HFM

Ayon Orion

Mag 16-19 09 2010 01Sprzęt Ayona mieliśmy już okazję recenzować. Zarówno wzmacniacze, jak i źródła tej firmy nieodmiennie robiły na nas dobre wrażenie. Krążą pogłoski o produkowaniu ich w Chinach, jednak jakość wykonania sugeruje, że nawet jeśli Austriacy zlecili wykonanie dalekowschodniej fabryce, to jest to fabryka bardzo porządna. Z naszych dotychczasowych doświadczeń wynika bowiem, że dźwięk tych urządzeń jest najlepszej europejskiej klasy.

Ayon Orion należy do mniejszych i tańszych wzmacniaczy Ayona. Jest to stosunkowo prosta integra z parą popularnych tetrod strumieniowych KT-88 na kanał. Uzyskano z nich moc 50 W, wystarczającą do wysterowania większości kolumn. Lampy sterujące i odwracania fazy to popularne rosyjskie 12AU7A.


Wzmacniacz jest ciężki, przy czym większość masy jest ulokowana z tyłu. Mieszczą się tam zapuszkowane transformatory wyjściowe i zasilający. Z oględzin wynika, że są to duże i solidne podzespoły, co dobrze rokuje, bo we wzmacniaczach lampowych od transformatorów głośnikowych zależy jeśli nie wszystko, to z pewnością jakość basu.
Na przedniej ściance znalazło się pokrętło selektora źródeł, siły głosu, a także wyjście słuchawkowe i czujnik podczerwieni (do zdalnego sterowania wzmocnieniem służy zgrabny, a przy tym solidny pilocik). Z tyłu komplet złoconych gniazd: trzy wejścia liniowe, wyjście z przedwzmacniacza, złącze USB, odczepy dla kolumn 4i 8-omowych, a także rząd czterech diod i czterech mikropotencjometrów, służących do regulacji biasu lamp mocy. Jest też gniazdo IEC z wyłącznikiem i wskaźnikiem polaryzacji zasilania.
Złącze USB nie jest z tych, które pozwalają na wpięcie pendrive’u. Nie ma też żadnych informacji o przetworniku na pokładzie Oriona, ale chyba faktycznie musi tam siedzieć jakiś utajony DAC, bo USB jest przecież standardem przesyłu cyfrowego. Wzmacniacz jest dosyć nowy i wprawdzie w sieci jest dużo wzmianek na jego temat, ale gniazda USB nikt nie tknął. Ja też nie (nie miałem czego tam podłączyć), jednak możliwość podłączania nośnika plików jest współcześnie zaletą. Tak czy inaczej, mamy tu sporo atrakcji, nawet bez USB. Widok tylnej ścianki nie kojarzy się z budżetowym sprzętem; wskazuje raczej na spore ambicje tego urządzenia.
Większość elektroniki rozmieszczono na płytkach drukowanych, chociaż jest też sporo kabli. Przewody do potencjometru Alpsa i selektora źródeł obiegają wewnątrz całą obudowę, co nie jest rozwiązaniem szczególnie zalecanym. Wejścia zabezpieczono hermetycznymi przekaźnikami. Elementy bierne są dobrej jakości, widać na przykład sporo kondensatorów polipropylenowych. W zasilaczu zastosowano m.in. dławik. Żywotność lamp mocy przedłuża układ opóźnionego załączania anody.
Wzmacniacz przystosowano do pracy w dwóch trybach: standardowym – pentodowym oraz triodowym. Wybiera się go przełącznikiem na górnej ściance obudowy. Oczywiście, kiedy lampy pracują jako triody, moc spada, ale nadal jest to przyzwoite 30 W. Ogólnie Orion robi wrażenie bardzo solidnie wykonanego i bogato wyposażonego. Taka budowa pozwala oczekiwać równie porządnego dźwięku.

