ModWright Instruments KWA 100SE

4449032016 005ModWright Instruments to firma jeszcze młoda. Powstała w sierpniu 2000 roku z inicjatywy pasjonata hi-fi i miłośnika muzyki – Dana Wrighta. Wtedy to Dan postanowił przekształcić swoje hobby, polegające na ulepszaniu gotowych urządzeń, w profesję.

Pierwszy poważny projekt polegał na modyfikacji flagowego odtwarzacza SACD Sony SCD-1 i zaopatrzeniu go w zbalansowane wyjście lampowe. Następnie na warsztat trafił odtwarzacz SCD-777. Rezultat był tak dobry, że przyniósł firmie ModWright sławę wśród zwolenników modyfikacji. 



 



Do Philipsa SACD 1000 Dan zaprojektował własne układy lampowe i półprzewodnikowe. Stąd był już tylko krok do pierwszej oryginalnej konstrukcji – przedwzmacniacza lampowego ModWright SWL 9.0, który miał premierę w 2003 roku. Dopiero sześć lat później pojawiła się końcówka mocy KWA 150 („HFiM 1/2011”).
Aktualnie amerykańska wytwórnia produkuje preampy lampowe i tranzystorowe wzmacniacze mocy. Nie zrezygnowała jednak z modyfikacji i na jej stronie nadal można znaleźć ofertę upgrade’u odtwarzaczy Sony i Oppo. Kierunek zmian jest zawsze ten sam – ocieplenie cyfrowego brzmienia.

 

4449032016 001Gęsta topologia
z licznymi zabezpieczeniami.


W projektowaniu wzmacniaczy mocy KWA 150 oraz młodszego KWA 100 uczestniczył Alan Kimmel – inżynier teoretyk, zajmujący się doskonaleniem wzmacniaczy lampowych i tranzystorowych. Swą wiedzę wykorzystał także przy preampie lampowym LS 36.5.
Kiedy dotarła do mnie końcówka KWA 100SE, moja ekscytacja sięgnęła zenitu. Ze względu na przystępną cenę i wysoką moc jest to firmowy bestseller. Od KWA 150 różni się mocą i tranzystorami w stopniu prądowym (MOSFET-y zamiast bipolarnych). Natomiast w porównaniu do KWA 100, który pojawił się w 2010 roku, w wersji SE liczba tranzystorów wzrosła o 40 procent, a o 100 procent zwiększyła się pojemność kondensatorów filtrujących. Ponadto kluczowe kondensatory w zasilaniu i torze sygnałowym zostały zamienione na własne opracowania MWI. W istotnych dla jakości dźwięku miejscach układu oporniki wymieniono na cenione japońskie Takman Carbon Film. Firma zapewnia, że dzięki wprowadzonym modyfikacjom brzmienie znacznie się poprawiło w porównaniu z wersją podstawową.
Nie zmieniono zasadniczej konstrukcji, która jest symetryczna. Sercem wzmacniacza KWA100 jest dzieło Alana Kimmela – pojedynczy napięciowy stopień wzmocnienia, nazwany „Monolitycznym stopniem muzycznym”. Układ nie został objęty globalną pętlą sprzężenia zwrotnego. Jest w pełni różnicowy i zaprojektowany oraz wykonany ręcznie w USA.

 

4449032016 001W trzy nóżki
można
wkręcić kolce


Budowa
Testowany egzemplarz KWA 100SE objawił się w eleganckiej czarnej wersji, ale dostępny jest także z płytą frontową w kolorze srebrnym. Duże litery nazwy firmy i modelu nie rzucają się w oczy dzięki stonowanej barwie. Cechą charakterystyczną jest wielkie logo MWI wyfrezowane w centrum frontu i podświetlone dyskretnymi niebieskimi diodami. Po włączeniu diody pulsują przez około 50 sekund. W tym czasie stabilizują się parametry pracy urządzenia.
Główny włącznik sieciowy znajduje się z tyłu nad gniazdem IEC. Natomiast przełącznik wybudzający urządzenie z uśpienia umieszczono z lewej strony frontu, pod spodem. Wystarczy go lekko nacisnąć.
Z tyłu widać wejście RCA i XLR oraz pojedyncze terminale głośnikowe. Przy gnieździe IEC ulokowano hebelkowy przełącznik odcinający uziemienie. Może się przydać, kiedy w systemie pojawi się przydźwięk, będący efektem pętli masy. Odcinanie uziemienia nie jest zgodne z unijnymi dyrektywami, ale pomaga się pozbyć buczenia w głośnikach.

 

4449032016 001Dyskretne wzornictwo i zgrabna bryła
wpasują się
w każdy system.


