Zaplanowaliśmy wszystko typowo: zdjęcia w redakcji, transport do jednego recenzenta, później do drugiego – rutynowe działania, które wykonujemy od lat. W tym wypadku okazało się jednak, że urządzenia są tak ciężkie i w drewnianych skrzyniach nieporęczne, że po pierwszym poważnym uszkodzeniu ciała, wywołanym przez przedwzmacniacz, postanowiliśmy wykonać odsłuchy u dystrybutora. Nie mogliśmy więcej ryzykować.