem, ale na pewno warto obserwować to zjawisko. Kolejny news komunikacji pantoflowej głosi, że największa sieć sprzedaży płyt w Polsce zamierza się wycofać z formatu CD. Podobno towar zalega i trzeba robić wyprzedaże, żeby coś drgnęło u dziadka w rajtuzach. Wszystko wskazuje, że funduje się nam kolejny „przeżytek” i relikt archaicznej techniki.

 

Tymczasem na grupach dyskusyjnych coraz częściej pojawiają się odkrywcze stwierdzenia, że CD jednak gra lepiej od plików. Mam z tego schadenfreude, bo marudzę podobnie od lat i zastanawiam się, czy ludzie naprawdę nie słyszą tego ściśnięcia planów i wyjałowienia niskiego zakresu góry.

 

Jak widać – słyszą, tylko na wszystko trzeba czasu, jak mawiała moja babcia. Wydaje się, że rynek zaczyna zauważać wyższość danego formatu w momencie wieszczenia jego zgonu. Nie macie déjà vu? Co sprytniejsi śledzą promocje w dyskontach, w czasie których można złowić ciekawy album w cenie torby śliwek. Jeżeli mamy powtórkę z historii, to warto teraz kupować, bo za kilka lat będzie pustynia. Następny temat jest okołobranżowo-polityczny, ponieważ dotyczy muzyków. Polityką się nie zajmujemy, ale to akurat specyficzny problem. Nauczyciel ze szkoły muzycznej zauważył, że wprawdzie dzieci odetchną od prac domowych, ale akurat jego działka to specyficzna odnoga edukacji, bo nauka polega głównie na mozolnej, samodzielnej pracy w czterech ścianach, czyli ćwiczeniu godzinami. Bez tego nie ma mowy o postępach, a rola nauczyciela sprowadza się tak naprawdę do wskazania, jak uczeń ma ćwiczyć i co poprawić, zaś całą pracę ma wykonać on sam. Oczywiście, najlepiej by było, gdyby nauczyciel cały czas przy nim siedział i pilnował, ale to już zalatuje zamordyzmem. Inna sprawa, że najczęściej dzieci męczą się w szkołach muzycznych kompletnie bez sensu.

 

W dzisiejszym świecie miejsce jest tylko dla wybitnych.

 

Może więc każda placówka w pierwszych trzech latach powinna dokonywać drastycznego odsiewu? Mniej zdolni będą mieli szansę skoncentrować się na przydatnych społecznie dziedzinach i łatwiej znajdą pracę. Obrazuje to wpis na portalu społecznościowym mojego kolegi z Akademii Muzycznej: „Jakiś czas temu miałem spotkanie z pewną osobą; powiedzmy, że było ono ważne. Pani, która ze mną rozmawiała, spytała, jakie mam wykształcenie. Odpowiedziałem, że wyższe. Rozmówczyni dopytała jakie, na co odpowiedziałem, że muzyczne – dodając, że >>tak wyszło<<. Ona na to: nie, proszę pana. >>Tak wyszło<< to mogłoby być w przypadku osoby niepełnosprawnej. Człowiek w życiu dokonuje wyborów. I to, że poszedł pan na nierynkowe studia, to był wyłącznie pański wybór”. Teoretycznie racja, tyle że niektórzy absolwenci zrobili kariery w korpo i doszli do wysokich stanowisk. Rekrutował ich jednak inny specjalista, niewykluczone że szef wspomnianej pani. Muzycy są bowiem cenieni za obowiązkowość i zdolność do systematycznej, wielogodzinnej pracy, wyrzeczeń – wynikających z codziennego bębnienia, trąbienia i szorowania po drutach – oraz pracy zespołowej. Podobno wykształca im się również półkula, nie pamiętam która, ale ta, co u innych pasożytuje. I właśnie ona w korpoładzie coś tam ułatwia lub skraca jakiś proces. Muzycy w świadomości tych head hunterów siedzą w jednym worku ze sportowcami szykowanymi na zawodowych oraz wojskowymi.

No i miało być organizacyjnie, a wstęp pochłonął miejsce przeznaczone na treści zasadnicze. Cóż, bywa i tak. Wobec tego w skrócie: aplikacja mobilna (e-hfm) nie działa i działać nie będzie. Nie nasza wina, bo zewnętrzna firma dostarczająca tę platformę zakończyła działalność. Problem dotknął nie tylko nas; doświadcza go wiele innych tytułów prasowych. Nie jesteśmy w stanie nic na to poradzić, ale możemy zachęcić do korzystania z innych e-wydań naszego tytułu, a przede wszystkim – do prenumeraty drukowanego magazynu. Lubicie analogowo, to bądźcie konsekwentni. Zresztą, ostatnio subskrypcji przybyło, może za względu na puste miejsce po aplikacji, może z innych powodów? Nie wiem, ale cieszy mnie to nie mniej niż wiosenne słońce za oknem.

 

Maciej Stryjecki

Przeczytaj także

Audio Video Show 2024

15.02.2025

Reportaże / Galerie

Audio Video Show 2024

hi fi i muzyka 12 2024

13.02.2025

Bez kategorii

Życzenia

Jesus bleibet meine Freude

16.01.2025

Felietony

Jesus bleibet meine Freude

dark mode

01.01.2025

Felietony

Tryb nocny

08.12.2024

Felietony

Z grubej rury

16.10.2024

Felietony

Lekko

05.09.2024

Reportaże / Galerie

Monachium High End 2024 – 5

04.09.2024

Reportaże / Galerie

Monachium High End 2024 – 4