Z tyłu jest także włącznik dodatkowych diod, oświetlających od środka pokrywę wzmacniacza. Są w niej szerokie, podłużne nacięcia, które wentylują wnętrze. Wieczorem, kiedy w pomieszczeniu wyłączy się światło, z MWI bije niebieska poświata. Aż kusi, żeby diody oświetlały sufit, gwarantując niesamowity nastrój, towarzyszący muzyce. Wystarczy postawić wzmacniacz na najwyższej półce.
Obudowa jest bardzo sztywna, skręcona trzema tuzinami śrubek. Trzy nóżki zakończono kolcami, które, jeśli zajdzie taka potrzeba, będzie można wykręcić.
Pod pokrywą znalazł się potężny toroid o średnicy 12 cm i wysokości 13 cm. Został przykręcony pionowo w przedniej części wzmacniacza. Tuż za nim mamy mały transformator amerykańskiej firmy Tamura Microtran, który prawdopodobnie służy do wybudzania wzmacniacza z trybu czuwania. Dwa inne transformatorki, tym razem szwedzkiego Lundahla, zastosowano na wejściu. Symetryzują sygnał z gniazd RCA.

 

4449032016 001Bestseller ModWrighta – końcówka mocy
KWA 100SE.


Pięć par tranzystorów na każdą stronę przymocowano do dwóch długich radiatorów anodowanych na niebiesko. Wzrok przyciąga bateria ośmiu elektrolitów CDM Cornell Dubilier USA o wartości 27000 mikrofaradów każdy. Większość kondensatorów w układzie sygnałowym ma oznaczenia MWI. Znajdziemy też czerwone Wimy oraz wspomniane japońskie warstwowe oporniki Takmana. Układ wygląda na dość skomplikowany i ma kilka stopni zabezpieczeń, m.in. przed przeciążeniem, zwarciem i przegrzaniem.


Wrażenia odsłuchowe
Już w pierwszych minutach słuchania KWA 100SE pokazał wyjątkową muzykalność, przestrzeń, ciepło, ale również kontrolę basu. Moje Tannoye GRF Memory nigdy wcześniej nie były zasilane tak dobrym wzmacniaczem tranzystorowym. A że w pamięci miałem triodę Air Tight ATM 300, mogłem go z nią wirtualnie porównać. Na pierwszy ogień poszły audiofilskie rarytasy.
Szkoda, że wytwórnia DMP już nie istnieje, a Tom Jung nie nagrywa nowych płyt. Jego uszy i doświadczenie do dziś gwarantują dźwięk na najwyższym poziomie, o czym można się przekonać, słuchając brazylijskiego pianisty Manfredo Festa z płyty „Just Jobim”. Perkusiści Steve Davis i Cyro Baptista tworzą tu rytmiczny puls, wzbogacony dźwiękami „przeszkadzajek” długo wybrzmiewających w przestrzeni. Nasycenie czynelami, dzwonkami, trójkątami, muszelkami i łupinami osiąga apogeum w standardzie Jobima „Double Rainbow”. ModWright przewyższa lampową elitę dokładnością detali i subtelnym eksponowaniem kontrabasu Davida Fincka, który we wszystkich urządzeniach, jakie miałem lub recenzowałem, pozostawał głęboko w tle, a czasem jakby przysypiał.

 

4449032016 001Otwory wentylacyjne
układają się w logo firmy.


Jeszcze więcej instrumentów perkusyjnych kreuje przestrzeń rodem z amazońskiej dżungli na płycie „Club de Sol” Davida Chesky’ego. Jego fortepian brzmi nadzwyczaj słodko. Mruczący kontrabas kontrastuje z metalicznym blaskiem czyneli. Właśnie wydobywanie kontrastów wydaje się ulubionym zajęciem ModWrighta, a to przekłada się na emocje, które towarzyszą słuchaniu. Wzmacniacz potrafi podgrzać atmosferę i przyspieszyć bicie serca. Co dla mnie istotne, wydobywa subtelne detale nawet przy cichym graniu. Sprawdzi się więc do nocnych odsłuchów w bloku.
Balet Davida Chesky’ego „The Zephyrtine” w nowej realizacji techniką Binaural+ usadawia słuchacza w miejscu dyrygenta. Instrumenty orkiestry symfonicznej są na wyciągnięcie ręki, ale scena jest tak rozległa, że do kotłów mamy naprawdę daleko. Ich tąpnięcie może przestraszyć, ale lepiej się skupić na tych wszystkich flecikach, fagotach, trąbkach, rogach, smyczkach, dzwonkach i harfie, które razem urozmaicają muzykę. Imponująca dynamika i dramaturgia wywołują mrowienie na skórze. Symfonika to żywioł ModWrighta.
A bas? Ten z koncertowej płyty „Companion” Patricii Barber wgniata w fotel już przy pierwszych szarpnięciach strun kontrabasu. A kiedy wokalistka uruchamia głośniki Leslie w swoim Hammondzie B3, płyną dźwięki tak słodkie, że musiałem przerwać spisywanie wrażeń, żeby w pełni oddać się ich chłonięciu.