Alek Rachwald

Mag 16-19 09 2010 opinia1

W teście porównywałem oba tryby pracy. Możliwość wyboru znacząco rozszerza kompatybilność Oriona, tak w odniesieniu do repertuaru, jak i urządzeń towarzyszących.
Do pierwszej próby Ayon przystąpił z pokrętłem ustawionym na literę P. W tym trybie oferuje maksymalną moc, w pełni wykorzystując możliwości czterech KT-88. Usłyszałem naprawdę dobry dźwięk.
Od początku uwagę zwracają rozmach i swoboda. Scena jest duża i oderwana od kolumn. Panuje na niej umiarkowany porządek, a każdy instrument pilnuje swojego, powiedzmy, rewiru. Zachowując się w nich bardzo odpowiedzialnie, by nie przekroczyć granic „bon ton”, eksponuje swoją atrakcyjność.
W sekcji wysokich tonów nacisk położono na łagodność. Skrzętnie unika się ostrości, a mimo to nie gubi szczegółów. Gdyby dołączyć do tego odrobinę aksamitności, soprany byłyby jeszcze lepsze. Pojawiające się czasem chropowate podbarwienie zdradza lekki fałsz takiej ekspozycji.
Średnica w wykonaniu Oriona ma bardzo lampowy charakter, jest ciepła, ale nie grozi samozapłonem. Wokale kobiece i instrumenty smyczkowe są nieco pogrubione – jakby występowały w wersji zimowej. W niektórych nagraniach pojawia się lekkie „nosowanie” – zjawisko znane w świecie pentod.
Bas bierze przykład ze średnicy. Popisuje się masywnością, jest rozłożysty i soczysty, przyjemnie otula słuchacza. Czyni to jednak z wartym docenienia wyczuciem i kontrolą. Przekładając to na konkretny repertuar, uzyskujemy atrakcyjne brzmienie. W trio jazzowym – mocno i odważnie uderzany rytm, głębiej na scenie umieszczony fortepian i nienatarczywe talerze. Określony charakter prezentacji nie przeszkadza czerpać przyjemności i informacji z porównywania dźwięku różnych fortepianów. Errard z 1849 roku zdecydowanie się różni od współczesnego koncertowego Steinwaya. W nagraniach symfonicznych, gdzie dużo się dzieje, rewiry mają delikatny problem ze współpracą. W ekosystemie pojawia się wtedy lekka nerwowość, zauważalna w porównaniu z wyższej klasy amplifikacją.

Mag 16-19 09 2010 02     Mag 16-19 09 2010 03

W trybie triodowym nadleśniczy ma wolne. Wychodzi to wszystkim na dobre. W rewirach pojawia się większa swoboda. Sprawy traktowane są lżej, ale radośniej. Wysokie tony wybrzmiewają pewniej i odważniej. Lepiej odwzorowana jest akustyka nagrań. Naturalności nie brakuje także średnicy. Głosy odrzucają gorset i odzyskują swobodę oddechu. Bas jest mniej pompatyczny i raźnie nadąża za resztą. W tym trybie trio jazzowe zyskuje lepszy atak i dźwięczność, wokale większą bezpośredniość, a orkiestra symfoniczna porządek i właściwe proporcje pomiędzy sekcjami. Pojawia się lepsza mikrodynamika, mimo że wzmacniacz, ze względu na mniejszą moc, gra ciszej.
Przy próbie podłączenia Beyerdynamików DT-150 okazało się, że zajęcie wyjścia słuchawkowego nie odcina wyjść głośnikowych. Nici z nocnych odsłuchów w tajemnicy przed domownikami. Chyba że zdecydujecie się za każdym razem odłączać przewody głośnikowe.

Mag 16-19 09 2010 04     Mag 16-19 09 2010 05

Brzmienie stopnia słuchawkowego jest analogiczne do prezentacji na głośnikach. Można korzystać z dobrodziejstwa wyboru trybów P/T. W pierwszym DT-150 zagrały za tłusto; w drugim – zupełnie przyjemnie. Użyteczność tej opcji pozostaje jednak ograniczona.
Jako najtańszy wzmacniacz w ofercie Ayona Orion z łatwością pozycjonuje się w lampowym mainstreamie. Nie zaskakuje nowym spojrzeniem na odtwarzanie muzyki. Jest dobrym wyborem dla poszukujących lampowego wzmacniacza o atrakcyjnym wyglądzie i sporych możliwościach, przy zachowaniu korzystnej ceny.
Na co dzień pozostawiłbym go w trybie triodowym. Wyobrażam sobie jednak sytuacje, w których cieplejsze i dociążone brzmienie pentod będzie się lepiej komponować z hiszpańskim winem i okolicznościami przyrody. Ayon jednak potrafi zrozumieć potrzeby człowieka.