 

4449032016 001Niezbędne gniazda plus wyłączanie
oświetlenia i odłączanie uziemienia.


Oklaski publiczności są tak realistyczne, jakbym sam klaskał. W utworze „Use Me” Michael Arnopol ma swoje pięć minut na zapierającą dech solówkę kontrabasu. Ile się tu dzieje w fakturze niskich i bardzo niskich tonów! Bas jest twardy i konturowy; wielobarwny i mruczący, kiedy wirtuoz puszcza strunę swobodnie. Aż nogawki furkocą. I jemu, i mnie.
Intymne westchnienia Melody Gardot z płyty „My One And Only Thrill” w jej rozszerzonej wersji potrafią uzależnić. Wokalistka śpiewa tak blisko mikrofonu, że słychać, jak rozchyla usta, nim wydobędzie głos. A ten jest tak naturalny, jakbym ją słyszał tuż przed sobą. Nie podbarwiony ani rozjaśniony, lecz lekko matowy, głęboki – taki pamiętam z jej koncertów.
Powyższe odsłuchy przeprowadziłem, korzystając z lampowego przedwzmacniacza Anthem Pre1. Po zmianie na DAC-a Mytek Stereo 192 DSD z regulacją głośności, delikatne, naturalne ocieplenie płynące z lamp uleciało, a pojawiła się dokładność wycięta skalpelem. Przestrzeń zaś zyskała zupełnie czarne, chłodne tło, które z lampą miało delikatny, satynowy połysk.

 

4449032016 001Duży transformator toroidalny
i bateria elektrolitów gwarantują zapas mocy.


Pierwsze wrażenia nie były przyjazne dla cyfrowego świata, ale po chwili się przyzwyczaiłem, bo Melody Gardot z tej samej płyty śpiewała równie magicznie. Zasługą ModWrighta było rzetelne opisanie różnic pomiędzy światami: lampowym i tranzystorowym. Ponieważ Mytek pozwala podłączyć końcówkę kablem XLR, kolejne odsłuchy przeprowadziłem w takiej właśnie konfiguracji.
Co było do przewidzenia, poprawiła się dynamika, a detale stały się bardziej czytelne. Płynąca z głośników muzyka wydawała się czysta niczym górski strumień.
Nie mogłem się oprzeć pokusie posłuchania plików hi-res. Album „Swing” orkiestry pianisty Dicka Hymana (Reference Recordings; 24 bity/88,2 kHz) roztoczył imponującą przestrzeń, a trzymany w ryzach rytm podkreślały precyzyjnie zdefiniowane instrumenty perkusyjne. ModWright z upodobaniem ten rytm podkreślał, co jest pochodną jego nieskrępowanej dynamiki.

 

4449032016 001Najładniejsze radiatory w branży
i zabezpieczenie termiczne


„Koncerty Brandenburskie” Bacha w wykonaniu Dunedin Consort (Linn, 24/192) miały jednak czar i ciepło, a zdawało się, że Mytek im na to nie pozwoli. Ten czar jest ukryty w muzyce, instrumentach i samym nagraniu, ale trzeba mieć wzmacniacz taki jak ModWright, żeby te cechy wydobyć w sposób, który sprawi słuchaczowi przyjemność.
Dowodem ostatecznym i niepodważalnym jest wokal Diany Krall z albumu „Wallflower” – bliski i naturalny, jak nigdy dotąd. Aż nie chce się z Dianą ani z ModWrightem rozstawać.

 


Konkluzja
Mniejsza końcówka ModWrighta gwarantuje wystarczającą dynamikę, by potęgę orkiestry symfonicznej przenieść do salonu i w najbardziej emocjonujących momentach wywołać mrowienie na plecach. Jest rzetelna i precyzyjna, a przy tym pokazuje w muzyce ciepły, ludzki wymiar. Pewnie są wzmacniacze lepsze i mocniejsze, ale ten w rozsądnej cenie oferuje wszystko, czego mi trzeba.


 

 



 

 

ModWrightkwa100se o




Janusz Michalski
Źródło: HFM 03/2016

Pobierz ten artykuł jako PDF