Paweł Gołębiewski

Mag 16-19 09 2010 opinia2

Odsłuch rozpocząłem od trudnej do odtworzenia płyty tria Thomasa Chapina „Sky Pieces”. Trudnej, bo mało melodyjnej i wypełnionej dźwiękami perkusji. Od razu stało się jasne, że brzękliwe odgłosy wypadają bardzo dobrze. Ukazała się też dobra głębia sceny, szerokość i lokalizacja uderzeń.
Również barwa nie pozostawała w tyle. Dźwięki nie były suche ani płaskie, lecz mieniły się odcieniami. Cechowała je swego rodzaju naturalna twardość, dynamika. Miały wyraźnie zarysowane krawędzie. Saksofon brzmiał miękko i przyjaźnie, a bardzo istotny na tej płycie kontrabas prezentował sporą masę, dobrą dynamikę oraz tempo narastania i wygasania dźwięków. Zachowywał równowagę między pudłem a struną. Tego nagrania można było słuchać głośno.
Na płycie Jordi Savalla „Dziesięć lat później” Ayon świetnie oddał rozmach pierwszegoutworu,którybezodpowiednio dynamicznej elektroniki wypada nudno. Następujące potem kompozycje na violę da gamba zabrzmiały zajmująco; śledzenie dźwięku okazało się emocjonującym zajęciem. Do barwy dźwięku trudno się było przyczepić. Wprawdzie możliwe jest nieco większe podgrzanie, ale czy byłoby to z pożytkiem? Nie wiem. Ta płyta to w znacznej mierze test na dynamikę, opracowany do pokazywania przewagi starych wzmacniaczy Naima nad resztą świata. Ayon wystąpił bardzo dzielnie i nie dał się pokonać.
Skoro tak, to przyszła pora na crash test: „Piąty element” Erica Serry. Po pierwsze, Orion nie łagodził. Ostre wokale i nieco kliniczny dźwięk pozostały, jakie były. Dynamika i rozciągnięcie pasma stały na dobrym poziomie, chociaż przyznam, że w najniższych rejestrach, w scenie lądowania statku, Jazz dłużej poruszał membranami. Jednak „mały” Ayon wali w łeb bez pardonu i w tego rodzaju muzyce radzi sobie dobrze.
Doświadczenie z inną płytą, służącą zasadniczo do testów stereofonii, było jeszcze lepsze, bo i płyta lepiej nagrana. Nie zauważyłem agresji w wysokich tonach, został natomiast wciągający dźwięk. Stereofonia na „Amused to Death” stała na poziomie, do jakiego przyzwyczaiły mnie kolumny ARM, czyli dobrym, choć nie holograficznym, natomiast uwagę zwracała dynamika, wsparta głębokim i kontrolowanym basem.

Reklama

Po przełączeniu w tryb triodowy powtórzyłem cały cykl (nawiasem mówiąc, takich przełączeń dokonuję minimum minutę po wyłączeniu wzmacniacza, od kiedy lampowiec ASL, wyposażony w podobną opcję, o mało nie wystrzelił mi w kosmos membran głośnikowych za jednym przerzuceniem hebelka). Wynik tej zmiany na niektórych płytach okazał się ewidentny. Na „Piątym elemencie” wyraźnemu ograniczeniu uległa nadmierna szorstkość wokali. Dało się jednak zauważyć również lekkie spowolnienie w porównaniu z pentodą. Wzmacniacz wolniej „podchodził” do każdego dźwięku. Sybilanty były mniej suche, co zwłaszcza w tym przypadku było samym dobrem, a bas – nie tak potężny. Zauważyłem również mniej „strzału” głośnikiem, za to minimalnie więcej barwy. W muzyce kameralnej brzmienie instrumen-tów było bardziej dostojne, ale – mimo urody dźwięku – w moim odczuciu ogólnie gorsze niż w trybie pentodowym. Tak czy inaczej, wzmacniacz na braki w barwie i plastyczności nie narzeka. Jednak muszę przyznać, że w moim systemie wolę pentodę.
Moja ogólna opinia o Orionie jest jak najlepsza. Ayon był łaskaw zejść sporo poniżej pułapu 10 kzł, nie tracąc przy tym wiele z jakości brzmienia. W efekcie powstał wzmacniacz, który uważam za bardzo korzystną ofertę dla osób poszukujących „normalnej” amplifikacji, zdolnej wysterować typowe kolumny, a jednocześnie pragnących spędzić swoje życie przy blasku lamp elektronowych. Albowiem życie jest krótkie, sztuka długa, Ayon zaś sztukę muzyki przybliża z dużym talentem.

Alek Rachwald

Mag 16-19 09 2010 daneTechniczne

Autor: Paweł Gołębiewski i Alek Rachwald
Źródło: MHF 03/2010

Pobierz ten artykuł jako PDF